Nie był to typowy wojskowy zamach. Historykom, i to wyraźnie dystansującym się od Marszałka, nie udało się wytropić potwierdzonych śladów przygotowującego przewrót spisku. Sam Piłsudski nigdy zresztą nie ukrywał, że do władzy zamierza powrócić, ale jeszcze w końcu 1925 roku zakładał, że nastąpi to stopniowo, ewolucyjnie. Co więcej, konsekwentnie zwalczając "sejmokrację", wytrwale upowszechniał swe racje, tocząc spór zarówno o ustrojowe pryncypia, jak i - zwłaszcza od wiosny 1926 roku - przestrzegając przed rosnącym zewnętrznym zagrożeniem, co wobec traktatowych związków pomiędzy weimarskimi Niemcami a bolszewicką Rosją silnie do opinii publicznej przemawiało. Piłsudski, o czym warto pamiętać, nigdy nie negował ustrojowych fundamentów II Rzeczypospolitej. Sprzeciw, z upływem czasu coraz bardziej gorący, budziła w nim parlamentarna praktyka. I, co ważniejsze, proces permanentnego osłabiania armii przez uzależnienie jej od doraźnych politycznych koniunktur.
W drugiej połowie kwietnia 1926 roku, w obliczu przewlekłego kryzysu gabinetowego, Marszałek postanowił w sposób czynny włączyć się do gry. Najprawdopodobniej właśnie wtedy narodził się pomysł posłużenia się narzędziem umożliwiającym skuteczny nacisk na polityków, a w pierwszym rzędzie prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. Funkcję taką najlepiej mógłby pełnić specjalnie dobrany oddział wojska, złożony z jednostek, których wierności mógł być pewien. Nie byłyby to, rzecz jasna, siły potrzebne do przeprowadzenia zbrojnego zamachu, a raczej takie, które dla jego czysto politycznego wystąpienia stworzyłyby odpowiednio barwne ramy.
Obecność takiego oddziału jasno pokazywałaby, że to właśnie Piłsudski reprezentuje interesy narodowej armii i cieszy się jej rzeczywistym poparciem.Funkcjonujące w naukowym obiegu informacje o rozkazie Żeligowskiego z 18 kwietnia o powierzeniu Marszałkowi dowództwa nad wybranymi jednostkami dla przeprowadzenia ćwiczeń międzygarnizonowych to zapewne jakieś dalekie echo owych zamysłów - notabene nikt z badaczy nigdy nie tylko do oryginału, ale nawet do odpisu takowego rozkazu nie dotarł...
W czasie gdy sytuacja polityczna po utworzeniu nowego wcielenia "rządu Chjeno-Piasta" (czyli koalicji Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej, zwanego ironicznie Chjeną, i PSL "Piast") gwałtownie się zaostrzyła, a pole manewru radykalnie ograniczyli Piłsudskiemu jego przeciwnicy (w wywiadzie opublikowanym 9 maja przywódca PSL "Piast" Wincenty Witos zażądał, by wyszedł z ukrycia i wziął odpowiedzialność za państwo), postanowił podjąć rzuconą mu rękawicę. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że przed południem 11 maja podjął on decyzję, by wywrzeć presję na prezydenta i na rząd Witosa, pojawiając się w stolicy na czele zbrojnego oddziału.
Marszałek zapewne zakładał, że ten pokaz siły powinien okazać się na tyle skuteczny, by rząd się ugiął, zaś tworząca go koalicja się rozpadła. Prezydent, ponownie zyskując w ten sposób swobodę ruchów, powróciłby tym samym do koncepcji uformowania nowego gabinetu nie tylko opierającego się na szerszej politycznej podstawie, ale z Marszałkiem jako jego kluczowym ogniwem. Piłsudski, jak się zdaje, w swych planach nie uwzględnił przeciwników w generalskich mundurach..c.d.n.