Odzież używana to dopiero początek. Dlaczego nie pójść dalej i nie wprowadzić do ponownego użytku także setek innych produktów? Byłoby to pewnie korzystne dla biznesu i przyniosłoby pozytywne skutki dla ekologii. Tak przynajmniej twierdzi prof. Ludwig Gehrdsteinmeyer z uniwersytetu w Magdeburgu. Zdaniem Gehrdsteinmeyera tylko ponowne wykorzystanie produktów przemysłowych może uratować gospodarkę i środowisko Europy.
Pomysł Gehrdsteinmeyera jest prosty. Chodzi o to, żeby wprowadzić mechanizmy, które skłonią przedsiębiorców do zajęcia się tą dziedziną. Przedstawia też konkretne propozycje, jak miałoby to wyglądać.
Po pierwsze, handel używanymi produktami powinien wyglądać tak, jak dzisiaj wygląda hurt odzieży używanej. A więc – firmy w krajów biedniejszych kupują lub zbierają za darmo zużyte produkty w krajach bogatszych i sprzedają je na własnym rynku.
Po drugie, konsumenci z bogatych krajów mogliby otrzymywać ulgi podatkowe za oddawanie zużytych produktów za darmo. Ulgami objęta byłaby odzież używana, produkty medyczne czy żywnościowe.
Po trzecie, producenci i importerzy musieliby płacić specjalny podatek, z którego zwolnieni byliby ci, którzy gwarantowaliby odbiór swoich towarów i ponowną ich sprzedaż. Trochę tak, jak działają organizacje dobroczynne, w których polu zainteresowań jest odzież używana.
Po czwarte, należałoby podjąć decyzje o zakazie eksportu i produkcji nowych urządzeń w krajach biedniejszych. Tak, żeby opłacalny stał się handel rzeczami używanymi.
Gehrdsteinmeyer twierdzi, że nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby tego rodzaju rozwiązania wprowadzić od zaraz w każdej dziedzinie. Nie uważa, żeby istniałby problemy choćby ze sprzętem medycznym. Jest zdania, że mieszkańcy biednych krajów chętnie skorzystają ze zużytych akcesoriów medycznych. Odzież używana jest dla niego przykładem tego, że higiena nie jest problemem.
Z tego samego powodu Gehrdsteinmeyer proponuje, żeby rozpocząć handel także używaną żywnością. Stoi na stanowisku, że stopień marnotrawstwa w krajach zachodu jest tak duży, że spokojnie można przekazywać wyrzucaną żywność biednym. Przykładem może być odzież używana, która zamiast trafiać na wysypiska daje zarobić i ubrać się innym.
Warunkiem powodzenia pomysłu jest, zdaniem profesora, utrzymanie wolnorynkowego charakteru całego przedsięwzięcia. A to oznacza stworzenie systemu bodźców ekonomicznych i całkowitą deregulację tej branży. Hurt, detal, kontrola jakości – to wszystko ma pozostawać w gestii przedsiębiorców.
To oni mają być, zdaniem Gehrdsteinmeyera, głównymi beneficjentami systemu. Mają zarabiać na handlu i przetwórstwie używanych produktów. Mają zyskiwać także na tym, że zwielokrotniony zostanie obrót tymi towarami.
Wielkość tak wykreowanego rynku Gehrdsteinmeyer szacuje na dobrych kilkadziesiąt miliardów euro. Pod warunkiem, że stworzone zostaną odpowiednie ramy, w których będzie mógł działać biznes.
Dla swoich koncepcji zdobył zresztą poparcie wielu organizacji, przede wszystkim tych zrzeszających przedsiębiorców. Ich zdaniem to świetny pomysł, który rozszerza swobody rynkowe na nowe, nieodkryte do tej pory pola.
Jeśli Gehrdsteinmeyerowi uda się wdrożyć pomysł w życie, być może już wkrótce zobaczymy mieszkańców krajów trzeciego świata jedzących resztki z niemieckich stołów, popijając je winem, które zostawią Francuzi. Świat stanie się przez to lepszy, twierdzi profesor.