Gdzieś tak w październiku ubiegłego roku mój znajomy pożyczył mi Mazdę MX-5 na kilka dni. Taki byłem zafascynowany i podekscytowany - szybkie i zgrabne auto, w dodatku kabriolet o nie przeciętnym dizajnie. Niestety radość minęła tego samego wieczoru.
Otóż wróciłem do domu tym samochodem dość późno, bo ok 22:00. Oczywiście chciałem się pochwalić bratu. Wziąłem go na przejażdżkę. Pierwszy raz zdjąłem dach. Jako, że miałem mało paliwa postanowiliśmy pojechać na stację benzynową. To był październik i godzina dosyć późna, więc szybko zrobiło nam się zimno. Obok stacji jest centrum handlowe, wjeżdżając na stację zauważyłem samochód policyjny stojący po środku parkingu tegoż centrum.
Podjechaliśmy na stację samoobsługową. Od razu założyliśmy dach, a gdy zamierzałem zatankować przed maskę samochodu znajomego podjechał oznakowany samochód policyjny. Wysiedli z niego umundurowani policjanci, nie jacyś zwykli, lecz "do zadań specjalnych" czy coś w tym stylu. Byli ubrani na czarno jeden miał przy sobie pistolet maszynowy. Już nie pamiętam co się nas na początku zapytali ale wiem, że sugerowali kradzież tego samochodu. Wnioski te wyciągnęli z faktu, iż zakładaliśmy dach na stacji benzynowej. Potem zaczęli nas przeszukiwać. O tak! Zapytali się czy mamy przy sobie rzeczy pochodzące lub mogące służyć przestępstwu. Odpowiedziałem, że nie. No i kazali mi opróżnić wszystkie kieszenie, a gdy już wszystko wyjąłem to mnie przeszukali jak jakiegoś przestępce! Potem to samo z bratem. A potem to samo z samochodem znajomego! Chyba nie muszę ukrywać iż byłem zdenerwowany, a cała ta sytuacja napawała mnie oburzeniem. Dobrze, że to było w nocy. Czułbym się naprawdę niezręcznie, gdyby mi coś takiego zrobili przy ludziach. Zszargana opinia.
Nie dość tego! Jeden "funkcjonariusz" kazał mi patrzeć jak przeszukuje, a drugi poprosił mnie o wpisanie kodu w telefonie, aby sprawdzić numer seryjny telefonu (ten drugi nie potrafił obsługiwać się dotykowym ekranem). Następnie ten pierwszy miał do mnie pretensje, że odszedłem, gdy on przeszukiwał pojazd. "Przecież mogłem panu coś podrzucić!" - powiedział.
Przyczepił się o to, że nie miałem przedniej tablicy rejestracyjnej. Fakt założonej nie miałem, ale miałem za siedzeniem w folii. Tego samego dnia rano kolega odebrał je z urzędu, i następnego dnia miałem je przyczepić, ponieważ wcześniej nie dałem rady załatwić plastikowej ramki. Ale pokazanie mu rejestracji i tak nic nie dało.
Następnie kazał mi wskazać miejsce położenia gaśnicy oraz trójkąta ostrzegawczego. Nie znalazłem :/ , później okazało się, że trójkąt gdzieś tam był ukryty w bagażniku. Po wszystkim usłyszałem: " W dniu dzisiejszym nakładam na pana mandat w wysokości 1000 złotych. Czy przyjmuje pan mandat?" Teraz wiem, że bym nie przyjął, ale wtedy myślałem, że za takie coś to normalna stawka. 400 złoty, to max jaki mogli na mnie nałozyć - wiem, głupi byłem.
Od tamtego czasu nie lubię policji. Są to zwyczajni ludzie, którzy mają swoje problemy: żona ich nie kocha, pies im umarł, nie stać ich na kabriolet czy po prostu mają zły dzień. A swoim niepowodzeniom czy chimerą dają upust nadużywając władzy.
Panie policjancie, pomimo zjawiskowego wyglądu, takie samochody można już kupić za 10 tys zł. Zaoszczędź sobie przez rok, a go kupisz. A nie zazdrościsz innym i to w taki sposób. Nie zastanawiaj się co zrobić, żeby inni nie mieli. Zastanów się co zrobić, żebyś Ty miał!
Na szczęście musze wam się przyznać, że widok tych wszystkich oczu, które patrzyły na mnie jak odjeżdżałem tą mx-5 spod szkoły, chyba był wart tego 1000 zł :P
Pozdrawiam
Kojak