O tym, że jesteśmy narodem brudasów, świadczą nasze miejsca publiczne: place i ulice, z rozdeptanymi psimi odchodami, pomazane dworce, poniszczone przystanki, o stadionach nie wspominając. Odpadki, niedopałki, nie tylko niechętnie wyrzucamy do śmietniczek, ale wręcz przewracamy pełne śmieci pojemniki, wywalając na trotuary ich zawartość. Przy drogach i w lasach zostawiamy worki z odpadkami. Potłuczone szkło wala się wszędzie, także na szlakach turystycznych, w parkach narodowych.
W latach siedemdziesiątych, jako bardzo młody człowiek miałem okazję pomieszkać na schludnym przedmieściu Drezna, gdzie szokował na ulicy widok braku jednego choćby papierka, ni peta. Ale przebywało tam tylko troje Polaków. Swojski widok powracał w centrum miasta, już od godzin wczesnopołudniowych, po codziennym najeździe tysięcy rodaków. Anglicy, którzy tak chętnie witali nas po otwarciu granic, obecnie zamknęliby je na powrót, a jednym z argumentów jest obrzydliwy im widok opluwanych trotuarów. Czesi dziwią się polskiemu obyczajowi rozbijania na ulicach butelek po piwie. Dla Hiszpanów, nie mających zwyczaju upijania się do nieprzytomności, obscenicznym jest obraz bardzo nietrzeźwych Polaków, rzygających w miejscach publicznych.
W centrum Polski, w centrum Zachodniego Mazowsza, wyremontowano przed trzema laty zabytkowy dworzec Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej. Praca konserwatorska wykonana była z iście benedyktyńską skrupulatnością, każdą cegłę odkuwano z tynku, czyszczono i lakierowano, bowiem w latach sześćdziesiątych, komuniści otynkowali cały budynek, wykonany z cegły licówki. Efekt remontu jest tak pozytywny, iż nie będziemy wytykać likwidacji słynnej z literatury, dworcowej restauracji. Nie policzymy też wielkiej liczby zamontowanych, nowoczesnych okien dachowych, z uwagi na to, że do pokrycia użyto oryginalną, ceramiczną dachówkę, nie plastykową, bądź blaszaną imitację. Po kilku latach od remontu dworca, tuż przed wigilią Bożego Narodzenia 2011, uporządkowany został przydworcowy plac. Wygląda jeszcze schludnie: sporo ławek do zniszczenia, mała fontanna na złom kolorowy, kilka śmietniczek do przewrócenia. Nie ulega wątpliwości, że młodzież wychowana w tradycji kultury polskiej codziennej, stan ten wkrótce zmieniać zacznie.
W przesadnie (z naszego punktu widzenia) dbających o czystość turystycznych miastach Europy, bywa codzienne mycie ulic. W przykładowych Skierniewicach, przy wyremontowanym dworcu, stoi dwujezdniowy wiadukt drogowy, także niedawno wyremontowany. Jeden z chodników owego wiaduktu bywa sprzątany raz do roku. Co nim idąc trzeba omijać, nietrudno się domyślić. Pod wiaduktem urządzono parking, zaś mostowe zakamarki upodobały sobie miejskie gołębie. Jak wyglądają niemyte i niesprzątane nawierzchnie placu parkingowego i chodników pod wiaduktem, także nietrudno sobie wyobrazić. Parking zajął teren byłego dworca autobusowego. W pięćdziesięciotysięcznym mieście, zastąpienie dworca niewielkim przystankiem, to nawet na standardy unijne jest zaskakującym upadkiem zbiorowej komunikacji drogowej. Po likwidacji, także zmierzających do upadku polskich kolei, za przykładem księcia Bariatyńskiego, w odrestaurowanym dworcu, urządzić będzie można teatr. Sporo miejsca uzyska się na parkingi, na hektarach po rozebranych torowiskach.
Na temat bałaganu komunikacyjnego można by przytaczać po kilka co najmniej przykładów z każdego miasta w Polsce. Znakowane ścieżki rowerowe w mieście Skierniewice, to abstrakcja, wymyślona przez urzędników miejskich, dla ich własnej uciechy i miejscowych organów ścigania, skazujących niezdyscyplinowanych rowerzystów na wyroki większe, niż kierowców, naruszających przepisy ruchu drogowego. Skądinąd wiadomo, że łatwiej utrzymać się na czterech kołach pijanemu kierowcy samochodu, niż nietrzeźwemu rowerzyście na dwóch i łatwiej ściągnąć odszkodowanie za przewrócone latarnie z ubezpieczenia kierowcy, niż od rowerzysty za pogniecione kwiatki. Urzędnicy dopuścili jazdę rowerem po obu wąskich chodnikach wiaduktu, nawet – po zachodnim, niesprzątanym, na którym wyminięcie się samych pieszych bywa kolizyjne.
Dosadnym przykładem bałaganu architektonicznego w tym mieście jest wybudowany w ostatnich latach komuny szary, obskurny gmach telekomunikacji, który przekształcił wygląd skrzyżowania przy Sejmiku. Efektowna, przedwojenna budowla, stanowiąca wcześniej akcent dominujący w tym miejscu, jakby skarlała optycznie, chowając się wstydliwie za dwiema wyniosłymi topolami włoskimi. Podobny efekt czeka pocarski dworzec kolejowy, jeżeli inwestor stawianego naprzeciw blokowiska zdoła przekonać urzędników miejskich o niezbędności podwyższenia budowanego mieszkaniowca o piętro lub dwa. Ma widocznie uzasadnioną nadzieję na uzyskanie takowej zgody, skoro powstrzymuje zakończenie inwestycji, a tym samym zakończenie prac porządkowych na Pl. Dworcowym. Trudno się spodziewać, że „przekonujące” środki posłużą miejskiej infrastrukturze, a przydałaby się w tym miejscu chociaż tablica, upamiętniająca pobyt w Skierniewicach Władysława Stanisława Reymonta. Dotąd miasto ma lekceważący stosunek do noblisty; zaniedbany stoi dworek, w którym pisarz mieszkał czas jakiś.
Modły o porządek nasz codzienny zanosi: Zbigniew M. Kozłowski