Optymalnym rozwiązaniem byłoby osiągnięcie chwiejnej równowagi pomiędzy ja-identyfikowanym a ja-tożsamościowym. Aktywność, działanie, ale i refleksja. Każdy przechył w jedną lub drugą stronę jest dla człowieka funkcjonującego w świecie wysoce niekorzystny, bo prowadzi do zaburzonego postrzegania rzeczywistości i samego siebie.

Data dodania: 2013-02-26

Wyświetleń: 2099

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 3

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

3 Ocena

Licencja: Creative Commons

          Jeżeli w normalnych warunkach nie można realizować siebie, wypełniać swojej misji, należy zmienić warunki. Thomas Nagel w książce „Widok znikąd” wyróżnia dwa rodzaje ego –  ja-identyfikowane oraz ja-tożsamościowe. Ja-identyfikowane jest generowane przez obecność w świecie – zależy od pozycji w pracy, statusu społecznego, sposobu postrzegania przez znajomych i przyjaciół oraz od ról, jakie dodatkowo wypełniamy w otoczeniu zewnętrznym. Ja-identyfikowane przypomina nieco Heideggerowską kategorię „bycia-w-świecie.”

            Z kolei ja-tożsamościowe jest konsekwencją oglądu jednostki od wewnątrz. Jest świadomością „osobności”, „jedyności”, „niepowtarzalności”. Ja-tożsamościowe jest niejako naddatkiem, tym co wykracza poza codzienne relacje ze światem zewnętrznym. Stwarza dystans do ja-identyfikowanego, co rodzi nowe możliwości poznawcze i pozwala z pewnego oddalenia popatrzeć na naszą aktywność życiową. Stawia pytania o sens zachowania status quo, ponieważ rozluźnia okowy konserwatywnego przywiązania do istniejącego stanu rzeczy, który przecież wcale nie musi być dla nas korzystny. Wszelkie poważniejsze zmiany w statusie egzystencjalnym są skutkiem radykalnej ingerencji ja-tożsamościowego.

            Załóżmy, że tkwimy długi czas w jakimś obszarze aktywności zawodowej i wykonujemy pracę, która jest zdecydowanie poniżej naszych kwalifikacji. Odczuwamy to na co dzień, rodzi to coraz większą frustrację i eskaluje konflikty z przełożonymi i współpracownikami. Wydaje się rzeczą oczywistą, że powinniśmy zmienić istniejący stan rzeczy i poszukać takiej pracy, która dałaby nam satysfakcję i pozwoliła w pełni wykorzystać potencjał, jakim dysponujemy. Ale tego nie robimy! Dlaczego? Otóż dlatego, że tendencja do zachowania tego, co mamy i czym w środowisku jesteśmy jest silniejsza od tendencji zmiany, nawet wtedy, kiedy egzystencjalna korzyść dzięki owej zmianie osiągnięta będzie graniczyć z pewnością. Ja-identyfikowane boi się ryzyka, utraty pewności, istniejącego habitus.

            Taka sytuacja nieprzystawalności ma też i drugą stronę medalu. Nie tylko ja odczuwam dyskomfort wynikający z mojej sytuacji zawodowej. Odczuwają go również współpracownicy, a jest on konsekwencją zawyżania standardów. Wówczas ja identyfikowane jawi się jako zagrożenie dla innych, którzy tych standardów nie mogą osiągnąć. Uruchamiane są psychologiczne mechanizmy obronne takie jak: dyskredytowanie sukcesów zawodowych, milcząca dezaprobata, wytykanie uchybień w innych obszarach działalności zawodowej, pomówienia, złośliwości, intrygi i donosy do przełożonych, których prawdziwym (choć nie do końca uświadomionym) celem jest próba „ściągnięcia” delikwenta do poziomu pozostałych i ukarania go za zawyżanie standardów. Najbardziej oczywistym źródłem tych działań jest z całą pewnością zawiść. W przypadku dużej intensywności działań przeciwko jednostce „wyrastającej ponad” dochodzi do coraz większej rozbieżności pomiędzy ja-identyfikowanym a ja-tożsamościowym. Wtedy pojawia się problem, gdyż któreś z obu rodzajów „ja” musi wejść w relację dominacji. Jeśli górę weźmie ja-identyfikowane, wówczas zwycięża otoczenie. Nie można bowiem na dłuższą metę funkcjonować w obszarze poznawczego dysonansu. „Albo mylę się ja, albo oni”. Jednak aż tylu ludzi mylić się nie może, w związku z tym błądzącym jestem ja sam. Zaakceptowanie siebie takiego, jakiego widzą mnie inni, jest początkiem klęski, ponieważ ci inni mają podejrzane intencje. Nawet w języku funkcjonują metafory określające relacje pomiędzy jednostką a otoczeniem zewnętrznym. „Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one”. Albo: mówi się o kimś, że „wsiąkł” w jakiś układ zewnętrzny. Cóż to w istocie znaczy? Przypuszczalnie to, że się poddał.

            Pojawia się pytanie, czy możliwa jest sytuacja odwrotna? To znaczy ja-identyfikowane generowane jest powyżej poziomu możliwości? Moje długie doświadczenia pedagogiczne wskazują, że jak najbardziej tak. Katarzyna wyraźnie odstaje od poziomu swoich klasowych rówieśników. Dostrzega to ona, dostrzegają to inni. Jednak przebywając z nimi dłuższy czas, niweluje dystans, który ich początkowo dzielił. Ja-identyfikowane musiało dostroić się do otoczenia, a proces ten (ponieważ był dla Katarzyny korzystny) został zaakceptowany przez ja-tożsamościowe.

            Inaczej sprawa wygląda, kiedy czynnikiem dominującym staje się ja-tożsamościowe. Pierwszą i najbardziej rzucającą się w oczy konsekwencją takiego stanu rzeczy jest wyraźne rozluźnienie relacji jednostki z otoczeniem zewnętrznym. Ktoś taki zaczyna dostrzegać złudność, pozorność i miałkość swojej „sytuacji-w-świecie”. Skutek może być tylko jeden – wycofanie i coraz bardziej postępująca alienacja. O kimś takim mówimy, że zamyka się w swoim świecie. W skrajnych postaciach może to prowadzić do całkowitej społecznej izolacji, a nawet do schizofrenii, ponieważ jednostka funkcjonuje w rzeczywistości binarnych „ja”, których nie łączy z sobą żadna więź.

            Optymalnym rozwiązaniem byłoby osiągnięcie chwiejnej równowagi pomiędzy ja-identyfikowanym a ja-tożsamościowym. Aktywność, działanie, ale i refleksja. Każdy przechył w jedną lub drugą stronę jest dla człowieka funkcjonującego w świecie wysoce niekorzystny, bo prowadzi do zaburzonego postrzegania rzeczywistości i samego siebie.


Jan Stasica

Licencja: Creative Commons
3 Ocena