Podobno żadna praca nie hańbi, może poza wykonywaniem najstarszego zawodu świata lub, za przeproszeniem, polityką. Wbrew pozorom, tak zwana „praca siedząca”, wymuszająca pewną pozycję ciała przez długich osiem (lub więcej) godzin, związana jest z bardzo dużym obciążeniem dla mięśni i kręgosłupa.

Data dodania: 2014-11-10

Wyświetleń: 2051

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Dlaczego rajdowców nie boli głowa?

Przyczyna takiego stanu rzeczy jest prosta – codzienne pozostawanie w jednej pozycji przez długi czas nie jest naturalne, zaś pracownik, skupiony przede wszystkim na wykonywaniu powierzonych mu zadań i unikaniu wzroku szefa, po prostu nie zauważa, jak dużym obciążeniom poddaje swój układ kostno-mięśniowy; do czasu. W pewnym bowiem momencie, organizm zaczyna się buntować i ostentacyjnie wyrażać swój sprzeciw dla takiego stanu rzeczy. O ile z szefem czy managerem można jeszcze polemizować (w każdym razie, legenda głosi, że ktoś kiedyś spróbował i podobno nawet przeżył), o tyle z bólem już nie. Czyli co, nie ma dla nas nadziei? Jest to nieco mroczna wizja, tym bardziej, że problem dotyczy znacznej części cywilizowanego społeczeństwa, od pań kasjerek w dyskoncie spożywczym, po programistów pracujących dla NASA.

Problemu siedzenia rozwiązać się raczej nie da – oczywiście, można zastąpić go problemem stania, ale chyba nie jest to najlepsze rozwiązanie. Można natomiast postarać się zminimalizować negatywne skutki siedzenia przez większość dnia, zaopatrując się w odpowiednie, ergonomiczne krzesła.

Ergonomiczne, czyli jakie?

Przede wszystkim takie, których producent wziął pod uwagę, z pozoru oczywisty, fakt, że ludzie są różni. Posiadają różny wzrost i tuszę, rożną długość nóg oraz różnie rozłożony środek ciężkości (choćby dlatego, że mniej więcej połowa z nich posiada biust). Takie ergonomiczne krzesło powinno więc posiadać możliwość regulacji w kilku płaszczyznach: od regulacji wysokości począwszy (fajnie się majta nogami, jak się jest dzieckiem, ale w pracy lepiej móc postawić całe stopy na podłodze) po regulację nachylenia siedziska i oparcia.

Bardzo ważna kwestia jest też zapewnienia odpowiedniego podparcia odcinka lędźwiowego – to ten, który boli, kiedy myślimy, że to nerki. Kręgosłup zdrowego człowieka powinien być lekko wygięty w tym miejscu – jeżeli oparcie krzesła będzie zupełnie proste, ta część kręgosłupa będzie od niego odstawać, a więc się męczyć. Co więcej, jest to pozycja toksyczna nie tylko dla kręgosłupa, ale też dla mięśni szkieletowych, które będą się prężyć, usiłując jakoś go odciążyć. A ponieważ znów w tym punkcie różnimy się między sobą, najlepiej, jeśli krzesło da nam możliwość regulacji podparcia lędźwi.

Jeśli dół kręgosłupa mamy już rozpracowany, nie zapominajmy o jego górnej części. Co prawda, nie podlega ona aż takim obciążeniom, jak dolna, ale to nie znaczy, że odpoczywa. Większość osób pracujących na siedząco, przez wiele godzin gapi się intensywnie w ekran komputera. Wpływa to nie tylko na oczy, ale też właśnie na kręgosłup, prowadząc do schorzenia o uroczej nazwie „zniesienie lordozy”. Mówiąc po polsku, męczy nam się kark, a nawet nienaturalnie się prostuje, co może prowadzić do uszkodzenia kręgosłupa, migren i innych fajnych atrakcji. Z tego powodu, warto zadbać, aby nasze krzesło zapewniało odpowiednie podparcie dla karku i głowy – rajdowcy tak mają i głowy ich nie bolą. Połamane żebra, palce, czy nogi - być może tak, ale to już na pewno nie wina siedzenia.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena