Pan nie musiał się spieszyć, ale widać lubi szybką jazdę. Ulice są puste, więc Warszawa nadaje się do szarżowania. Dobrze, że się zapięłam. Zatrzymujemy się... na Myśliwieckiej 3/5/8. Przede mną metalowo-szklana konstrukcja. Wychodzę i czuję, jak nogi się pode mną uginają. Mam wrażenie, że odłączam się od ciała. Za chwilę spotkam się z kosmitami.
Nie bardzo wiem, czy mam tak stać i czekać, czy podejść do drzwi. Siłą woli zmuszam się, żeby iść. Podchodzę do drzwi, a one zupełnie normalnie, bezszelestnie się otwierają.
We wnętrzu siedzi portier. Powtarzam czynności jak z kierowcą. Nie mogę przestać się rozglądać w środku rękawa. Po chwili z głębi korytarza wychodzi szczupła, wysportowana kobieta w cyklamenowych spodniach i kolorowej bluzce. Redaktor Grażyna Dobroń ma piękne, jasne długie włosy. Uśmiecha się do mnie, zagarnia ramionami i .....dalej niewiele pamiętam.
Kolejne zdjęcia, które zarejestrował mój mózg pochodzą z wnętrza radiowego studia.
Przede mną zapas wody, czarne pająki mikrofonów. W uszy uwierają mnie wielkie słuchawy. Jedna ma być na uchu, a druga trochę obok. Kiedy się poruszam słyszę, że coś mi w uszach skrzypi. Po chwili dostrzegam, że oczy Grażyny Dobroń patrzą z niepokojem na moją rękę. Nie wiedziałam, że własna ręka może być taka ruchliwa. W trakcie mojej wypowiedzi ona puka i puka o stół.
Blat stołu pokrywa miękka tkanina, jednak oczy pani redaktor wyraźnie sygnalizują zagrożenie. Ręka się uspokaja.
Obserwuję, co robi dziennikarka, wpatruję się w czarnego pająka, żeby moje usta były cały czas w zasięgu jego sieci, zerkam w ściągawkę na stole (ależ byłam kiedyś przytomna!). Słyszę, że teraz mówię, a moja ręka znowu zaczyna wystukiwać jakiś rytm. Nie chce się uspokoić. Widzę, że to niemożliwe. Wysyłam do niej komunikat: "Pukaj bezszelestnie, nie dotykaj stołu." Posłuchała.
Pani redaktor czyta maile, pokazuje, kiedy ma grać muzyka. Chwila wytchnienia. Zadaje mi pytanie. Moje oczy muszą być okrągłe ze zdumienia. Kiedy ponawia się akcja w studio, pani Grażyna zaczyna czytać ze swojej kartki notatki na temat tego, o co mnie przed chwilą pytała. To się nazywa warsztat! Wie, czego chce i potrafi przewidzieć rafy.
Spoglądam na zegar. Niewiarygodne. Już pierwsza. Napięcie opada. Powoli zaczynam sie asymilować z otoczeniem. Spokojnie komentuję maile, rozmawiam ze słuchaczami. Około drugiej adrenalina tak mnie nakręca, że teraz mogłabym tu zostać do rana. A to już koniec. Jeszcze tylko poprawka krótkiego nagrania na poranek i ciśnienie wyprowadza mnie na zewnątrz budynku. Znowu otwierają się drzwi samochodu. Za chwilę stajemy przed budynkiem hotelu. Kosmici mnie wypuszczają.
Budzę się rano w pokojowym hotelu. Nie bardzo wiem, czy mogę pokazać światu twarz. A może lepiej się schować? Co ja tam nagadałam?
Jeśli chcesz, możesz posłuchać.
http://www.polskieradio.pl/9/304/Artykul/633164,Gdy-ludzie-kochaja-za-bardzo
Ja się boję.