Każdy, kto wychował się na wsi lub miał z nią do czynienia przez rokiem 1990, zapewne zauważył jak wielki postęp i zmianę zanotowało polskie rolnictwo. Wieś zmieniła się diametralnie. Jeszcze przecież tak niedawno marzeniem większości rolników było posiadanie ciągnika C-360(tzw. sześćdziesiątka) i prasy. Trzeba pamiętać, że jeszcze na początku lat 90-tych ubiegłego wieku, nie było niczym nadzwyczajnym zobaczenie na polskich polach snopowiązałki, czyli już wtedy reliktu PRL-u, ciągniętą przez ciągnik Władimir. Trzeba zdać sprawę, że rosyjska konstrukcja była solidna, ale bardziej nadawała się do pielęgnacji działek za miastem, niż orki kilkunastu lub kilkudziesięciu hektarów pola. Ale faktem jest, że posiadane wówczas maszyny przez małych rolników, ograniczały się do pługa, ciągnika Władimir lub C-330, fury, rozrzutnika, siewnika czy przewracarki do siana zwanej „grabielnią”. Takie maszyna jak kosiarka rotacyjna, prasa czy opryskiwacz nawozów były zarezerwowane dla wyższej klasy rolników. Nie wspominam już nawet o kombajnach, które były rodzynkiem, bo jeden bizon przypadał chyba na kilkaset hektarów. Dziś już powoli polska wieś dogania zachód. Nowe stu-konne ciągniki zachodnich marek są normą na podwórkach nawet mniej zamożnych i rozwojowych gospodarzy. Także kombajn przestał być nieosiągalny, bo na rynku pojawiło się mnóstwo marek małych kombajnów za nieduże pieniądze. Prasy do siana i słomy poszły w zapomnienie a zastąpiły je belarki. Obecnie rolnicy co raz rzadziej biorą pracę we własne ręce, wszystko staje się zmechanizowane, a narzędzia jak widły, powoli stają się już tylko symbolem ciężkiej pracy na roli. Podsumówując, wieś na przełomie 20 lat zmieniła się bardzo, co oczywiście jest bardzo dobrą rzeczą. Oby polskie rolnictwo zerwało z łatką zacofanego, zaniedbanego i nierentownego, a polski rolnik pokazał, że niczym nie ustępuje zachodnim „farmerom”.