Sima Qian Shi ji (czyt.: Syma Cien Szy dzi) podaje nam mnóstwo szczegółów o Pierwszym Cesarzu, jego panowaniu, śmierci, pogrzebie i o upadku jego dynastii w kilka zaledwie lat później. Dowiadujemy się m.in., że naprawdę nazywał się Zheng Zhao (czyt.: Dżeng Dżao), ponieważ urodził się w pierwszym (zheng) miesiącu czterdziestego ósmego roku panowania swojego pradziadka, króla Zhaoxiang (czyt.: Dżaosiang) z Qin (czyt.: Cin). Czyli w roku 259 przed Chrystusem. Nazwisko „Zhao“, różne od rodowego nazwiska Ying (czyt.: Jing) otrzymał od nazwy państwa, w którym jego ojciec, przyszły król Zhungxiang (czyt.: Dżungsiang) był zakładnikiem.
Ojciec przyszłego Pierwszego Cesarza, noszący wówczas imię Zichu (czyt.: Dzyczu) trafił do Zhao jako zakładnik ponieważ był zaledwie jednym z dwudziestukilku synów pana Anguo (czyt.: Angło), następcy tronu Qin (od roku 265 przed Chrystusem) – jednym z młodszych synów, urodzonym przez konkubinę z rodziny Xia (czyt.: Sia), która nie cieszyła się już łaską księcia. Ponieważ jego pozycja w łonie własnej rodziny była wątła, a w dodatku jego dziadek mimo wysłania zakładnika napadał kilka razy na Zhao, sytuacja materialna księcia Zichu była bardzo kiepska.
Pewne dnia zobaczył go przyjeżdżający do stolicy Zhao, miasta Handan, Lü Buwei (czyt.: Li Bułej), jeden z najbogatszych kupców i przedsiębiorców swego czasu. Lü ujrzawszy biedę zakładnika, zlitował się nad nim – a przy tym, dostrzegł w nim szasnę na najlepszy interes swojego życia. Co wprost miał mu zresztą przy pierwszym spotkaniu powiedzieć. W każdym razie, zainwestował w ten interes 500 sztuk złota, za które Zichu sprawił sobie godny księcia orszak, przyciągając do siebie zwolenników, którzy mogli mu wyrobić dobre imię przed ojcem i przed ojca ulubioną konkubiną Huyang (czyt.: Hujang), która nie miała z panem Anguo synów, ale i tak miała decydujące słowo przy wyborze następcy. Oraz drugie 500 sztuk złota, za które kupił różnych rzadkich i luksusowych towarów i pojechał z nimi do Qin lobbować na dworze za swoim nowym przyjacielem.
Połącznie przekupstwa i perswazji zadziałało. Pani Huyung przekonana, że w ten sposób zabezpiecza swoją własną starość (wobec braku własnych synów…), przyjęła Zichu pod swoją opiekę i wyjednała mu u męża nastęstwo tronu z pominięciem starszych synów.
Kiedy Zichu świętował przy piwie z prosa (był to wówczas pospolity trunek u Chińczyków, tzw. „wino“, a potem i wódka z ryżu upowszechniły się u nich kilkaset lat później) w domu swojego przyjaciela, a teraz już – oficjalnie zatwierdzonego przez parę książęcą opiekuna, Lü Buwei zdarzyło się, że zobaczył jego ulubioną konkubinę. Panna bardzo się Zichu spodobała. Tak bardzo, że natychmiast poprosił Lü o sprezentowanie dziewczyny. Ten z początku odczuł zrozumiały w takiej sytuacji gniew. Szybko się jednak zreflektował, że przecież zainwestował w księcia cały swój majątek i nie ma wyjścia – musi mu służyć. Oddał mu więc dziewczynę, ukrywając fakt, że uczynił już ją brzemienną. We właściwym czasie ta urodziła syna, czyli znanego już nam Zheng Zhao, póżniejszego Pierwszego Cesarza.
Przytaczam wszystkie te plotki i jeszcze kilka przytoczę na wyłączny rachunek Sima Qien’a. Nie powinniście Państwo dawać im wiary bez zastrzeżeń. Sima Qien, wysoki urzędnik na dworze cesarza Wu (czyt.: Łu) z dynastii Han, aczkolwiek jest ojcem chińskiej historiografii nie był i nie mógł być w tej materii obiektywny. Choćby dlatego że wszystko czym dysponował to jakieś fragmentaryczne zapiski i wspomnienia wrogów Pierwszego Cesarza – buntowników, którzy po jego śmierci zmietli z powierzchni ziemi utworzoną przez niego tyranię doskonałą. Nie ma niczego dziwnego w tym, że kwestionowali legalność pochodzenia Zheng Zhao, a także prowadzenie się jego matki…
Starochińska telenowela na pierwszej szczęśliwej odmianie losu przyszłego Zjednoczyciela bynajmniej się nie kończy. W pięćdziesiątym roku swego panowania (257 p.n.e.), pradziadek naszego niemowlęcego jeszcze bohatera, król Zhaoxiang wysłał generała Wang Yi (czyt.: Łang Ji) by obległ Handan. Mieszkańcy Zhao chcieli zabić zakładnika. Lü Buwei i Zichu przekupili 600 sztukami złota oficera i żołnierzy wysłanych w tym celu, a Zichu zdołał uciec i wrócić do Qin. Taki sam morderczy zamiar wobec żony i (rzekomego) dziecka Zichu również spalił na panewce, ponieważ dziewczyna pochodziła z jednej z lepiej ustosunkowanych rodzin w Zhao i dzięki stosunkom rodzinnym zdołała się razem z dzieckiem ukryć.
Sześć lat później król Zhaoxiang z Qin nareszcie, po 56 latach panowania, raczył zejść z tego świata. Pan Anguo został królem, pani Huyang królową, a Zichu oficjalnym następcą tronu. Mieszkańcy Zhao okazali swoją uprzejmość odsyłając mu żonę i 8-letniego syna. Po roku zaledwie, pan Anguo zmarł i pośmiertnie otrzymał imię króla Xiaowen (czyt.: Siaołen), zaś Zichu został królem Qin, znanym odtąd pod imieniem Zhungxiang.
W ciągu pierwszego roku panowania, król Zhungxiang uczynił Lü Buwei swoim kanclerzem i markizem Wenxin (czyt.: Łensin), obdarowując go dochodami ze 100.000 gospodarstw w prowincjach Henan i Luoyang. Kiedy zmarł po zaledwie trzech latach, władcą Qin został Zheng Zhao czyli – jeśli wierzyć plotkom spisanym przez jego późniejszych wrogów – naturalny syn premiera. Do którego zresztą 12-letni zaledwie władca zwracał się tytułem „Zhonfu“ (czyt. Dżongfu) – „Wujku“.
Państwa Qin, Zhao, Wei (czyt.: Łej), Chu (czyt.: Czu) i Qi (czyt.: Ci), dzielące wówczas między siebie Nizinę Chińską wraz z przyległościami, były jedynymi jakie po kilkuset latach nieustannej wojny pozostały z wyjściowego stanu ok. 200 lub 300 „lenn“ quasi-feudalnych na jakie rozpadło się panowanie dynastii Zhou w VI w p.n.e.. Już samo porównanie stanu wyjściowego ze stanem końcowym pokazuje, jak silna w tej zabawie panowała konkurencja! Nic dziwnego, że cały ten okres nazwano „Epoką Królestw Walczących“. Qin miało tę Epokę ostatecznie zakończyć…
Nim to jednak nastąpi, jeszcze kilka wieści z magla, przez Sima Qian’a podawanych. Młody władca Qin rósł, a tymczasem jego matka, była konkubina premiera, Lü Buwei’a, a obecnie królowa – wdowa, co jakiś czas wymagała od swego dawnego kochanka usług seksualnych. Lü zaczął się obawiać, że ten romans może go zbyt wiele kosztować. Po długich poszukiwaniach odkrył pewnego człowieka, Lao Ai, niezwykle hojnie obdarzonego przez naturę. Do tego stopnia, że na jego przyrodzenie można było spokojnie założyć koło od wozu. O czym Lü nie omieszkał w odpowiednio sugestywny sposób poinformować rozpustnej królowej – wdowy. Ta pochwyciła haczyk. Lao Ai został „wykastrowany“ (co kosztowało królową okrągłą sumkę na łapówkę dla odpowiedzialnego urzędnika), za jakieś rzekome przestępstwo i już jako „eunuch“ skierowany do prywatnych apartamentów królowej – wdowy. Która urodziła mu dwóch synów. Czego w dłuższej perspektywie oczywiście nie dało się ukryć przed młodym królem. W wyniku śledztwa, które zarządził, dwuznaczna rola premiera w tej aferze również została wykryta. Ze względu jednak na jego przeszłe zasługi, darowano Lü Buwei życie, zwalniając go tylko ze stanowiska (w roku 237 p.n.e.). Po ponad roku jednak, widząc niesłabnącą popularność byłego premiera, nakazał mu opuścić jego dobra w Henan i przenieść się do Shu (czyt.: Szu) – dzisiejszego Syczuanu, odległej wówczas prowincji na dalekich peryferiach Chin. Lü bojąc się, że może go już tylko coraz to gorszy los spotykać, popełnił samobójstwo zażywając truciznę (235 p.n.e.).
Byłby zatem, jeśli wierzyć plotkom z magla, Pierwszy Cesarz ojcobójcą i prześladowcą własnej matki, którą przez pewien czas trzymał na wygnaniu. Pomścił jednak surowo wyrządzone jej ongiś zniewagi, kiedy w 228 r. p.n.e. jego oddziały ostatecznie zdobyły Handan. 7 lat później Epoka Królestw Walczących zakończyła się. Generał Wang Pen (czyt.: Łang Pen) na czele podobno półmilionowej armii podbił ostatnie niezależne królestwo – Qi i wziął do niewoli jego króla. Chiny zostały zjednoczone.
Zheng Zhao asystował w podboju Chin, czyli – całego świata – bardzo zdolny człowiek zwany Li Si (czyt.: Li Sy), jeden z dawnych protegowanych Lü Buwei’a. Li Si został po zjednoczeniu Chin kanclerzem. Zheng Zhao przyjął zaś tytuł – który miał odtąd zastępować jego imię: Qin Shi Huangdi (czyt.: Cin Szy Hłangti). Dosłownie znaczy to: „Pierwszy Syn Niebios (Cesarz) Dynastii Qin“. Każdy następny władca tej dynastii miał od tej pory nosić numer. Następcą Pierwszego Cesarza został oczywiście Drugi Cesarz, wcześniej książę Huhai, z tytułem: Qin Er Huangdi (czyt.: Cin Ar Hłangti), „Drugi Syn Niebios Dynastii Qin“. Dalsze ciągu nie było, ale wydaje się łatwy do przewidzenia – nieprawdaż..?
Władza stała się anonimowa. Nie przypomina to Państwu przypadkiem „Edenu“ Stanisława Lema..? I słusznie, że przypomina. Bo o to właśnie chodziło. Jak można zbuntować się przeciw władcy, który nie ma nawet imienia..? Pierwszy Cesarz zaciekle chronił zresztą swoją prywatność. Być może wszystkie te historie rodem z magla, które przytoczyłem powyżej, stąd się właśnie wzięły: cóż bowiem ciekawi lud bardziej, niż prywatne życie prominentów..? Jeśli zaś nie mają dostępu do plotek choćby pozór prawdy noszących, to je sobie sami wymyślają.
Tytulatura cesarska była też wyrazem najgłębszych przekonań całej szkoły myślicieli chińskich, poświęcających się tylko i wyłącznie odkryciu teorii „tyranii doskonałej“. Wedle jej adherentów:
Najwyższy władca nie musiał posiadać żadnych specjalnych umiejętności ani charyzmy, żeby skutecznie sprawować rządy. W istocie, może być człowiekiem dowolnie ograniczonym – nie ma to żadnego znaczenia dla funkcjonowania machiny państwowej. Niezależnie od stanu swojego umysłu, najwyższy władca i tak jest w stanie sprawować rzeczywistą i realną kontrolę nad biegiem spraw państwa – jeśli tylko będzie przestrzegał kilku prostych reguł:
- wszyscy ministrowie i urzędnicy, którzy przed nim odpowiadają, muszą mieć jasno określone zadania i kompetencje; ich zadania i kompetencje w żaden sposób nie powinny na siebie zachodzić, zadaniem najwyższego władcy jest pilnowanie granic kompetencji jego ministrów;
- ministrowie powinni być ściśle rozliczani ze składanych obietnic; karze podlega zarówno nie osiągnięcie obiecanego rezultatu, jak i jego przekroczenie; nagrodzie – tylko dokładne wypełnienie tego, co zobowiązujący się obiecywał; w ten sposób ministrowie uczą się mówić swojemu władcy prawdę i realnie oceniać swoje możliwości;
- władca wybierając sobie ministrów nie może mieć względu na ich pochodzenie, zasługi przodków czy stopień spokrewnienia z jego rodem; wybierać powinien raczej ludzi nowych, którzy swoje wyniesienie tylko jemu będą zawdzięczać – a ściśle rozliczając ze składanych obietnic, dobierze sobie w końcu ekipę, której zbiorowa mądrość wielokrotnie będzie przekraczać jego własne umiejętności.
Dla zachowania ciągłości władzy, władca powinien z góry i w sposób jednoznaczny uregulować kwestię nastąpstwa tronu.
Prawda, że wszystko to jest bardzo proste..? Okazało się też nadzwyczaj skuteczne. Dynastii Qin zapewne nie udałoby się tak szybko obalić gdyby nie pewna osobista słabość Pierwszego Cesarza. Mianowicie: bał się śmierci. Zakazywał nawet o niej wspominać w swojej obecności. Wierzył, że w taki czy inny sposób zyska osobistą nieśmiertelność. No i w konsekwencji – nie zadbał z góry o następstwo tronu…
W chwili jego śmierci, w trakcie podróży inspekcyjnej po Cesarstwie (w roku 210 p.n.e.), zamierzony, ale oficjalnie nie desygnowany następca, książę Fusu sprawował dowództwo nad armią na dalekim, zachodnim pograniczu. Li Si oraz niejaki Zhao Gao (czyt.: Dżao Gao), wychowawca księcia Huhai, podrobili cesarski dekret mianujący następcą tego ostatniego.
Drugi Cesarz pochował ojca wewnątrz góry Li. Ogromny grobowiec zawierać miał podobno repliki pałaców cesarskich, miast, wież i siedzib urzędników, sztuczne rzeki z rtęci, słońce i księżyc ze szlachetnych metali na usianym gwiazdami niebie, łąki, tereny łowieckie i stawy, a także ogromne skarby różnych rzadkich i cennych przedmiotów. Wszystkiego tego bronił wymyślny system pułapek – samostrzelających kusz, zapadni i innych zmyślnych urządzeń. Wraz z Pierwszym Cesarzem pogrzebano też jego harem, oraz rzemieślników i robotników, którzy mogli zdradzić położenie i sposób wejścia do grobowca. Co skądinąd nie zapobiegło jego wielomiesięcznemu plądrowaniu przez zwycięskich powstańców kilka lat później. O tym, że grobowca strzeże także cała gwardia cesarska, sportretowana w terakocie, Sima Qian nie napisał – udało się to odkryć dopiero niedawno. O ile mi wiadomo samego grobowca mimo, że ma być splądrowany i spalony, do tej pory nie próbowano jeszcze odkopywać…
Naturalnie brat Drugiego Cesarza gdy tylko dowiedział się o pominięciu w drodze na tron, zbuntował się wraz ze swoją armią. Ten bunt udało się jeszcze stłumić – ale przy okazji zniszczona została większość cesarskiej armii, a niepokojów, jakie wywołały walki, nie udało się już powstrzymać. Zhao Gao pozbył się w międzyczasie Li Si i skupił w swych rękach całą władzę. W roku 207 p.n.e., otoczony już przez wrogów podchodzących pod samą stolicę, zmusił swego Cesarza do samobójstwa i tym samym zakończył panowanie dynastii Qin. Sam zginął wkrótce potem.
Dorobek administracyjny Qin, jakkolwiek stojąca za nim ideologia „szkoły legistów“ została w późniejszych czasach solennie potępiona, nigdy jednak nie przepadł. Jeszcze zanim Qin podbiło pozostałe państwa chińskie, jego ludność była podzielona na rangi według ich uniwersalnego dla wszystkich zawodów, rodzajów służby państwowej i stanów systemu. Awans na pierwsze stopnie tej tabeli rang można było uzyskać tylko na dwa sposoby: dostarczając państwu wymagane minimum zboża lub przynosząc na polu bitwy odciętą głowę wroga. W czasach późniejszych nie wymagało to już zwykle tak drastycznych czynów (o zbożu piszę w pierwszym rzędzie..!), ale tabela rang pozostała i istnieje w Chinach po dziś dzień. Nie tylko w Chinach zresztą – bo ten wynalazek akurat na całym świecie się doskonale przyjął, prawda?
Żeby zapobiegać przestępstwom, cała ludność została podzielona na „piątki“ – skupiające pięć mieszkających w najbliższym sąsiedztwie rodzin. Za wszelkie przestępstwa popełnione na terenie „piątki“ odpowiadali solidarnie wszyscy jej członkowie – albo wskazali i schwytali sprawcę, albo wszyscy podlegali karze przewidzianej za dane przestępstwo.
„Kodeks karny“ po raz pierwszy i jedyny w dziejach Chin (ta innowacja akurat się nie przyjęła – było to nazbyt już sprzecze z konfucjańską zasadą paternalizmu i dyskrecjonalnej władzy zwierzchnika nad podwładnymi…) był jawny. Kary za drobne przestępstwa były proporcjonalnie o wiele surowsze niż za przestępstwa poważne. Dlaczego? Ano dlatego, że legiści dawno temu zauważyli, że przestępcy się rozwijają. Zaczynają od drobnych wykroczeń, często o charakterze chuligańskim – stopniowo przechodząc do coraz poważniejszych przestępstw. Jedyna szansa na przerwanie tego „rozwoju“ to upokarzająca i bardzo dotkliwa kara już za pierwszym razem, kiedy mamy do czynienia zaledwie z „kandydatem na bandytę“, a nie zatwardziałym kryminalistą. 2200 lat później ta prosta zasada będzie wielkim odkryciem w mieście Nowy Jork…
O tym, że ujednolicono wagi i miary, a także rozstęp osi wozów (dzięki czemu koleiny po nich w całych Chinach były takie same, co ułatwiało poruszanie się), nie warto nawet wspominać, bo to przecież standard…
Oczywiście to nie wszystko, ale i tak już Państwa potwornie zanudziłem. Pora na konkluzje. Są one dwojakie – pesymistyczne i optymistyczne. Konkluzja pesymistyczna jest taka, że jak widać, nie trzeba było satelitów szpiegowskich, mikrofonów kierunkowych, systemów monitoringu, komputerowych baz danych, paszportów biometrycznych i temu podobnych wynalazków, aby zaprojektować system, w którym połowa ówczesnej ludzkości (bo tyle „ważyły“ Chiny w całej populacji naszego gatunku podówczas) daje się bezwolnie rozgrywać praktycznie rzecz biorąc jednemu człowiekowi – jak bezwolne marionetki.
Konkluzja optymistyczna jest natomiast taka, że chińscy „legiści“ nie mieli jednak racji. Obsesje, słabość lub zwykła głupota władcy potrafi zburzyć nawet ich doskonały system…