Pod względem przyrostu liczby debiutów segment wygląda przyzwoicie: startując pod koniec sierpnia 2007 z pięcioma emitentami w lipcu br. ich liczba doszła do 60. Daje to imponujący wynik około pięciu debiutów miesięcznie. Tylko co z tego, jeśli ilość nie idzie w wolumen, a nierzadko połowa spółek w ciągu sesji nawet się nie otwiera? Czy da się zahamować staczanie ciekawej niszy giełdowej w poczekalnię zapomnianych tak jak było to udziałem niepłynnych spółek kwotowanych na zasadzie fixingu?
Nie ma wątpliwości, że cieniem na aktywności NewConnect kładzie się bessa na całym rynku, wzmagając poczucie rezygnacji. Jeśli w trwałą niełaskę popadły dość płynne w większości przypadków spółki tworzące indeksy mWIG40 i sWIG80, to trudno o ożywiony handel na rynku alternatywnym. Wydaje się jednak, że dekoniunktura winna jest panującemu paraliżowi w niewielkim stopniu. Może warto sprawę postawić w postaci dylematu: czy rynek został zasypany walorami spółek, które na siłę chciały zabłysnąć w giełdowym światku, czy też winne jest całkowite pozostawienie segmentu samemu sobie przez media i ośrodki marketingowe?
Udokumentujmy panujący na NewConnect "brak akcji w polskim kinie" garścią statystyk. Jedyne co się pnie w górę to wspomniana liczba emitentów. Nie można już tego samego powiedzieć o ich kapitalizacji, za wyjątkiem podejrzanie wysokich przebitek na debiucie, ustępujących szybko miejsca trwałym spadkom. Zachowanie miernika segmentu, NCIndex mówi samo za siebie: tegoroczny spadek sięga 60 procent!
Fatalnie wygląda sytuacja pod względem obrotów, które spadają pomimo rosnącej liczby emitentów. Według danych zamieszczonych na newconnect.pl, łączny obrót na rynku dopiero zbliża się do miliarda zł, a kapitalizacja nieznacznie przekracza 1,1 mld. Wskaźnik C/Z dla całego segmentu oscyluje obecnie w okolicach 22, natomiast C/WK nieco powyżej 3. Biorąc pod uwagę młodą fazę rozwoju notowanych firm to niezbyt dużo. Wiadomo, że segmentowi nie sprzyja zacieśnianie polityki monetarnej, jednak mimo to dość wiele podmiotów notuje stabilne zyski adekwatnie do swojej skali działania, a ich niska rynkowa wycena tego nie odzwierciedla.
Dla znacznej części spośród obecnych na NewConnect emitentów ważna jest ekspansja zagraniczna oraz aktywność w zdobywaniu dofinansowania z funduszy unijnych. Tymczasem już na dniach, 25 lipca w Łodzi pod auspicjami GPW i władz miejskich, przy wsparciu kilku sponsorów i patronów medialnych (KDPW, Bankier.pl, Radio Pin, TVN CNBC) organizowany jest ciekawy, otwarty projekt NewConnect Convention 2008. Spotkanie o charakterze edukacyjno-promocyjnym adresowane jest zarówno do emitentów (obecnych i potencjalnych), jak i do inwestorów indywidualnych. Ułatwieniu wymiany poglądów i doświadczeń posłuży różnorodność form przekazu, począwszy od szkoleń, przez przybliżenie sylwetek wielu firm, dyskusje, skończywszy na aspektach integracyjnych.
Tak interesujący „event” można wykorzystać również jako znakomitą okazję do zdiagnozowania przyczyn marazmu na NewConnect. Próba podjęcia działań zmierzających do ożywienia segmentu powinna iść w parze z lepszą kampanią promocyjną, nie sprowadzającą się wyłącznie do pojedynczych spotkań. Tym bardziej, że notowanym spółkom raczej nie uśmiecha się płacenie pieniędzy za pozbawioną transakcji obecność na parkiecie. W takiej sytuacji zupełnie ginie istota rynku kapitałowego, jaką jest stworzenie rynkowej, obiektywnej wyceny przedsiębiorstwa.
Polska giełda nie musi być przecież skazana na powielanie błędów z przeszłości (wspomniany zamarły rynek notowań jednolitych, śladowy handel opcjami, brak nowych instrumentów finansowych). Nadarza się więc dobra sposobność do dyskusji o panujących bolączkach i szerszego zachęcenia inwestorów oraz potencjalnych emitentów do zainteresowania się rynkiem obfitującym w okazje znacznego pomnożenia kapitału. Udawanie, że segment rozwija się prężnie byłoby chowaniem głowy w piasek, a długoterminowe oddziaływanie tak ciekawego projektu zostałoby zniweczone.