Cały czas podejście SMART do wyznaczania celów nie do końca mi leży. Owszem jest poprawne i zdroworozsądkowe, trudno się nie zgodzić, że cel musi być specyficzny, mierzalny, atrakcyjny, realistyczny i terminowy. Nadal coś mnie uwiera.
Gdy czytam sobie listę jeszcze raz to rzuca mi się w oczy realizm. Skąd mam wiedzieć, że cel jest realistyczny w momencie, w którym sobie coś postanowiłem? Realny w mojej specyficznej sytuacji, bo to, że ktoś inny to zrealizował, bądź realizuje niekoniecznie oznacza, że w mojej rzeczywistości będzie to realne. No ale ok. Idąc w tą stronę niczego sobie nie postanowimy i narzucamy na siebie ograniczenie. Załóżmy, że coś sobie wymyśliliśmy. W moim przypadku niech to będzie zdobycie stopnia instruktorskiego w Krav Maga.
Cel jest specyficzny, mierzalny ? mam stopień lub nie, atrakcyjny ? też jest lubię sztuki walki, natomiast gdybym miał go określić w tym momencie na skali atrakcyjności to pewnie byłoby to 6/10, realistyczny ? da się wykonać. Brakuje tylko terminowości. I co teraz?
I teraz pojawia się szczególna pułapka, w którą wpada sporo osób, nie tylko na gruncie osobistym. Powiedziałbym, że dużo częściej dzieje się to w projektach biznesowych. Zgadujemy datę na kiedy można to zrobić, tak, żeby zaimponować szefowi i rzucamy jakąś datę, która nic wspólnego z realizmem nie ma już wspólnego, dużo bardziej z wróżeniem z fusów. Później z tej daty trudno się wycofać, bo wszyscy święci o tym wiedzą i głupio jest przyznać się do pomyłki. 80% projektów ma ten problem.
W przypadku postanowień termin rzucamy często pod wpływem impulsu. Gdybym teraz ustawił sobie cel na 6 miesięcy to wiem, że to nierealne patrząc na moje obecne priorytety, 12 miesięcy już bardziej, natomiast wiem, że kolejne 3 miesiące raczej nie zacznę nic w tym kierunku robić, bo mój kalendarz jest pełny, więc w takim razie ustalmy sobie 15. Brzmi w miarę rozsądnie. Może nie rzuca na kolana, bo cyfra niezbyt ?ambitna?, natomiast do mnie jakoś przemawia.
Właśnie omówiliśmy sobie pułapkę. To, że cyfra do mnie przemawia nie znaczy, że jest realna! Nie mam zielonego pojęcia co muszę zrobić, żeby taki stopień instruktorski zdobyć. Nie mam pojęcia jaki przyjąć punkt odniesienia, czy 15 miesięcy to dużo czy mało, czy to oznacza 2 treningi w tygodniu czy 5, co jeszcze muszę zrobić i jakie kryteria spełnić. W takim razie pierwsze zadanie to dowiedzieć się, co konkretnie musi się wydarzyć, żeby dojść tam gdzie zamierzam. Szybko sprawdzam i okazuje się, że po 15 miesiącach mogę mieć najwyżej pomarańczowy pas (czyli 2gi od dołu). Żeby dojść do stopnia mistrzowskiego to jakieś 5 lat. Pewnie można być instruktorem wcześniej, natomiast na 100% wiąże się to z intensywniejszym treningiem niż rekreacyjne 2 razy w tygodniu po 1,5 godziny. W tym momencie ten cel wpłynie dosyć istotnie na moje życie. Jego realizacja to długoterminowe zobowiązanie i wyrzeczenia. Jak bardzo jestem gotów ten koszt ponieść? W jakim czasie mogę osiągnąć mój cel trenując tylko raz w tygodniu? Rozważając teraz wszystko w bardziej rzeczywistym świetle, na ile ten cel jest dla mnie atrakcyjny?
A to zdanie piszę już dwa dni później. Obudziłem się na drugi dzień po napisaniu tekstu powyżej i zadałem sobie pytanie: po co? Po kiego grzyba chcę mieć ten stopień instruktorski? Raczej nie zamierzam poświęcać życia sportom walki?
I tutaj docieramy do sedna, albo przynajmniej zaczynamy drążyć. Jeżeli coś robię to chcę być w tym dobry. Bycie instruktorem jest dla mnie oznaką tego, że jestem dobry. Z drugiej strony, mogę mieć odpowiednie umiejętności i nie chcieć zostać instruktorem. Zatem co? Rozsądniejsze byłoby przyjęcie sobie jednak trochę zmodyfikowanego celu. Chcę w ciągu najbliższych 6 miesięcy rozpocząć treningi Krav Maga i kontynuować je z intensywnością pozwalającą mi na stały wzrost umiejętności.
Specyficzny? Jest. Mierzalny. Nie bardzo. Atrakcyjny? Nie brzmi już tak atrakcyjnie. Realistyczny? Aż do bólu. Określony w czasie? Jeżeli chodzi o rozpoczęcie tak, jeżeli chodzi o wynik nie.
Jakby go poprawić? Mierzalność: będę trenował 2 razy w tygodniu w taki sposób, żebym mógł to pogodzić z moim stylem pracy. No dobrze, w ten sposób mierzę moją aktywność, nie mierzę mojego wyniku. Pytanie, czy w takiej działalności wynik jest ważny? No niewątpliwie. Najlepszym sprawdzianem umiejętności jest jednak wspinanie się w górę po poszczególnych stopniach. Zatem określmy to tak: będę trenował 2 razy w tygodniu w taki sposób, żebym mógł to pogodzić z moim stylem pracy, będę awansował na poszczególne stopnie w średnim tempie (określę je sobie z instruktorem na podstawie jego doświadczenia).
W takim razie teraz cel brzmi: W ciągu najbliższych 6 miesięcy rozpocznę treningi Krav Maga, będę kontynuował je 2 razy w tygodniu w taki sposób, żebym mógł to pogodzić z moim stylem pracy, będę awansował na poszczególne stopnie w tempie określonym z moim trenerem.
Specyficzny? Tak. Mierzalny? Tak. Atrakcyjny? Hmm? Realistyczny? Tak, bo uwzględniam jednak moje realia. Dwójka dzieci, kryzys dookoła i rozwijanie biznesu zajmują trochę czasu. Terminowy? Tak.
Co z tą atrakcyjnością teraz. Zmieniłem to średnie tempo na ustalone z trenerem, bo nie lubię być średni. Chciałbym to jakoś podkręcić i dodać do tego działania trochę ?przyprawy?. Nie ćwiczy się sztuk walki po to, żeby tylko bić w worek. Tym elementem pieprzu mógłby być udział w jakimś turnieju, sparingu albo czymś podobnym, gdzie mógłbym się sprawdzić. To już zaczyna być atrakcyjne ?. No to w takim razie kolejne sprawdzenie, czy w ogóle coś takiego istnieje. Czy coś takiego ma sens?
W międzyczasie przyszło mi do głowy coś co jest dla mnie dużo atrakcyjniejsze, a też jest na liście moich rzeczy, które chcę zrobić w życiu. Wybrać się na szkołę przetrwania. Pod względem atrakcyjności stoi wyżej od Krav Maga. Na razie sobie zanotuję na boku, wrócę do tego później, tym bardziej, że inaczej to studium przypadku nie będzie pełne. Poproszę o chwilę cierpliwości, sprawdzam właśnie w sieci jakie są możliwości konkurowania w Krav Maga ;).
Witam dzień później, dziękuję, że wytrwaliście ;). Zastanowiłem się dalej w międzyczasie. Jednak mało ekologiczny pomysł. W mojej pracy nie bardzo mogę biegać z podbijanymi oczami. Na pewno chcę mierzyć tutaj postęp w realnym radzeniu sobie w walce. Kwestia ustalenia jak to robić, bo sport jednak jest mało turniejowy.
No to podsumowując. W ciągu 6 miesięcy rozpocznę systematyczne indywidualne treningi Krav Maga, osiągając umiejętności młodszego instruktora w przeciągu 5 lat.
Jak wypada ocena? Dodałem indywidualne treningi, bo ze względu na dosyć nieregularne wyjazdy ćwiczenie w stałych dniach odpada ? to element urealnienia planu. Specyficzny, mierzalny, realistyczny, określony w czasie jest. Atrakcyjny? Tak. Przemyślałem całość. Ta część mojego życia to hobby, zdecydowanie priorytety są w innym miejscu, tak więc nie będę się zabijał dla sportów walki. To ma być relaks a nie rzeźnia. Jeżeli wszystko dobrze się ułoży to postęp będzie szybszy, jeżeli nie to ważne jest działanie i stała poprawa a nie nagły skok.
A co z survivalem? Na przyszły rok, ten rok to doprowadzenie siebie do rozsądnego poziomu kondycyjnego. Zobaczę pod koniec roku co sobie postanowię na 2010.
Dużo pisania, mam nadzieję, że się przyda. Przelałem na papier moje myślenie o konkretnym celu, o którym się zastanawiałem, żeby pokazać, że cel rzadko wyznacza się w 5 minut. To proces, który trwa jakiś czas. Cel ewoluuje, zmienia się, w trakcie dowiadujesz się coraz więcej i jesteś w stanie określić go z większą precyzją. Zresztą wiem, że w trakcie realizacji też dużo może się wydarzyć.
Jak z tego skorzystać?
1.Wyznacz cel.
2. Sprawdź czy jest SMART.
3. Czy wszystkie elementy ze sobą współgrają (szczególnie realizm z czasem).
Jeżeli nie to:
3a. Zdobądź więcej informacji.
3b.. Popraw elementy, które nie grały. I wróć do kroku drugiego
Jeżeli tak:
4. Sprawdź atrakcyjność tego co napisałeś i zredaguj tak, żeby dawało Ci kopa.
5. Zrealizuj :)
Powodzenia.