Przyzwyczailiśmy się już do tego, że w sklepach czy na lotniskach mijamy długie rzędy urządzeń, które mrugając i błyskając namawiają nas do zakupu. Zwykle chodzi o rzeczy drobne – gumy do żucia, zabawki, czasem prostą biżuterię. Jak jednak zareagowalibyśmy, gdyby maszyny sprzedające oferowały złoto?
150 ton, 500 urządzeń, żyła złota
Niemiecki przedsiębiorca Thomas Geissler nie ma wątpliwości – to będzie przebój. Zapotrzebowanie tylko niemieckiego rynku ocenia na 150 ton złota rocznie. Dla jego firmy, która zamierza stawiać maszyny sprzedające w różnych punktach świata takie nastawienie konsumentów to złota żyła.
Geissler chce ustawić swoje urządzenia w około 500 punktach na całym świecie. Głównie w Niemczech, Szwajcarii czy Austrii, ale też w Rosji. - To będą potężnie opancerzone urządzenia – mówi Geissler reporterowi New York Timesa. - Wiemy, że jest sporo chłopców, którzy chcieliby coś uszczknąć z naszego interesu – dodaje.
To między innymi dlatego maszyny sprzedające Geisslera należeć będą do najdroższych na rynku. Opancerzone, zabezpieczone urządzenie ma kosztować około 20 tys. euro. Firma chce oferować je na zasadzie franczyzy, w której klient kupuje urządzenie, a później płaci za serwis i opiekę.
Aktualizowana cena, pomysł z przypadku
Klienci, którzy zdecydują się na zakup będą mogli wybrać między 1, 5 i 10 gramowymi kawałkami złota. Jeden gram już dziś kosztuje około 30 euro, czyli 120 zł. Cena złota aktualizowana będzie co kilka minut, a kamera umieszczona w obudowie dbać będzie o to, żeby cała transakcja przebiegała jak należy. Samo złoto klienci otrzymają w eleganckich pudełkach.
Pomysł na tego rodzaju maszyny sprzedające przyszedł Geisslerowi do głowy w czasie, kiedy planował promocję swojego serwisu, za pośrednictwem którego także sprzedaje złoto. Chodziło o to, żeby w jak najlepszy sposób dotrzeć do potencjalnych klientów, opisuje proces New York Times. Od słowa do słowa pojawił się pomysł stawiania urządzeń, które zamiast jedynie promować interes, będą także jego częścią.
Bo banki są zbyt ociężałe
Pomysł niemieckiego przedsiębiorcy dobrze wpisuje się w dzisiejszy klimat w gospodarce. Z jednej strony mamy do czynienia z rewolucją technologiczną, z rozwojem nowoczesnych metod przesyłania informacji czy dokonywania transakcji. Z drugiej niepewność wywołana globalnym kryzysem i jego konsekwencjami sprawia, że inwestorzy szukają oparcia w czymś naprawdę godnym zaufania. Stawiają na złoto i srebro. Oba kruszce osiągają najwyższe ceny w historii.
Logiczną konsekwencją jest połączenie tych dwóch trendów i znalezienie niszy dla siebie. Takiej, jaką zamierza stworzyć niemiecki biznesmen. Jak wielu, na cel bierze banki, które uważa za przedstawicieli oligopolu niezdolnego do szybkiej reakcji na działania konkurencji. Zwłaszcza takiej, jaką jest on sam.
Małe i średnie przedsiębiorstwa (MŚP) stanowią trzon polskiej gospodarki, odgrywając kluczową rolę w jej rozwoju i stabilności. Według najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego, sektor MŚP w Polsce tworzy aż 99,8% wszystkich przedsiębiorstw, zatrudniając ponad 67% pracowników sektora przedsiębiorstw i generując około 50% PKB kraju. Te imponujące statystyki jasno pokazują, jak istotne znaczenie mają małe i średnie firmy dla polskiej ekonomii.