Świat nie śpi, bo cały czas jest ktoś w innej strefie czasowej, kto może przejąć pracę od Ciebie. Internet umożliwia dostęp do niewyobrażalnych zasobów informacji. Jeżeli nie nadążasz za tymi zmianami to jutro twoja wartość będzie mniejsza od zera. Musimy szybciej, lepiej. I tak dalej taki bełkot.
Gdzie się człowiek nie obróci to jest częstowany kawałkami w tym stylu. Najczęściej na konferencjach lub spotkaniach, na których ktoś chce Ci wcisnąć coś z nowych technologii lub zmotywować Cię do wytężonego wysiłku. Jakie to jest płytkie. To prawda, że w ciągu ostatnich kilku, kilkunastu lat pojawiły się rzeczy, o których pisali autorzy książek sci-fi, które na marginesie namiętnie czytałem. Internet zmienił to, w jaki sposób zdobywamy wiedzę, komunikujemy się, spędzamy wolny czas. Pierwszy raz zetknąłem się z siecią na studiach i „przeglądałem” strony internetowe w tekstowej przeglądarce. To było raptem 11 lat temu. Nie neguję zmian. Nie podoba mi się tylko sposób ich prezentowania w taki sposób.
W jakiś sposób nasza cywilizacja stała się cywilizacją „zegarka”. Fast food`y to jej produkt. Po co powstały? Po to, żeby „zaoszczędzić” czas, który do tej pory „marnowało” się na przygotowanie posiłków. Teraz dostajesz jedzenie w kostce, żeby móc zrobić więcej. Pytanie tylko: więcej czego? Po jaką cholerę całe życie mamy się spieszyć? Teraz jeszcze do zegarka dodajemy sobie „informacje”. Zrób sobie test. Obejrzyj jeden program informacyjny i zanotuj wszystkie informacje, dzięki którym będziesz mógł łatwiej osiągnąć to na czym Ci w życiu zależy. Moja kartka raczej pozostaje pusta. To już nie są informacje tylko „news`y”. Nie mają nieść ze sobą czegoś sensownego, tylko przyciągać uwagę. No ale oczywiście jeżeli nie będziesz miał najświeższych informacji to konkurencja już czyha za rogiem.
Jakoś nie znajduję racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego miałbym się spieszyć z czymkolwiek? I większość „informacji” nie jest mi do szczęścia potrzebna. Ile powstaje miejsc, w których można się zrelaksować i odciąć od hałasu dnia codziennego i zastanowić się przez chwilę? To się nie sprzedaje, bo trudno się to mierzy. A przecież ludzie nie będą marnować czasu na bezproduktywne przyglądanie się akwarium z rybkami, bo w tym czasie można wykonać kilka telefonów, przejrzeć gazetę i sprawdzić maila.
Na studiach miałem przedmiot „zarządzanie przedsiębiorstwem”. Zapadła mi w głowę anegdotka przytoczona przez wykładowcę. Otóż w pewnej firmie specjaliści nagrywali ludzi przy linii produkcyjnej chcąc zoptymalizować pracę robotników. Dzięki analizie filmów ocenili, że można zwiększyć wydajność, jeżeli pracownicy nie będą wykonywać nieskoordynowanych ruchów, tylko ściśle zalecone, optymalne dla danego stanowiska i faktyczni niezbędne do wykonania pracy. Po wdrożeniu tego rozwiązania okazało się, że wydajność spadła. Te niepotrzebne ruchy służyły odprężeniu mięśni, które pracując według naukowych i ścisłych instrukcji męczyły się dużo szybciej.
To samo dotyczy efektywnego wykorzystania czasu. Czas „robienia niczego” może być jednym z najskuteczniejszych sposobów, żeby faktycznie coś sensownego zrobić. I tego sensownego sobie i wam życzę. Myślę, że spokojnie można trochę zwolnić, bo im coś szybciej się zmienia tym bardziej pozostaje takie samo.