Zgodnie ze słowami Józefa Ignacego Kraszewskiego, „Jest jedna miłość, która nie liczy na wzajemność, nie szczędzi ofiar, płacze a przebacza, odepchnięta wraca - to miłość macierzyńska”. Zdecydowana większość współczesnych kobiet, jest w stanie jednogłośnie krzyknąć, że sensem ich życia są dzieci. Skąd bierze się ten fenomen? Z czego wynika bezgraniczna, bezwarunkowa i ponadczasowa miłość matki?
U jednych kobiet instynkt macierzyński rodzi się w bardzo wczesnej młodości, w wieku nawet kilkunastu lat, u innych proces ten przebiega znacznie później i uczucia macierzyńskie rozpoczynają się dopiero po porodzie. Pierwsze elementy instynktu macierzyńskiego dostrzega się w trakcie wczesnych dziewczęcych zabaw z lalkami. Jakże miło jest patrzeć jak małe przedszkolaczki zgrabnie zmieniają miniaturki pieluszek swoim lalkom, wkładają do plastikowych buzi smoczki i karmią swoje „dzieci” sztucznym mlekiem, tuląc do snu. Zastanowić by się można, kiedy nauczyły się tych czynności? Przecież zabawy te nie są charakterystyczne wyłącznie dla dziewczynek, mających młodsze rodzeństwo, skąd mogłyby czerpać wzorce postępowań. Wydawałoby się więc, że miłość macierzyńska to uczucie wrodzone, tak samo jak instynkt macierzyński. Ale przecież od razu słyszę głosy przeciwników tej teorii: a co z matkami wyrzucającymi swoje dzieci na śmietnik, matkami pozostawiającymi dzieci pod drzwiami kościołów, matkami nie interesującymi się w ogóle swoimi pociechami? Czy one nie posiadają instynktu? Czy brak instynktu to choroba, upośledzenie?
Zapewne trudno jest nam jednoznacznie odpowiedzieć na takie pytania, a jednocześnie trudno jest stanąć w roli oskarżyciela czyjegoś postępowania, nie znając sytuacji osoby osądzanej. Nie sądzę, aby jakiejkolwiek matce łatwo przyszło porzucenie swojego maleństwa. Nawet, jeśli w chwili owego czynu, jest przekonana o jego słuszności, to pewnym jest, że w przyszłości nieraz zapłacze gorzkimi łzami nad konsekwencjami swojej decyzji. Serca nie można oszukać.
O ileż bardziej szczęśliwe są mamy mogące cieszyć się każdą godziną, minutą i sekundą spędzoną ze swoim dzieckiem. Te magiczne chwile, kiedy pojawia się pierwszy ząbek, pierwszy samodzielny krok, pierwszy dzień w przedszkolu, potem w szkole, pierwsza randka, dla otoczenia mijają bezpowrotnie. Tylko mama jest w stanie po kilkudziesięciu latach opowiadać o tych wydarzeniach z entuzjazmem i emocjami tak świeżymi, jakby działy się one dnia poprzedniego. Tylko mama będzie się słaniać ze zmęczenia, aby tylko utulić chore dziecko i ukoić płacz. Tylko mama nie kupi sobie butów, by podarować dziecku nowe klocki. Tylko mama będzie pisać fałszywe usprawiedliwienia i kryć wagary dziecka. Tylko mama!
Czy ktoś nakazuje współczesnym mamom tak postępować? Oczywiście, że nie! W ten właśnie szczególny sposób kobiety znajdują spełnienie swojej życiowej misji. Żadna kobieta, która osiągnęła ogromny sukces w biznesie, zrobiła błyskotliwą karierę i usłyszy od swoich przełożonych lub współpracowników słowa „jesteś dobra”, nie jest tak spełniona jak mama, która odłożyła swój dyplom do szuflady, zajęła się wychowaniem dziecka i usłyszy z jego ust słowa „mamusiu kocham Cię”.
Dla tych słów warto nie przespać setek nocy, warto płakać ze smutku i bezradności, warto spędzić całe dnie w piaskownicy, warto biec, co tchu za dziecięcym rowerkiem, „dla tej miłości warto żyć…”.