Martwić się to nic innego jak realnie szkodzić sobie i adresatowi. To rzucać sobie kłody pod nogi i robić autodywersję. To po prostu proces zgoła odmienny od życia... jak sama nazwa wskazuje... żywimy się dobrymi emocjami, a umartwiamy złymi... one, ukształtowane myślami albo nam pomagają albo szkodzą. 

Data dodania: 2009-12-23

Wyświetleń: 3635

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 6

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

6 Ocena

Licencja: Creative Commons

Martwić się, jak sama nazwa wskazuje to stan odchodzenia od życia. To dążenie do śmierci i tak dosłownie się dzieje, gdy się martwimy. Żywimy się dobrymi emocjami, a martwimy złymi. W pierwszym przypadku my i nasz adresat rośniemy a w drugim znikamy, malejemy, umieramy.  Martwienie się o siebie i o kogoś to akt czystej dywersji, sabotażu, który robimy nie mając świadomości jak katastrofalne skutki wywiera takie nasze działanie. Za martwieniem się o nas i o kogoś stoi wiele, jak nie większość naszych życiowych trudności.

Dotarły do mnie dziś wiadomości o tym jak działają na nas takie myśli naszych najbliższych. Stąd inspiracja do tekstu. Młody chłopak, którego matka całą noc się martwiła ledwo wstaje rano z łóżka. Inny, po nocnych umartwieniach się jego rodziny ma ból głowy, „zamulenie”, nie chce się nic… to właśnie sprawia martwienie się. Tu widać, że słowo „się” jest nieadekwatne, bo dotyka każdej zainteresowanej strony. „Się” – My – wszyscy zaangażowani.

Jeżeli to robisz, to wysyłasz do obiektu Twych zmartwień mnóstwo ciężkiej, negatywnej energii, która oblepia adresata szczelnie, odcinając od niego dopływ czystej, życiodajnej energii. To toksyczne myślokształty, które wnikają w aurę adresata i zaczynają warunkować jego doświadczenie. Każda myśl, którą snujemy o kimś natychmiast trafia do niego…. To niezawodne prawo duchowe. Niestety, w naszym społeczeństwie „umartwiaczy” jesteśmy nieświadomi tego prawa, a takie działania są nagminne. Martwimy się na potęgę o naszych bliskich ROBIĄC IM NIEDZWIEDZIĄ PRZYSŁUGĘ.

Wielogodzinne martwienie się bardzo osłabia… obniża wibrację i adresata i wysyłającego… Robimy to wszyscy nie zdając sobie z tego sprawy… i to w dobrej wierze…. Jednak, za każdym razem, gdy myślimy o kimś w sposób czarny, ciężki, widzimy go w trudnej sytuacji, zmartwionego, smutnego, chorego… biadolimy nad nim, wróżymy, że się coś mu stanie, że przegra, że będzie nieszczęście… Wysyłamy mu energię adekwatną do naszego nastawienia… i tym samym przyczyniamy się do tego, aby to, co nas martwi w jego przypadku sprawdziło się! To jest najgorsza sprawa…, jeśli będziesz się martwił o to, aby Twój syn nie stracił pracy i w związku z tym nie stracił środków do życia to REALNIE PRZYCZYIASZ SIĘ DO TEGO, ABY TAK SIĘ MU STAŁO!!!

Nie wierzymy w takie rzeczy i to jest niestety jedna z głównych przyczyn takiego a nie innego stanu naszej cywilizacji.

Jak się czujesz w wesołym towarzystwie? A jak we wrogim? Czujesz napięcie, chociaż nikt nic nie mówi…? To wszystko to emocjonalne, duchowe wpływy… i to jest norma. Jesteśmy istotami duchowymi przeżywającymi ludzki los w ciałach. Ucząc się, odkrywając swoją duchową tożsamość. Operujemy BARDZO emocjami, myślami. Umysł… to jest nasze centrum dowodzenia i mocy. I możemy naszymi myślami realnie wpływać na wszystko i wszystkich. Stopień tego wpływu zależy od Twojej świadomości samego siebie. Te wpływy, nawet jak są nieświadome mogą być bardzo potężne… wystarczy je podlać obficie emocjami, które są jak paliwo dla myśli…, jeżeli się martwisz…, jeżeli spędzasz wiele godzin na zamartwianiu się to wysyłasz OGROMNE ilości ciężkiej energii, która dosłownie zabiera życie adresatowi…, więc zamiast pomagać, jak pewnie chciałeś martwiąc się o kogoś, to mu realnie szkodzisz…. Ot cała prawda o martwieniu się.

Nie jest tak, że na każdego działa to tak samo… są różne stopnie wrażliwości. Ktoś, kto ma wielką wrażliwość o wiele gorzej zniesie myśli i ciężkie emocje zmartwionej matki niż ten, kto jest gruboskórny i ma za nic wszystkich innych… tutaj wychodzi, kto jak jest otwarty na społeczność. Kto jak jest rozwinięty duchowo.

Im bardziej nasza świadomość się wysubtelnia i przechodzi w stronę ducha tym większy ma na nas wpływ świat duchowy. Tym bardziej stajemy się podatni na mentalne wpływy otoczenia.

Myśli naszego zmartwionego rodzica mają ogromny wpływ… między rodzicami a dziećmi jest niezwykle silna więź, która bardzo ułatwia przekazywanie wszelkiego rodzaju myśli i emocji… to bardzo dobra rzecz o ile się robi z tego właściwy użytek i śle się swemu dziecku lub rodzicowi miłość, siłę i błogosławieństwa… jednak niestety wielu rodziców się martwi o swe dzieci przyczyniając się BARDZO do pogorszenia ich szans w życiu… to forma przekleństwa, którą rodzic rzuca na swe dzieci….

Z drugiej strony to świadczy też o tym jak wiele możemy zrobić dobrego samymi naszymi myślami i dobrym nastawieniem. Dobro ma o wiele większy wpływ niż zło (ma wyższe wibracje) i jeżeli byśmy tylko spędzili całą noc na słaniu dobrej, pozytywnej energii do naszych dzieci, do naszych rodziców, do kogokolwiek to w życiu adresata wydarzyłyby się na pewno dobre rzeczy. I to jest zdecydowanie lepszy temat do eksperymentu niż z martwieniem się. Ślij miłość, dobry nastrój, życzliwość, obrazy zdrowia, radości do adresata… zobaczysz, co się wydarzy… nie tylko Ty będziesz nakręcony i radosny, ale i on pięknie to odbierze… może nie będzie wiedział, od kogo ma tę energię, ale wstanie rano uskrzydlony i będzie góry przenosił…. Tak działają właśnie sprzężone ludzkie umysły. Jedyny warunek… musisz wierzyć, że tak jest, że to działa…, jeżeli traktujesz to, jako fantazję, to nic się nie wydarzy lub będzie to minimalny wpływ… wiara to podstawa, bo… „według wiary waszej dziać się wam będzie”…. Jak mówi pewna bardzo mądra księga.

Bądź uważny w słowach i myślach! Nie bój się o nikogo! Nie kracz! Nie roztaczaj czarnych myśli, bo robisz dywersję, przyczyniasz się realnie do pogorszenia stanu własnego i/lub adresata. Po co się martwisz? Tylko po to by popieścić swe ego? Które później, gdy wydarzy się nieszczęście powie „a nie mówiłem? Miałem rację!” Wszystkie takie myśli i umartwiania są jak złe czary rzucane na siebie lub adresata. I tylko po to by później mieć satysfakcję, że się miało rację… „a nie mówiłem? Jednak nie nadaję się do tej pracy… miałem rację”…, ale przez wiele dni zanim Cię zwolniono słałeś negatywną energię i umartwiałeś się nad sobą w tej pracy… masz, co chciałeś…

Dlaczego nie ma w narodzie nawyku chwalenia, dobrego wróżenia, optymizmu? Co z naszą pogodą ducha? Co z radością, co z zaufaniem do Boga? W naszym, teoretycznie na wskroś katolickim kraju wszędzie się czarnowidzi, snuje pesymistyczne wizje, wygląda złego i szuka nieszczęść, podstępu i afer… wszędzie się upatruje diabelskiej roboty… no, ale… jeśli ma się przeświadczenie, że jest się grzesznikiem… to nie może być inaczej… jak grzesznik może nie grzeszyć? Jak grzesznik może chwalić innych i radować się życiem skoro cały świat diabłu zaprzedany… eeh.

Nie ma, co szukać winnych tylko trzeba wziąć się do roboty i zacząć rewolucję w swoim umyśle, sercu – życiu. Jak zmienisz swoje myślenie, zmieni się świat dokoła Ciebie.

Jak przyłapiesz się na czarnych myślach bij się po łapach, podskocz, zrób przysiad, uśmiechnij się, połaskocz. Zrób coś dziwnego i śmiesznego. Nie daj się. „Będzie dobrze”, to jest naszą wiarą. To jest naszą spełniającą się wróżbą. Będzie coraz lepiej i lepiej. W każdej dziedzinie, pod każdym względem, czuję się coraz lepiej i lepiej. Jest pięknie, będzie jeszcze piękniej. Zwracam uwagę na pozytywy, na budujące aspekty, we wszystkim szukam dobrego. Nawet w tych czarnych chwilach, które przecież tak od razu nie znikną znajduję coś dobrego, coś, co sprawi, że się roześmieję, przełamię potok czarnych myśli, które zalewając umysł zaleją cały mój świat… ukradli Ci samochód? Dobrze, nie będziesz musiał go myć… i tak był brudny, zatankować trzeba było a teraz… masz problem z głowy…;) głupie aż śmieszne. Chodzi o przełamanie potoku ciężkiej energii a najlepiej do tego jest użyć humoru. Lekkości.

Nie mów do taty „nie martw się o mnie” tylko „Tato! Błogosław mi, myśl dobrze, myśl wielkimi kategoriami, patrz na mnie jak na zwycięzcę! Szukaj we mnie najlepszego, wypatruj oznak geniuszu, raduj się sukcesami i zwracaj uwagę tylko na to, co dobre! Mamo, Tato! Jestem Twoim synem! Życz mi dobrze PRAWDZIWIE! Wierz we mnie! Wiedz, że sobie świetnie poradzę! Wiedz, że Twoja myśl idzie do mnie i mi pomaga lub przeszkadza… kochasz mnie i ja Ciebie. Wspierajmy się nawzajem. Bądźmy dla siebie tym, czym rodzina powinna być. Centrum mocy i wsparcia. Po to jesteśmy, po to żyjemy. Po to są rodziny.

Z serdecznym pozdrowieniem

Licencja: Creative Commons
6 Ocena