Jakie europejskie nacje nie mają pretensji do nas, Polaków? Turcy, którzy nigdy nie uznali rozbiorów? Hiszpanie najdłużej utrzymujący dyplomatyczne stosunki z rządem emigracyjnym w Londynie?

Data dodania: 2012-01-16

Wyświetleń: 1599

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 4

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

4 Ocena

Licencja: Creative Commons

     Niewielu, bardzo niewielu przyjaciół mamy jako kraj, jako naród. Dotąd świat zachodni nie może wybaczyć nam, że rozpętaliśmy II wojnę światową, że wymordowaliśmy miliony ludzi w naszych obozach koncentracyjnych. Tego, że wypędziliśmy miliony Niemców z ich macierzystych ziem, mordując przy tym i topiąc statki z niemieckimi dziećmi, wywożonymi z Prus Wschodnich. Prześladowany przez Polaków naród Niemiecki odgrodzić musiał się murem berlińskim od swoich ciemiężców. Nawet kandydaci na Prezydenta Stanów Zjednoczonych uważają nas za swoich największych wrogów. Zapewne za ten nieszczęsny obóz na Mazurach, w którym mordowaliśmy islamistów. Do końca życia nie zapomnę twarzy pewnej paryżanki (świeć Panie nad jej obłudną duszą!), wykrzykującej do kamery telewizyjnej, podczas stanu wojennego, swoją nienawiść do Polaków za obozy koncentracyjne w czasie II wojny światowej. Nienawiść Żydów, zarówno w Izraelu, a przede wszystkim – w USA, jest do nas nie mniejsza, niż do Arabów. Za wrodzony antysemityzm, za pogromy w Rosji i na Ukrainie, za holokaust, za Kielce, za 68, a najbardziej - za zagrabione majątki.

     Po roku dziewięćdziesiątym ubiegłego wieku, któryś z naszych opiniotwórczych i doktrynalnych polityków wymyślił dla Polski misję łącznika pomiędzy wschodem i zachodem. Poślizgnęliśmy się przy tym w rosyjskiej latrynie oszczerstw, a Litwa i Ukraina wylewają na nas swoje fekalia nienawiści. Nie zrażeni tym i oblizując się, nasi politycy brną w bagno ratowania Białorusi od Łukaszenki. Jeżeli kiedykolwiek w kraju tym zapanuje jakakolwiek demokracja, nigdy Białoruś nie uzna Polski za swojego sojusznika. Mylił się Dziadek, mylił się Giedroyć; od stu lat przynajmniej wiadomo, że Ukraińcy, Litwini i Białorusini wolą moskiewską nahajkę, niż warszawską "przyjaźń". Czemu tak jest: to temat na całą rozprawkę historyczną.

     Tylko nasi nieudolni politycy nie są w stanie przewartościować swoich pomylonych i zapożyczonych koncepcji. W gruzach niemal leży Układ Wyszehradzki, jeden z najcenniejszych sojuszów, jakie kiedykolwiek udało nam się zawrzeć. Słychać wręcz coraz intensywniej głosy o potrzebie wyraźnego odizolowania się od Węgier, znajdujących się w głębokim gospodarczym kryzysie i kryzysem tym nas obryzgujących. Nie poczuwając się do obowiązku udzielenia Węgrom pomocy, państwo polskie winno w przyzwoity sposób wycofać się z Układu, będącego, jak się okazuje martwą, nieprzydatną w potrzebie, umową międzyrządową. Jako społeczeństwo nielubiące swoich polityków i bardzo lubiące robić przekornie swoim nielubianym politykom, powinniśmy natomiast wykupić wszystkie wczasy urlopowe na Węgrzech, zacząć latać głównie liniami lotniczymi WizzAir, pić wyłącznie "węgrzyna", kupować możliwie najwięcej węgierskich produktów, których niestety wiele na naszym rynku nie ma. Przybędą, gdy wytworzy się na nie popyt.

     Ten swój apel o pomoc Węgrom kieruję do apolitycznej (wykluczonej i niegłosującej) połowy społeczeństwa, zdając sobie sprawę, że druga połowa pozostanie totalnie obojętna, o ile fuhrer czegoś nie nakaże. A żaden wódz partyjny nieswojego pomysłu popierać nie będzie, tym bardziej pomysłu niezgadzającego się z obranym politycznym programem. Wódz rządzący postanowił wspomóc strefę euro, chociaż dla niej owe 6 mld znaczy mniej, niż kropla w morzu. Dla Węgrów natomiast byłoby istotną pomocą, w postaci choćby gwarancji kredytowych. Dodając do tego drugie 6 mld, wygenerowane w gospodarce węgierskiej przez zakupy Polaków, można się spodziewać, iż Madziarów udało by się odbić od dna. Gdyby jeszcze Czesi pomóc zechcieli (już odczuwamy brak wielkiego Havla)... byłaby to prawdziwa Wyszehradzka Solidarność. Niewykluczone, iż podziałało by to korzystnie także na polską gospodarkę i podniosło wartości aktywów tej części Europy na rynkach finansowych. Przynajmniej możemy liczyć na szczerą przyjaźń bratanków.

     Nadchodzi prawdopodobnie pora, kiedy Niemcy przestaną bezinteresownie sponsorować Europę. Wkrótce położą na dnie Bałtyku drugą rurę gazową i trzecią – naftową, łączące bezpośrednio z ich przyjaciółmi – Rosjanami, z ominięciem terytorium podłej Polski. Brytyjczycy, Irlandczycy, Duńczycy, Holendrzy i Belgowie, zrażeni przez nasz eksport przestępczości i dziadowskiej emigracji zarobkowej, zastanawiają się, jak pozamykać przed nami swoje granice. Kryzys ujawnił zbyt głębokie zróżnicowanie pomiędzy poszczególnymi państwami Unii Europejskiej, by możliwe było utrzymanie tego sojuszu w stanie dotychczasowym. Byśmy nie pozostali wyobcowanym bastardem Europy, powróćmy do sprawdzonych przyjaciół: pomóżmy Węgrom !

Do czego namawia: Zbigniew M. Kozłowski.

Licencja: Creative Commons
4 Ocena