„Tymczasem okazało się, że nasi pracownicy zostali bardzo chętnie przyjęci na przykład w Wielkiej Brytanii. Państwa unijne borykają się bowiem z takim samym problemem demograficznym, jak my. Tylko że one mogą zaoferować Polakom lepsze wynagrodzenie niż rodzinny kraj i korzystają na tym. Nasi obywatele płacą składki na emerytury za granicą, a polski system zaczyna się sypać.”.
Sam fatalizm. Czemu on ma służyć?
Czyżby polscy ekonomiści tylko tyle potrafili? Czy do takich – jedynie – wniosków prowadzi Ich „głęboka mądrość”?
Dziękuję takim ekonomistom.
Za wiedzę wykorzystywaną jedynie do straszenia nie powinno społeczeństwo płacić.
A gdzie są, lub kiedy będą wnioski zapobiegające takim prognozom?
Przeczytanie tego wywiadu przypomniało mi próbę mojej dyskusji z Gazetą Polską, Korespondentem.pl i byłym posłem ziemi legnickiej - był wtedy reprezentantem „jedynie słusznej władzy” i nie wdawał się w dyskusję „z dołami”. Reakcją było całowite milczenie posła i Gazety Polskiej oraz „druzgodzącą” krytyka” moich sugestii przez internetową gazetę wolnorynkową.
Pisałem wtedy (do Gazety Polskiej):
Należę do pokolenia, które rozpoczynało pracę zawodową w 1956 roku,
w oparciu o ostatnią edycję "nakazów pracy", po skończeniu szkoły średniej.
Zdarzenia „poznańskie” przeżywałem obserwując milicjantów przy ulicy
Rakowieckiej w Warszawie. (Były „dziwne”).
Sądząc po Pani wyglądzie - na fotografii - czas ten jest dla Pani czystą historią.
W nakazie pracy miałem wskazany zakład pracy i czas obowiązkowego zatrudnienia.
Jeśli bym uciekł - a takie miałem zamiary, jako "młody gniewny" - groził mi obowiązkowy
kontakt z prokuratorem.
Przeważył strach. Nie uciekłem.
Tak wkroczyłem w dorosłe życie. W czasach dzisiaj tak krytycznie pojmowanych –
przeważnie przez ludzi, którzy tych czasów nie znają,
a w wielu wypadkach nie mających nic do powiedzenia.
Jakiekolwiek mówienie o czasach, których się nie zna, jest kaleczeniem historii.
To tak jak "wyrodek" w rodzinie "plujący" na swoje gniazdo i korzenie.
Te zwyczaje powinny należeć do niechlubnych wyjątków w „nawykach”
naszego społeczeństwa.
W zasadzie - przeważnie nie ”plujemy” na swoje prywatne rodziny - w przeciwieństwie do „plucia” na rodzinę, którą jest nasza OJCZYZNA .Z jej dobrymi i złymi doświadczeniami i osiągnięciami.
Jak to zrozumieć ?
Trzeba żyć racjonalnie i tak jak dzieje ludzkości nakazują: usprawniać życie w oparciu
o nabyte doświadczenie.
To tak filozoficznie dla rozgrzewki (w oparciu o niektóre teksty które przeczytałem w Gazecie Polskiej) - przed dalszą częścią wypowiedzi.
Dokładnie przeczytałem Pani redakcji „UPROŚCIĆ RZECZPOSPOLITĄ”
w wydaniach papierowym i internetowym Gazety Polskiej z 2 czerwca 2004r.
O ile dobrze pamiętam – w czasach mojego startu zawodowego – nie było płacenia podatku
od otrzymywanego wynagrodzenia. Był chyba fragment podatku „starokawalerskiego”, który
płacili „zawzięci kawalerowie”. Tak chyba było jeszcze w 1960 r.
Na ówczesne czasy – jakiś dowcipny „marksista” badający „ekonomię socjalizmu” – obowiązkowy przedmiot w czasie moich studiów na Politechnice Wrocławskiej – dla potrzeb pisanej pracy doktorskiej uzasadnił konieczność płacenia podatku od wynagrodzeń przez każdego otrzymującego wynagrodzenie.
Pamiętam fragmenty ogólnonarodowej dyskusji.
I tak rozkręciła się karuzela pomysłów „jedynie słusznych” ekonomistów.
I tak kręci się ta karuzela do dnia dzisiejszego.
Stawiam tezę: wysyłać wszystkich polskich decydentów na staże do Watykanu. Dlaczego ?
Ciekawych odsyłam do książki Za Spiżową Bramą Tadeusza Brezy. (Chyba dobrze napisałem ?).
Z tej książki dowiedziałem się jak tworzone jest prawo w Watykanie. Trwa to latami a celem jest jego rzetelność i brak możliwości znalezienia luk.
Stoję na uboczu praktyk kościoła rzymskokatolickiego ale pochwalam Go za rzetelność jego prawa.
Uczmy się. Na to nigdy nie jest za późno.
Nie znam projektu ustawy o likwidacji bezrobocia i naprawie finansów publicznych opracowanego przez ekspertów Centrum im. Adama Smitha.
Moja wiedza pochodzi z fragmentu tekstów publikowanych w Gazecie Polskiej.
Być może jest to dobry pomysł. Ale przeżyłem dziewięć zjazdów „jedynie słusznej siły” przewodzącej narodowi.
Tezy na każdy zjazd mówiły, że „to lepiej” będzie za cztery lata. Tak dożyłem emerytury i ciągle nie mogę spotkać się z „tym lepszym”.
Trudno mojemu pokoleniu uwierzyć już w cokolwiek.
Może kolejne zmiany pokoleniowe wymyślą coś lepszego.
Przepraszam ekspertów Centrum im. Adama Smitha za moją „niewiarę”. Już tylu ludzi robiło pianę z mojego mózgu, że „zaimpregnowałem się” - w celach odpornościowych przed napływem „cudownych rozwiązań” – jak większość społeczeństwa.
Nie znaczy to, że całkowicie odrętwiałem. Pozostały we mnie jeszcze ślady „młodego gniewnego” z 1956 roku.
Moje poszukiwania „Naprawy Rzeczpospolitej” zawarłem w liście, który wysłałem do jednego z posłów ziemi legnickiej i Marcina Hugo Kosińskiego z Korespondenta.pl. (Gazeta Wolnorynkowa).
Były to jednak złe adresy – to wiem dzisiaj.
Co wtedy pisałem jest w załączniku. Stawiałem tezę konieczności „dodrukowania pieniędzy”. Nadal uważam, że polskie bezrobocie wymyślili polscy ekonomiści typu Balcerowicz – mimo, że Prezes NBP i profesor.
Czyni wszystko „dla chleba panie” a po cichu „tylko dla mnie i swoich”.
Likwidacja „wielkiego polskiego przekrętu” czyli braku pieniędzy (u społeczności polskiej) może być traktowana dyskusyjnie, podobnie jak „Uprościć Rzeczpospolitą”.
Czas pokaże gdzie dotrzemy. Czy znów obudzimy się z ręką w nocniku czy w EDENIE.
Serdecznie pozdrawiam: Romuald Szczypek [email protected] 09.06.2004r.
Co uważam za „wielki polski przekręt” w drugiej części tego tekstu.