Przyczyna takiego stanu rzeczy jest prosta – codzienne pozostawanie w jednej pozycji przez długi czas nie jest naturalne, zaś pracownik, skupiony przede wszystkim na wykonywaniu powierzonych mu zadań i unikaniu wzroku szefa, po prostu nie zauważa, jak dużym obciążeniom poddaje swój układ kostno-mięśniowy; do czasu. W pewnym bowiem momencie, organizm zaczyna się buntować i ostentacyjnie wyrażać swój sprzeciw dla takiego stanu rzeczy. O ile z szefem czy managerem można jeszcze polemizować (w każdym razie, legenda głosi, że ktoś kiedyś spróbował i podobno nawet przeżył), o tyle z bólem już nie. Czyli co, nie ma dla nas nadziei? Jest to nieco mroczna wizja, tym bardziej, że problem dotyczy znacznej części cywilizowanego społeczeństwa, od pań kasjerek w dyskoncie spożywczym, po programistów pracujących dla NASA.
Problemu siedzenia rozwiązać się raczej nie da – oczywiście, można zastąpić go problemem stania, ale chyba nie jest to najlepsze rozwiązanie. Można natomiast postarać się zminimalizować negatywne skutki siedzenia przez większość dnia, zaopatrując się w odpowiednie, ergonomiczne krzesła.
Ergonomiczne, czyli jakie?
Przede wszystkim takie, których producent wziął pod uwagę, z pozoru oczywisty, fakt, że ludzie są różni. Posiadają różny wzrost i tuszę, rożną długość nóg oraz różnie rozłożony środek ciężkości (choćby dlatego, że mniej więcej połowa z nich posiada biust). Takie ergonomiczne krzesło powinno więc posiadać możliwość regulacji w kilku płaszczyznach: od regulacji wysokości począwszy (fajnie się majta nogami, jak się jest dzieckiem, ale w pracy lepiej móc postawić całe stopy na podłodze) po regulację nachylenia siedziska i oparcia.
Bardzo ważna kwestia jest też zapewnienia odpowiedniego podparcia odcinka lędźwiowego – to ten, który boli, kiedy myślimy, że to nerki. Kręgosłup zdrowego człowieka powinien być lekko wygięty w tym miejscu – jeżeli oparcie krzesła będzie zupełnie proste, ta część kręgosłupa będzie od niego odstawać, a więc się męczyć. Co więcej, jest to pozycja toksyczna nie tylko dla kręgosłupa, ale też dla mięśni szkieletowych, które będą się prężyć, usiłując jakoś go odciążyć. A ponieważ znów w tym punkcie różnimy się między sobą, najlepiej, jeśli krzesło da nam możliwość regulacji podparcia lędźwi.
Jeśli dół kręgosłupa mamy już rozpracowany, nie zapominajmy o jego górnej części. Co prawda, nie podlega ona aż takim obciążeniom, jak dolna, ale to nie znaczy, że odpoczywa. Większość osób pracujących na siedząco, przez wiele godzin gapi się intensywnie w ekran komputera. Wpływa to nie tylko na oczy, ale też właśnie na kręgosłup, prowadząc do schorzenia o uroczej nazwie „zniesienie lordozy”. Mówiąc po polsku, męczy nam się kark, a nawet nienaturalnie się prostuje, co może prowadzić do uszkodzenia kręgosłupa, migren i innych fajnych atrakcji. Z tego powodu, warto zadbać, aby nasze krzesło zapewniało odpowiednie podparcie dla karku i głowy – rajdowcy tak mają i głowy ich nie bolą. Połamane żebra, palce, czy nogi - być może tak, ale to już na pewno nie wina siedzenia.