Tymczasem okazuje się, że rzeczywistość wcale nie jest taka jednoznaczna. Solidarność, która ze związku zawodowego stała się masowym ruchem społecznym, w pewnym momencie aspirowała, a właściwie to jej przywódcy aspirowali, do zmiany ustroju państwowego. Pytanie zasadnicze jednak brzmi, to kim byli ci przywódcy? Odpowiedź na to pytanie także nie jest jednoznaczna, gdyż w Solidarności ścierały się różne frakcje, bardziej lub mniej radykalne, które chciały wykorzystać szczery i autentyczny zapał milionów związkowców do zdobycia władzy.
Z drugiej strony stała z kolei "przewodnia siła narodu", czyli PZPR, wewnątrz której także trwały walki frakcyjne. Jaki był finał tych przepychanek na forum państwa, wszyscy wiemy. Jednak Mażewski opisuje tamte wydarzenia bez historycznego zadęcia, ale także bez brania którejkolwiek strony w obronę, nie staje po niczyjej stronie, co wydaje się prawie nierealne przy dzisiejszej manierze historycznej, która każe patrzeć na fakty historyczne poprzez pryzmat własnych poglądów.
Niektóre wydarzenia z tamtego okresu, np. głośna sprawa pobicia Jana Rulewskiego w marcu 1981r. (tzw. prowokacja bydgoska) wywoływały podobno niezadowolenie Jaruzelskiego, bo sprawy miały się podobno wymknąć spod kontroli władzy. Z kolei śp. Wiesław Chrzanowski sugerował później, że za tą prowokacją stała tzw. międzynarodówka trockistowsko-marksistowska z Francji. Choć brzmi to jak historia z kosmosu, nie jest takie całkiem nieprawdopodobne, bo różne siły z różnych stron uważnie przyglądały się wydarzeniom na początku lat 80-ch, jakie rozgrywały się w Polsce.
Zresztą dzisiaj nie jest już tajemnicą, że ponad 10-milionowa Solidarność była zinfiltrowana agentami bezpieki aż do samej góry przywódców związkowych. Nie dziwi więc, że w niektórych na dźwięk słowa Solidarność budzą się demony...