Bezkrytycznie przyjmowane i uznawane za prawdę mity i stereotypy, którymi nasycona jest nasza kultura i religijność, nasze koncepcje pedagogiczne i obyczajowość, stanowią początek cierpienia w życiu większości kobiet. Wystarczy zobaczyć, jaką rolę ma do spełnienia kobieta w państwach fundamentalistycznych: ma być posłuszna mężczyźnie w sposób absolutny w każdej dziedzinie życia.
Historycznie rzecz ujmując - było podobnie. W czasach stosów i palenia na nich tzw. czarownic, kobieta uważana była za dzieło Szatana i źródło wszelkiego zła, które spotykało mężczyzn.
Gdyby założyć, że Ewa jest wyodrębnionym aspektem Adama, okazałoby się, że nie jest ona jakimś rozrywkowym, czy pomocniczym dodatkiem do mężczyzny, jak sugeruje przekaz katechetyczny. Napewno jest równoprawnym aspektem jednolitego i doskonałego boskiego dzieła, które z woli Stwórcy zostało podzielone na dwie części. Jakoś nikt nie zapytał, dlaczego Stwórca nie stworzył Adamowi drugiego Adama, tylko istotę wyposażoną fizjologicznie w atrybuty kobiecości, gotową do seksu i rodzenia dzieci. Tak więc kobietę oskarża się i karze za to, do czego została przez Boga stworzona.
Z psychologicznego punktu widzenia rozwój mężczyzny polega - od pewnego momentu - na budzeniu swojego aspektu żeńskiego. Natomiast rozwój kobiety - w jej dojrzałym życiu - polega na budzeniu aspektu męskiego. W ten sposób zarówno fizjologicznie jak i psychicznie - kobieta i mężczyzna dążą do jedności, do dopełnienia. Mężczyzna i kobieta spotykają się w życiu po to, aby się od siebie wzajemnie uczyć. Mężczyzna spotyka kobietę po to, żeby uczyć się od niej kobiecości, a kobieta spotyka mężczyznę po to, aby uczyć się od niego męskości.
Takie ujęcie równowagi między kobiecością a męskością pokazuje jednocześnie różnice między nimi. Niszczący aspekt kobiety jest związany z jej fizjologiczną rolą matki. Niszczone jest wszystko, co stare, nieużyteczne, nieprzydatne, kwestionowane są formy skończone.
Mężczyzna, natomiast bywa kolekcjonerem, przywiązanym do efektów swojej pracy, własnego myślenia, idei. Broni ich zażarcie w niekończących się wojnach. Kobieta natomiast łatwiej dostrzega względność ideologii czy doktryny. Bywa inspiratorką niszczenia tego, co stare.
W związkach na ogół to właśnie kobieta dąży do zmiany, szuka inspiracji, pomysłów, staje się wyzwaniem dla swojego mężczyzny. Wyłaniający się z interpretacji religijnej archetyp mężczyzny jest upokarzający dla mężczyzn. Adam jawi się tu jako naiwny półgłówek, który najpierw dał się namówić na coś, czego nie rozumiał (tu: zjedzenie zakazanego owocu w Raju), a potem miał o to pretensje. Do dziś dnia ma pretensje i złudzenia, że jest pierworodnym dzieckiem Boga, które ktoś (tu: Ewa) sprowadził na złą drogę. W konsekwencji mężczyźni uzurpują sobie prawo do bycia władcami kobiet i od wieków, często w imię Boga karzą, poniżają, kontrolują i eksploatują kobiety. Mało tego - dzielą je i napuszczają na siebie nawzajem.
Zauważmy, jak często mężczyzna bywa niedojrzały i nieszczęśliwy. Mimo to czuje się zwolniony z obowiązku pracy nad sobą i odpowiedzialności za swoje czyny. Chętnie natomiast daje sobie prawo do zmieniania świata i rządzenia, niezauważając nawet faktu, że nie jest często w stanie kontrolować własnej seksualności. Z drugiej strony drzemie w nim lęk i niepewność uzurpatora domagającego się nieustannych pochwał i zaszczytów.
Odpowiedzialnością za seksualne zachowania mężczyzn obarczane są kobiety - zgodnie z zasadą odpowiedzialności ofiary, że nią jest. Ten pogląd do dziś w sposób nieświadomy kształtuje nasze obyczaje, prawo i praktykę sądowniczą.
Nic dziwnego, że tak wiele kobiet żyje w świadomym, a częściej - nieświadomym - przekonaniu, że nie ma dla nich miejsca na tym świecie, że są czymś w rodzaju boskiej pomyłki.
Może więc pora w tej bezsensownej, odwiecznej walce płci o dominację, zająć się bezradnością w poszukiwaniu etosu kobiecości i męskości na zasadzie zrozumienia i tolerancji słabości i siły obu płci; zrozumienia, że On i Ona bez siebie nic nie znaczą, a razem są tym, o co Bogu w dziele stworzenia chodziło.