Jest to tekst „pod prąd” ekonomii – tak to widzi wielu Polaków.
W części I tego tekstu była uwaga „o wielkich polskich przekrętach”. Treść jest wynikiem obserwacji dawnych działań polskich prominentów prowadzących do dzisiejszej prawie stuprocentowej pauperyzacji polskiego społeczeństwa.
Oto to ten tekst:
Autor poniższego tekstu stawia tezę o możliwości i celowości bezpiecznego dodrukowania pieniędzy na potrzeby krajowego obiegu gospodarczego i socjalnego - na przykładzie Polski.
Jest emerytem, który na swojej stronie internetowej pisze:
Informacje osobiste:
Urodziłem się w kapitalizmie. Wykształciłem i pracowałem w socjalizmie a po wykonaniu obrotu
- przez koło historii - dotarłem znów do kapitalizmu. Teraz interesuje mnie tylko telepraca.
Mam wykształcenie wyższe techniczne + studia podyplomowe z zakresu organizacji i zarządzania.
Miejsce zamieszkania: PL Lubin - Dolny Śląsk
Zainspirowany otrzymanym w poczcie elektronicznej linkiem do artykułu - autorstwa Mateusza Machaja „Deflacja 60%”, publikowanym w Gazecie Politycznej Korespondent.pl „popełniłem” połączenie z Internetem i kilkakrotne przeczytanie tekstu.
Zaintrygował mnie szczególnie fragment tekstu: „...Sprawa wymaga wyjaśnienia, ponieważ w artykule zabrakło jednej dosyć istotnej rzeczy: zauważenia, że deflacja może być skutkiem dwóch rzeczy, diametralnie od siebie różnych.
”Skojarzyłem go natychmiastowo z trickiem na stronie internetowej Akademii Sukcesu – Wandy Loskot ze Stanów Zjednoczonych, do którego link umieściłem na swojej stronie internetowej http://republika.pl/eres9596/antyspam.html
Treść tricku w zapisie słownym brzmi: ”Pamiętaj, – Jeśli TO jest możliwe, TO...WSZYSTKO JEST MOŻLIWE”.
Cytat ten trzeba koniecznie skojarzyć z kartami do gry po wejściu na podaną stronę i kliknięciu w link widoczny pod klawiaturą komputera. Jeśli to zrobimy’ to łatwiej zrozumiemy poglądy autora tego tekstu. A więc ad rem.
Autor artykułu źródłowego pisze między innymi:”...Rośnie natomiast produktywność, a więc ilość dóbr i usług – to sprawia, że cena pieniądza rośnie, bo zwiększa się na niego popyt (tych, którzy chcą „kupować” pieniądz przez oferowanie nowych towarów). W ten sposób gospodarka doświadcza deflacji cenowej, czyli spadku cen dóbr. Są to oczywiście czynniki realne na skutek akumulacji kapitału. Tak też się działo w trakcie rewolucji przemysłowej – kapitał zwiększający się znacznie bardziej niż przyrost naturalny sprawił, że ludziom żyło się coraz lepiej, a płace realne rosły. Zaś wizje Tomasza Malthusa znikły z horyzontu...”
Pod wpływem tego cytatu przytaczam swój punkt widzenia zaprezentowany 06.07. 2002r.w liście elektronicznym do posła ziemi legnickiej:
Początek cytatu.
Szanowny Pan (...) - Poseł ziemi legnickiej !
Przeczytałem w Konkretach "Głód" - Pańskiego autorstwa. Pozwalam sobie przekazać sugestię - do zbiorowego sejmowego przemyślenia. Wypowiadam się jako technik zgodnie z zasadą "nic w przyrodzie nie ginie".
Głód to brak pieniędzy w najprostszym przybliżeniu. Społeczeństwo polskie składa się z maleńkiej garstki tych, co pieniądze mają i nic ich więcej nie interesuje i „golców”. Tych pierwszych głód nie dotyczy. Moja wypowiedź też nie dotyczy tej grupy społecznej.
Wypowiadam się w ramach tej większej części społeczeństwa - ("bez pieniędzy") i stawiam tezę: ta grupa społeczna stanowiąc trzon ludności kraju, nie z własnej winy nadepnęła na ekonomiczną minę, którą jakby uzbroił Balcerowicz i jemu podobni ekonomiści - przeważnie tylko z nazwy.
Ilość pieniędzy w kraju, w obiegu, u schyłku poprzedniego systemu, była - ogólnie mówiąc - wystarczająca.
Nie świadczyła o zbiorowym bogactwie, ale pokazywała, że można było skromnie i godnie żyć korzystając w rozsądnych granicach z tego, co wymyślili ludzie - w każdej branży.
Naczelny ekonomista kraju - Balcerowicz - z niewiadomych powodów, być może na zlecenie jakiejś światowej finansjery, postanowił zniszczyć polskie społeczeństwo. Zastosował ekonomiczny rachunek, który nie ma nic wspólnego z matematyką. W tym rachunku dwa plus dwa daje trzy. I tu jest sedno sprawy.
Dokonano gigantycznego ekonomicznego przekrętu dotykającego miliony Polaków.
Najwyższy czas to zmienić. Należy społeczeństwu oddać „zagrabione” środki finansowe. Chciał to kiedyś nieudolnie zrobić kontrowersyjny Wałęsa. Ekonomiści typu "balcerowiczowskiego" wyśmiewali go zamiast ogłosić „burzę mózgów”.
Prawdą jest to, że operacja oddania społeczeństwu zagrabionych pieniędzy nie mieści się w pseudo-ekonomii stosowanej w Polsce,a ekonomiści mający coś do powiedzenia w kraju, w obawie o swoje posady, nie nadają się do reformowania. Potrzebny jest Polsce ekonomista "dyktator", który prawie jednoosobowo zacznie decydować o ekonomii kraju. (...)
Trzeba wszystkie dzisiejsze nominalne dochody społeczeństwa polskiego "z urzędu" podwoić - bo taki był zabór nominalny - bez skutków wynikających z upływu czasu.
Dla zbilansowania „stanu kasy społeczeństwa” i na potrzeby tej dziwnej ekonomii stosowanej w Polsce trzeba jednorazowo dodrukować pieniędzy. To dodrukowanie można nazwać NARODOWĄ POŻYCZKĄ - tym razem banku centralnego dla społeczeństwa. Ale już bez Balcerowicza.
(A może skorzystać z rezerw państwa?)
Więcej pieniędzy w portfelu przeciętnego Kowalskiego, to większe zakupy, to potrzeba zwiększenia dostaw towarów i usług do sieci handlowej. Można uwarunkować umownie: "tylko krajowej produkcji".
To zapotrzebowanie („popyt”) to nacisk na producentów, to możliwość początku likwidacji bezrobocia itd. To początek ożywienia gospodarczego.
Ożywienie gospodarki spowoduje zwiększenie dochodów całej społeczności - to ujawni GUS .
Może to umożliwić wprowadzenie podatku o nazwie "zwrot pożyczki narodowej" (łącznie z pożyczką na odkupienie nadwyżek żywnościowych - jak niżej).
Po kilkunastu latach zdrowej gospodarki może nastąpić zwrot dodrukowanych pieniędzy - nazwanych NARODOWĄ POŻYCZKĄ - w ramach okresowo wprowadzonego podatku specjalnego.
W ramach tej pożyczki należałoby też odkupić z rezerw Państwa część nadwyżek żywnościowych i przekazać do dyspozycji funduszu żywnościowego ONZ. Konieczna jest zgoda społeczeństwa wyrażona przy okazji najbliższego referendum ogólnokrajowego.
Nie jest to łatwa sprawa ale - jeśli Pan Poseł zechciałby myśleć podobnie i stworzyć sejmową grupę nacisku - to może w przyszłości być zaliczonym do EKONOMISTÓW ODRODZONEJ RZECZPOSPOLITEJ – typu Grabskiego. Takiej grupy społecznej, która od gadania przeszła do działania i odniosła tak oczekiwany przez naród sukces.
Czas skończyć licencjonowanie wszystkiego, pod naciskiem "nowobogackich" wybrańców narodu - nie do końca wykształconych - ale za to bardzo pazernie dbających o swoje poselskie apanaże.Za zgodą odrodzonego i oczyszczonego parlamentu. Powinno nastąpić odrzucenie hybrydy kapitalizmu na rzecz rzeczywistej gospodarki wolnorynkowej z wątkami koniecznego interwencjonizmu państwowego.
Koniec cytatu.
Temat jest jak rzeka. Można pisać w nieskończoność. Nie o to jednak chodzi. Przeczytany artykuł Deflacja 60% utwierdził mnie w przekonaniu:
1. „że możliwe i celowe jest dodrukowanie pieniędzy będących w krajowym obiegu.”
2. „że ekonomiści zgromadzeni wokół Instytutu Misesa przez swoje „nowe głowy” zechcą wypowiedzieć się przekonująco na temat bilansu ilości pieniądza (popyt – podaż) w strumieniach organizmów państwa – ale uczciwie i przyzwoicie.
Romuald Szczypek – Lubin – Dolny Śląsk - Maj 2004r.
Tak pisałem i myślałem trzy lata temu. Dzisiaj przeczytałem tekst ekonomisty Roberta Gwiazdowskiego i doszedłem do wniosku, że najmniej reformowalni są ekonomiści. Czyżby to była Ich choroba zawodowa?