Dla początkujących
Moda na samodzielne wydawanie książek nie jest niczym nowym. Tak wydawali wielcy w literaturze, jak Twain, Wilde, czy Woolf. Ale odkąd światem zaczął rządzić Internet, samodzielne wydanie książki stało się nie tylko koniecznością, gdy odmówił wydawca. Stało się zwyczajnie bardziej opłacalne. I nie trzeba tu mieć na myśli nie wiadomo jak poważnych dzieł. Wydać można wszystko: od poradnika z przepisami na drinki, do powieści historycznej. Wszystko zależy od naszej inwencji. I to w sensie dosłownym. To my decydujemy co, jak, gdzie i za ile. Autor staje się jednocześnie wydawcą, marketingowcem i sprzedawcą. Wielu taka propozycja przerasta, dlatego tym bardziej satysfakcjonujące jest, gdy nasze dziecko zdobywa popularność i zaczyna zarabiać.
Jak to zrobić? To nic trudnego, pod warunkiem wszakże, że masz już co wydać, bo to ten etap jest najdłuższy i dla wielu najtrudniejszy. Narzędzi do samodzielnego wydawania wszystkiego co zechcesz jest już sporo. Można poczytać poradniki, można skorzystać z pomocy specjalistycznych portali. Cokolwiek zdecydujesz i tak jest to o niebo łatwiejsze i tańsze, niż tradycyjna droga przez wydawnictwo.
Niebezpieczne samouwielbienie
Do tej pory wszystko było na plus. Ale zawsze gdzieś musi być haczyk. I jest jeden, a nawet dwa. Pierwszy to brak obiektywizmu. Wydając własną książkę nie mamy do niej dystansu. Nie mamy redaktora, który poprawi styl, podpowie, co warto zmienić, bo się na tym zna. Nie mamy korektora, który wyczyści nasz tekst z błędów i sprawi, że da się go czytać bez odruchu wymiotnego. I w końcu nie mamy sprzedawcy i dystrybutora – i to jest ten drugi haczyk. To, że wydasz własną książkę wcale nie oznacza, że na niej zarobisz. Częściej stracisz, dobrze, jeśli tylko na początku, a potem chociaż wyjdziesz na zero. Przypadków sukcesu jest już sporo, więc to powinno motywować. A jak uda ci się do nich dołączyć, to nie pozostaje nic innego jak upić się ze szczęścia i wydawać dalej. Dla swojej satysfakcji i radości czytelników.