Tak właśnie brzmi tytuł świeżo wydanej w Polsce książki Dagmar O'Connor. I mimo pretensjonalnego tytułu zaskakująco dobrze się to czyta. Wpis zawiera recenzję książki.

Data dodania: 2010-12-28

Wyświetleń: 2241

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

Przyznaję jednak, że wizja długoterminowej i stałej relacji intymnej jest dla mnie atrakcyjna. I pewnie nie tylko dla mnie, więc wróżę książce dużą popularność. O'Connor przedstawia kolejne pary, które przez lata zjawiały się u niej w gabinecie seksuologicznym. Przy okazji referowania ich problemów prezentuje kolejne zagadnienia teoretyczne. Nie stroni od przykładów zaleceń, które dawała w konkretnych przypadkach, odpiera zarzuty, cierpliwie wyjaśnia... Nie trzeba się z nią zgadzać, że seks oralny jest dobry, ale nie sposób jej odmówić rzeczowości argumentacji.

Autorka czerpie z teorii wypracowanej przez Mastersa i Johnson. I choć wielu współczesnych badaczy zarzuca tej parze błędy, zbytnie uproszczenia, niereprezentatywny dobór próby..., to nie sposób im odmówić pionierstwa w dziedzinie badań z zakresu seksuologii. Warto także w tym miejscu nadmienić, że książka ta po raz pierwszy została wydana w 1985 roku, czyli tuż po przetoczeniu się rewolucji seksualnej i ustaleniu się mocnej pozycji duetu M&J na scenie seksuologicznej. Można zatem powiedzieć, że O'Connor uczyła się od najlepszych. Ponadto, przeterminowani czy nie, Masters i Johnson wypracowali całkiem rozsądny trening koncentracji na doznaniach, który chyba nie stracił na aktualności, a to na niego w dużej mierze powołuje się autorka. W Polsce seksuologia tkwi w powijakach, a wielu tutejszych wielkich uczyło się od Kratochvila, który również propagował metody treningowe. Myślę więc, że jak na nasze realia, to ta pozycja wydawnicza wciąż pozostaje na czasie.

Uderza, że w obliczu otwartości seksualnej i epatowaniu seksem na każdym kroku, oraz wprowadzenia na rynek cudownej niebieskiej pigułki ludzie wciąż mają problemy z seksem. Tymczasem okazuje się, że paradoksalnie tych problemów jest obecnie więcej, albo przynajmniej więcej się o nich mówi. Ten sam problem podnosi autorka książki. Słusznie zauważa ona, że pojawienie się farmakoterapii nie rozwiązuje wszystkich problemów, a wręcz obnaża te o podłożu psychogennym. Epatowanie seksu sprawia, że łatwiej jest na niego zobojętnieć, tak jak zapewnienie dostępności seksu przez wejście w związek małżeński (a zatem przypieczętowanie wyłączności partnera) czasem sprawia, że namiętność zanika.

Autorka słusznie obserwuje, że przez cały dzień uczymy się tłumić swoją seksualność (bo obyczaje, mobbing, zajmowana pozycja zawodowa...), a wieczorem jesteśmy zbyt zmęczeni na seks w domowym zaciszu, nie potrafimy "przejść w tryb" namiętności, albo mechanicznie się rozbieramy zapominając jaka przyjemność tkwi w powolnych pieszczotach siebie i partnera oraz stopniowym zmierzaniu do celu. W dobie powszechnej dostępności do seks-szopów, prostytutek, sponsoringu i magazynów erotycznych, O'Connor staje się piewczynią monogamicznych związków i otwarcie twierdzi, że tylko w takiej relacji jest możliwy pełny rozwój seksualny. Nie sposób jej odmówić racji, zwłaszcza, że umiejętnie udowadnia ona, że planowanie zdrady zajmuje tyle samo czasu co planowanie seksu z małżonkiem. Pokazuje, że proste zabiegi, jak zmiana swojego zadaniowego nastawienia do seksu, otwartość na nieskomplikowane eksperymenty, zmiana myślenia, czy zachowania w łóżku oraz przede wszystkim danie sobie więcej luzu i otwarta rozmowa na temat swoich odczuć/oczekiwań/ problemów/ wyobrażeń dotyczących tej sfery z partnerem potrafią zdziałać cuda.

Jednym słowem, polecam tą lekturę zarówno specjalistom jak i tym, dla których seks jest po prostu ważny. I to zarówno tym, którzy z jakichś względów czują, że coś przegapili i chcą ten seks poprawić, jak i tym, którzy po prostu stale się dokształcają w tej materii.

Licencja: Creative Commons
2 Ocena