recenzja w postaci impresji z filmu Stanleya Kubricka "2001 - Odysea Kosmiczna"

Data dodania: 2008-05-29

Wyświetleń: 3570

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

2001 Kosmiczna Odysea, według mnie. Tak na czysto, bez magicznej wiedzy na jej temat. Dla mnie, czym jest? Jest wezwaniem lub filmem, który trzeba obejrzeć nie jeden raz. Jeśli wezwaniem to, do czego? Do pokory. Do opamiętania się, do zgłębienia własnej tajemnicy. Odysea jest zachętą do wejrzenia w siebie. Skąd pochodzę, gdzie mieszkam, a gdzie tylko nocuję. Jak wielki jest Świat i jak wielka jest jego tajemnica. Jak często nie zauważamy drzwi do innego wymiaru. To boli, że człowiek jest tak kruchy i mały. To boli, że boi się iść naprzód. Boi się przekroczyć tej cienkiej linii, jaką jest życie, ale nie ciała.
Odysea Kubrick’a kazała mi powrócić jeszcze na chwilę do lektury, która sprawiła, że materia zaczęła „pluć znakami zapytania”. Wróciłam do Tybetańskiej Kasięgi Umarłych, poprzedzonej Listami do Umierającego Przyjaciela. Odysea kazała mi do lektury powrócić i jednocześnie wpędziła w koszmarne koło niewiadomej. A może lepiej – wiadomej, ale nie do końca. Absolut ukazał się tu w szarej formie monolitu i przeraźliwego dźwięku, wibracji. Czy tak ma wyglądać przejście „czerni w biel”? W Doskonałą Energię poprzedzoną chwilą niepewności i strachu. Nie wiadomo, co dalej, jak już zdobędziemy się na odwagę – tu dotyku. Czyżby więcej, lepiej, ku doskonałości? A co potem? Narodziny, odkrycie nieodkrytego, przekroczenie siebie? Tak bardzo chcę znać odpowiedź!!! Kubrick poznał, doświadczył Odysei. Słucham... cisza...
Czy wszyscy poznają prawdę? A może jest to coś we mnie, moim wewnętrznym ja (nie chcę pisać – duszy), co nigdy nie pozwoli przejść mi Bardo i czy wtedy, to będę cały czas ja? Utknę w czterdziestym ósmym dniu, aby odrodzić się zwierzęciem. Nie wiem co jest a czego nie ma. Tu i teraz istnieję. Za parę lat... I dlatego torturą jest powracanie do pytania, które pulsuje w mojej głowie. Do pytania jakie przeżywałam, przeżywam i do którego przypomnienia zmusił mnie swoim filmem Kubrick. Pytania o sens wszystkiego. Czy jest tam ktoś?! To jakby z czeskiego filmu: „Nikto nie je doma” – powiedział mały chłopiec i z uśmiechem zszedł ze stołka, puszczając luźno klapkę od wizjera, której zwolniony ruch zbliża do Prawdy – tik, tak, tik, tak...
Czy to kogoś bawi, że parę osób znowu snuje domysły, choć wie, że i tak jego pytania zostaną bez odpowiedzi.
A może pewnego dnia, spłynie na mnie dziwny kształt i ogłuszy przeraźliwie cudna wibracja. Wyrzucę pytanie, które w locie stanie się okrzykiem bez kropki, odkryję tajemnicę. Ale czy jeżeli by do tego doszło to nie czułabym się jak małpolud na skrzyżowaniu dróg w wielkim mieście? Przerażony, wciśnięty w siebie, otumaniony zjawiskiem? Może tacy właśnie jesteśmy we Wszechświecie? Może tylko ludzie nie potrafią objąć intelektem „tam i potem”? I może faktycznie, idąc za C.G.Jungiem, jesteśmy „błaznami w kosmosie”? Błaznami, którzy boją się przestać nimi być? I nagle przestaje, pod koniec seansu, śmieszyć „A.I” – Spielberg’a...
Aż fizycznie boli mnie pytanie: „Co powoduje, że wracamy”? Jak powstajemy wewnętrznie po raz pierwszy? Co powoduje reinkarnację (jeżeli w ogóle) – odpowiedź jest mi bliska, dotarła, choć również ze znakiem zapytania. Tu wkracza religia, a wraz z nią kolejna niewiadoma. Kubrick w Odysei jest wyznawcą Judaizmu. Ja w Odysei jestem politeistką. Widzę wszystko, a widzę nic. Widzę „Deus ex Machina” i widzę czystą Siłę Sprawczą. Widzę cud życia i widzę potęgę śmierci. I wszystkich, którzy są, choć ich nie ma.
Ciśnie się na usta, że „2001 – Odysea Kosmiczna” to wizja optymistyczna. A ja myślę, że to śmierć. Zgon po chwili ekstazy, chwili olśnienia, cudowności. Scena ostatnia filmu: Przeszłość i Przyszłość. Przeszłość jako nieżywy kolor i Przyszłość jako blask, który oświetlić może tylko sztuczność. Zabójczy dla ludzi. Nienaturalny płód przed taflą zimnego słupa. To martwy już płód lecz sztucznie utrzymywany. Matrix. Aż zmarzły mi ręce. A może taka właśnie będzie przyszłość? Porozumienie falowe. Bez dotyku, węchu, obrazu... Komputery, których nie da się wyłączyć. Uwaga! Genetyka.
Albo inaczej: Monolit nie jako Bóg. Może więc Jidam ludzkości? Przewodnik wskazujący drogę lub z niej zawracający. Tu szary, ziemisty, głucho, cienko dudniący. Pan unicestwienie niby życia... lub Niszczyciel w obronie dobra. Wtedy zły dla rodzaju ludzkiego i dobry dla rodzaju ludzkiego. Sługa Światła o nieprzewidywalnym kształcie, który sprawi, że wszystko zniknie aby powstać na nowo? Czerwone drzwi, za którymi będzie: nic, nic, nic... Układanka, dźwięk, szkło powiększające. I powtórzymy historię Ziemi. Może na wyższym poziomie? Może będziemy inni. A może już jesteśmy i to nie pierwszy raz? A może wszystko przestanie istnieć?
Odysea, Odyseja, Okrąg, Odkrycie... Tej nocy nie zasnę. Stanley Kubrick dokonał czegoś na ekranie i we mnie. Dopiero z pismem poddałam się cudownej mocy filmu, która nie działa natychmiast...
Jestem sam w domu. Rozgrzane ściany budzą uśpiony brzęk owadzich skrzydeł. Dryfuję przylepiona klejem grawitacji do podłogi. Za oknem gwieździsta noc. Cisza. Słyszę własne myśli, słyszę muzykę, dziwny dźwięk jakby nie z tej ziemi. Obracam się – nikogo i nic. Gaszę światło, wyglądam z nadzieją, przez okno. Nic. Kładę się spać i wiem, że nie będzie o czym śnić. Sen zmienił się w obraz rzeczywisty. Nie spojrzę pochylona w lustro. Umiem zabijać...
Licencja: Creative Commons
0 Ocena