Sport ma stałe miejsce we wszystkich mediach. Myślę, że klub FC Barcelona jest najlepszą obok Gaudiego marką miasta. Nazwa drużyny, a zarazem miasta, pada w ciągu roku w światowych serwisach miliony razy. W zasadzie jedyną powszechnie na świecie rozpoznawalną manchesterską marką jest klub Manchester United. O Kasinie Wielkiej nikt w Polsce nie słyszał, dopóki Justyna Kowalczyk nie zawojowała narciarskiego Pucharu Świata i Olimpiady.
Większość polskich miast licząc na równie spektakularne efekty, pod płaszczykiem promocji przez sport, finansuje lub nawet posiada własne kluby sportowe (np. Płock). Warszawa i Kraków nawet budują stadiony prywatnym klubom ze swojego terenu. Czy wyniki tych promocyjnych inwestycji są równie spektakularne?
W 2010 r. budżet Łodzi na promocję przez sport wynosi 5,7 mln zł. To 20% wszystkich wydatków na promocję miasta, które walczy o tytuł ESK 2016. Promocja przez sport raczej miastu w tej rywalizacji zaszkodzi niż pomoże. Przy okazji ostatnich derbów kibice obu hojnie wspieranych klubów, Widzewa i ŁKS-u wywołali zamieszki w okolicy Dworca Kaliskiego i nowiutkiej hali Atlas Arena. Kilka tysięcy pijanych wyrostków biło się tam między sobą i policją, przy okazji dewastując okolicę. Piękny przykład kulturalnych zachowań młodzieży z Europejskiej Stolicy Kultury.
Myślę, że w trakcie obrad komisja decydująca o wyborze polskich kandydatów powinna wziąć to pod uwagę i wykluczyć Łódź z wyścigu w przedbiegach. A co jeżeli miasto by wygrało, czy wówczas na czas derbów Łódź na kilka dni zawiesi bycie stolicą kultury? A może uczynimy z corocznej bitwy atrakcję kulturalną, jak np. pomidorowa bitwa La Tomatina w hiszpańskiej Walencji?
Miasto może uratować swój wizerunek jedynie wyraźnie się odcinając od obu klubów i zawiesić ich wspieranie finansowe, co najmniej do momentu przedstawienia planu walki z huliganką. Nie wydaje mi się jednak, aby łódzcy politycy mieli odwagę na tak ostry krok, szczególnie w roku wyborczym. Dlaczego? Bo duża część pieniędzy na promocję polskich miast przez sport to łapówki za spokój. Kibole jeżeli miasto nie da ich klubowi kasy, nie zbuduje mu stadionu, nie umorzy podatku lub inaczej nie wspomoże finansowo zorganizują demonstrację i zadymę medialną. I co rozejdzie się wieść, że zły prezydent, burmistrz, wójt (nie potrzebne skreślić) nie dał kasy na ukochany w mieście klub?
Władze samorządowe boją się jak ognia jakichkolwiek negatywnych opinii o sobie w mediach. Kibol jest dla nich tym, czym dla rządu palący opony pod Sejmem górnicy. Władze miasta powinny sobie jednak zadać pytanie - więcej nie zyskałyby pokazując odwagę i zdecydowanie, pokazując, że potrafią obronić ideę ESK przed bandą terrorystów w szalikach.