Czy na pewno wiesz co pijesz
Niestety, często nie. Potwierdzają to raporty służb sanitarnych. Pierwszy sposób to naciąganie gramatury. Proste i popularne. Zamiast piwa 0,5l dostajemy 0,4l. Zamiast przysłowiowej setki zmrożonej wódeczki, ociupinkę mniej. Tym mniej im bardziej jesteśmy wskazujący na spożycie. Takie niby nic, ale w skali miesiąca oszczędności mogą być naprawdę spore. A biorąc pod uwagę, jakie inne obciążenia ponosi właściciel firmy w Polsce, właściwie przestaje to dziwić.
Drugi sposób to oszustwo na jakości. Słynna zawartość wódki w wódce to pole do popisu dla pomysłowych barmanów. Czasem nawet to odgórne polecenie właściciela, dla którego to kolejny sposób na zwiększenie przychodów. Można też zapłacić za wysoko gatunkowy alkohol, a dostać tani substytut. Ilu z nas jest w stanie to odróżnić? A po wypiciu kilku głębszych już nikt. Swoją drogą ciekawe, czy można jeszcze gdzieś spotkać tajnych agentów służb sanitarnych dyskretnie mierzących alkomatem zawartość wódki w wódce. Bo znając uprzejmość naszych urzędów, które z przyjemnością uprzedzają, że przyjdą na kontrolę, to na tajemniczego klienta można liczyć chyba tylko w sieciówkach.
Przepis na drinka miej w pamięci
Podobnie rzecz ma się z drinkami. Choć tu pole do popisu jest dużo większe, bo liczba składników i sposób ich mieszania zawsze może być wytłumaczeniem, że coś nie smakuje tak, jak powinno. Ilość receptur rośnie wraz z ilością dostępnych na rynku ingrediencji. I co prawda znamy coraz więcej przepisów na drinki, wiemy co z czym i jaki smak powinien mieć ulubiony drink, ale niestety wcale nas to nie chroni. Przykład pierwszy z brzegu: lubimy tzw. długie drinki. Kolorowe, smaczne, a przy tym przyjemne dla oka. Często w ich skład wchodzi kilka składników, których odpowiednia jakość gwarantuje smak. A tu zamiast świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy dostajemy przesłodzony napój z kartonu. Zamiast wysoko gatunkowej wódki – taniznę śmierdzącą bimbrem. Ale są za to parasolka i rurka, więc o co chodzi? Pół biedy, kiedy po wypiciu takiego cuda mamy tylko ból głowy. Gorzej, gdy kończy się wizytą u lekarza, bo w drinku znalazły się nieumyte cytrusy.
Pic albo nie pić, oto jest pytanie
A raczej gdzie pić albo nie pić. Oczywiście nie można odsądzać od czci i wiary wszystkich właścicieli pubów. Byłoby to bardzo krzywdzące, bo czarne owce są wszędzie, i wcale nie oznacza to, że całe stado jest czarne. W wielu restauracjach, klubach, pubach pamięta się o tym, że klient jest ważny. I takie miejsca warto znać, warto je sobie polecać, warto o nich pisać. Polecenie znajomego jest najlepszą rekomendacją, wiec rozdawajmy je hojnie, jeśli coś nam się podoba. Krytykujmy, gdy zostaniemy oszukani. A jak już naprawdę nie ma gdzie pójść to zróbmy sobie domówkę.