Nie straciłem nikogo bliskiego w tragicznych okolicznościach. Nikogo mi nie zabrano. Jednak narzekałem czasem na mojego Boga. Zanim przeczytałem "Chatę", uważałem, że to mój obraz Boga przeszkadza mi w dotarciu do Niego. Wiedziałem, że jest jeden, ale ludzie chcą Go mieć na wyłączność i według swoich wizji. Wiedziałem też, że wszelkie rodzaje cierpienia to sprawka ludzi, a nie Boga. Mimo to jednak, zdarzało mi się zarzucać Mu, że czegoś nie zrobił, czemuś nie zapobiegł, do czegoś dopuścił, czy jeszcze coś innego zrobił, co nie było wcale dla mnie takie przyjemne. Poza tym te wszystkie niewysłuchane modlitwy, wątpliwości w Jego bezwarunkową miłość. To wszystko sprawiało, że obraz Boga miał wiele niedociągnięć.
Co takiego zmieniło się po spotkaniu z dziełem Williama P. Younga?
To, że oczy zrobiły mi się większe i takie pozostały do ostatnich stron, to mało. Mój umysł walczył ze sobą, swoimi programami, obrazami, szablonami zrobionymi lata temu, a uczucia niemal cały czas były na podwyższonym poziome wibracji. Czytałem wiele religijnych książek, ale ta... . Nie wiem, czy można ją nazwać religijną w ogólnie przyjętym znaczeniu tego słowa? Czemu? Bo wywróciła do góry nogami wiele kawałków z precyzyjnie ułożonej koncepcji Bóstwa. Od tej chwili nic nie było już takie oczywiste, a słowa wypowiadane do tej pory bezmyślnie, klinowały się już gdzieś w przełyku, blokowane przez umysł, pamiętny na to, co przekazał mu wzrok w czasie pochłaniania kolejnych stron książki.
"(...) - Przecież powiedziałaś, że...
- ... przyszedłeś tutaj na sąd? - Kobieta pozostała chłodna i spokojna jak letni wiatr. - Tak. Jednak nie ty będziesz sądzony.
Mack odetchnął z ulgą.
-Będziesz sędzią!
Kiedy dotarł do niego sens jej słów, żołądek znowu ścisnął mu się w supeł. Mack popatrzył na czekające na niego krzesło.
-Co? Ja? Raczej nie. - Zrobił pauzę. - Nie potrafię sądzić.
-Ależ to nieprawda. - W głosie kobiety brzmiała nuta sarkazmu. - Już udowodniłeś, że potrafisz, choćby przez ten krótki czas, który tu wspólnie spędziliśmy. Poza tym, w ciągu swojego życia wiele razy osądzałeś uczynki,a nawet motywy innych ludzi, jakbyś naprawdę je znał. Oceniałeś po kolorze skóry, mowie ciała, zapachu. Wydawałeś sądy o historii i związkach międzyludzkich. Wartościowałeś nawet ludzkie życie w oparciu o swoje pojęcie piękna. Biorąc to wszystko razem, masz niezłą praktykę w tej dziedzinie.
Mack poczuł, że ze wstydu zaczyna palić go twarz. Musiał przyznać, że w swoim czasie rzeczywiście wypowiedział wiele opinii. Ale chyba nie różnił się w tym od innych ludzi, prawda? Kto nie wyciąga pochopnych wniosków na temat bliźnich?
(...)
-A... co właściwie będę sądził? - zapytał niepewnym głosem.
- Nie co, tylko kogo. Kobieta usunęła się na bok.
Mack czuł się coraz bardziej nieswojo. (...) Czuł, że zaczyna ogarniać go panika.
Mack był zadowolony, że w jaskini jest ciemno i nie widać jego zmieszania.(...)
- Więc kogo mam sądzić?
- Boga. - Kobieta powiedziała to normalnym, rzeczowym tonem. - I ludzką rasę. - Słowa po prostu spłynęły z jej języka, jakby mówiła o najzwyklejszych sprawach..
Mack w pierwszej chwili osłupiał, a potem wykrzyknął:
- Chyba żartujesz!
- Dlaczego? Z pewnością jest w twoim świecie wielu ludzi, którzy według ciebie zasłużyli na sąd. Musi być przynajmniej kilku, których można obwinić za ogrom bólu i cierpienia. A co z chciwcami, którzy wyzyskują biednych? Z tymi, którzy wysyłają dzieci na wojnę? Co z mężami bijącymi żony? Co z ojcami bijącymi synów tylko dlatego, że chcą złagodzić własną udrękę? Nie Zasługują na sąd, Mackenzie?
Mack poczuł, że gwałtowny gniew narasta w nim, jak fala. Osunął się na krześle, usiłując zachować równowagę pod naporem przykrych obrazów,ale powoli tracił panowanie nad sobą. Żołądek ścisnął mu się w supeł, dłonie w pięści, oddech miał krótki i przyspieszony.
- A co z mężczyzną, który poluje na niewinne dziewczynki? Co z nim, Mackenzie? Czy ten człowiek jest winny? Powinien być osądzony?
- Tak! - krzyknął Mack. Skazać go na piekło!
- Czy należy go winić za twoją stratę?
- Tak!
- A co z jego ojcem, który zrobił z niego potwora, co z nim?
- Jego też!
- Jak daleko mamy sięgnąć wstecz, Mackenzie? Występek to spuścizna po Adamie. A co z Adamem? I dlaczego na nim się zatrzymać? Co z Bogiem? Bóg to wszystko zaczął. Czy należy Go obwinić? (...) Czy nie tak brzmi twoja uzasadniona skarga, Mackenzie? Że Bóg cie zawiódł, że zawiódł Missy? Jeszcze przed stworzeniem wiedział, że pewnego dnia twoja Missy zostanie zamordowana, a mimo to stworzył świat. A potem pozwolił, żeby ta zbłąkana dusza wyrwała ją z twoich kochających,opiekuńczych ramion. Czy nie należy o to winić Boga, Mackenzie?
- Tak! Należy winić Boga! - Oskarżenie zawisło w powietrzu, a w sercu Macka opadł młotek sędziego."
(William P. Young."Chata")
Ta książka nie jest dla każdego, choć chciałbym, aby każdy mógł ją przeczytać. Nie wiem jednak, czy niektórym uda się przeskoczyć utrwalony obraz Boga w swojej wyobraźni i spotkać się z Bogiem, który nie dość, że ma ciemną skórę, to jeszcze jest kobietą...
Choć cierpienie wpisane jest w życie człowieka, nie musi być życiową tragedią, pozbawiającą sił i motywacji do kochania tych, którzy jeszcze zostali przy życiu. Jeśli nie potrafisz sobie z tym poradzić, ta książka z pewnością jest dla Ciebie. Jeśli tylko chcesz... poznać Boga od zupełnie innej strony i poznać siebie.
"Chata" istnieje w życiu każdego człowieka. Nie zawsze jednak zauważamy zaproszenie, które wysyła do nas sam Bóg.
Jeśli zechcesz poznać, co w sobie kryje, możesz ją znaleźć już dziś w tym miejscu. Powodzenia.