Pieniądze w ekstraklasie
Może i odpadanie z europejskich pucharów po dwóch meczach tylko po to, żeby skupić się na eliminacjach do europejskich pucharów, nie jest szczególnie rozsądnym rozwiązaniem, ale gromadzenie pieniędzy w takich warunkach stanowi nie lada wyzwanie. W zasadzie prawie jedną trzecią budżetu generuje sama tylko Legia (200 z 700 milionów złotych). Dziesięć lat temu jednak na szczycie listy znajdowała się Wisła, wtedy dysponująca około czterdziestoma milionami (Real wtedy miał 400 milionów Euro). Zdecydowanie bardziej interesujące niż stany kont, są jednak kierunki przepływu takiej gotówki.
Po co klubom takie pieniądze?
Utrzymanie klubu sporo kosztuje. Pensje zawodników, trenerów, sztabu technicznego, masażystów, psychologów i masy innych osób pochłaniają w większości klubów zdecydowaną większość miesięcznego obrotu. Poza tym trzeba jakoś sfinansować zmiany. Zakup kolejnego zawodnika, nawet jeśli jest on znany tylko w nieco węższym kręgu, to olbrzymi koszt, a zmiana sztabu trenerskiego może położyć na łopatki nawet największe drużyny. Do tego dochodzi jeszcze utrzymanie całej społeczności – klub to nie tylko piłkarze, ale też obsługa stadionu, pracownicy techniczni i choćby działania promocyjne. W wielu przypadkach kluby z najwyższej polskiej ligi muszą wygospodarować na to środki z własnego budżetu.
Na czym zarabia drużyna piłkarska?
Sukcesu polskich drużyn są tajemnicą – jakoś próżno szukać w gazetach informacji o zwycięstwach w pucharach, a to wpływa na przychody. Większość ekstraklasowych klubów utrzymuje się niemal w całości dzięki sponsorom. Większość otrzymuje finansowanie od miast albo – alternatywnie – preferencyjne warunki użytkowania stadionu. Większość pieniędzy wykładają jednak firmy prywatne. Tu jednak zawalił polski rząd, którz przepchnął kolanem tzw. ustawę antyhazardową, która w 2009 roku wykluczyła ze sponsoringu firmy bukmacherskie (do tego stopnia, że kilka europejskich drużyn musiało specjalnie na mecz w Polsce zmienić koszulki, żeby nie pokazywać logo swoich sponsorów). Naprawiono to dopiero w 2017 i dziś już wiele klubów korzysta ze sponsoringu firm bukmacherskich.
Obstawiając, pomagasz swojej drużynie
Firmy oferujące zakłady sportowe od zawsze dysponowały sporymi pieniędzmi i również od zawsze można o nich powiedzieć, że będzie im zależało na jak najwyższym poziomie sportu. Przecież jeśli poziom spadnie, to wycofają się chętni na obstawianie. Z drugiej strony, jeśli zakładów będzie mniej, to i do klubów trafią mniejsze środki i poziom będzie coraz niższy. Poza zwiększaniem dotacji sponsorskich firmy bukmacherskie robią coś jeszcze: dają obstawiającym kody online. Dzięki nim można (na razie głównie w STS, Fortunie czy Betclicku) obstawiać z jeszcze lepszym kursem albo z bonusami. To prosty sposób na zwiększenie przepływu gotówki od kibiców do klubów.
Jak bardzo pomogą bukmacherzy?
Fakt, że przywrócono możliwość sponsorowania sportu przez bukmacherów to przede wszystkim powrót do normalności w sferze prawnej (przynajmniej częściowy). Po drugie, jest to realna szansa na wzrost poziomu gry w Ekstraklasie. Nie stanie się to z roku na rok, ale kluby będą mogły wreszcie skupić się na grze, a nie na księgowości. Koszty udziału w lidze są spore, większość klubów nie ma nawet poduszki finansowej, która pozwoliłaby im czy to zapłacić karę za wybryki kibiców, czy odłożyć na zakup wzmocnienia do składu. Jeśli budżet ledwie się spina, to nie ma z czego inwestować w to, co mogłoby pomóc w podniesieniu poziomu rozgrywek. A w sporcie płaci się za wszystko – mecze towarzyskie generują spore koszty, udział w lidze też wiąże się z pewnymi zobowiązaniami, zabezpieczenie środków na wypłaty dla pracowników wymaga często rozciągnięcia budżetu i tak dalej. Bukmacherzy sami na pewno nie rozwiążą tych problemów, ale ich pieniądze pomagają klubom na nieco większą swobodę. Po jakimś czasie może więc da to realne korzyści.
Dlaczego tylko o nich mowa?
Nie oszukujmy się – dotacje miejskie są nieduże, a w paru miastach zorganizowane tak idiotycznie, że miasto sponsoruje klub, który musi miastu zapłacić za użytkowanie stadionu i w zasadzie nie wiadomo, po co tu tworzyć dwa przelewy, skoro można by nie robić żadnego. Mniejsze firmy nie są chętne do sponsoringu i mają zbyt mało pieniędzy, a największe korporacje wolą raczej zostać sponsorem tytularnym ligi niż pojedynczych klubów, bo zyskują na tym często jedynie rozpoznawalność, a sponsoring nie przekłada się z kolei na ich wyniki finansowe, więc zainteresowanie też jest umiarkowane. I właśnie dlatego najwięcej mogą dać bukmacherzy – to są firmy, którym z pobudek czysto ekonomicznych będzie zawsze zależało na tym, żeby polska piłka przynajmniej odrobinę rosła.