Hiphop od zawsze był muzyką wzbudzającą kontrowersje, jest jednak jeden artysta, który zasługuje na miano króla w tymże fachu. Eminem - bo o nim tutaj mowa - wydał ostatnio swój nowy, długo oczekiwany album, zatytułowany "Relapse".

Data dodania: 2009-09-14

Wyświetleń: 3414

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

Hiphop od zawsze był muzyką wzbudzającą kontrowersje i pobudzał dyskusje toczone na niejednym forum o rapie.

Jest jednak jeden artysta, który zasługuje na miano króla w tymże fachu. Eminem - bo o nim tutaj mowa - wydał ostatnio swój nowy, długo oczekiwany album, zatytułowany "Relapse". Tak naprawdę nie miałem pojęcia, czego można się po tej płycie spodziewać. Artysta powrócił po 5 latach milczenia, a w międzyczasie był bohaterem tabloidów w związku z nadużywaniem różnego rodzaju substancji, przybraniem na wadze, kontrowersyjnym życiem osobistym itd. Eminem stracił również, w końcu nie tak dawno temu, najlepszego przyjaciela i wszystko to mogło wpłynąć na kształt albumu. Nie odnajdziemy jednak na płycie utworu wspominającego Proofa. Nieżyjącemu artyście dedykuje Eminem cały krążek, a poszczególne kawałki zabierają nas w świat charakterystyczny dla twórczości bohatera recenzji. Niewiele jest na tym albumie powagi, czy jakichkolwiek oznak, że Eminem dojrzał. Dostaliśmy natomiast ponad godzinę Slim Shady'ego, co niektórych mogło zrazić, mnie jednak zdecydowanie przypadło do gustu.

Zawiodą się jednak ci, którzy liczyli na album utrzymany w konwencji singla We Made You. Utwór ten tak naprawdę kontynuuje drogę obraną przez takie numery jak Without Me, Just Lose It czy The Real Slim Shady, które to promowały wydawnictwa poprzednie. Jest to jednak na szczęście jedyny ewidentnie komercyjny i wtórny moment opisywanego krążka. Eminem stroi sobie żarty ze wszystkiego co się rusza, dostaje się kilku postaciom z showbiznesu, tradycyjnie już wspomniany zostaje Elvis, a wszystko to odbywa się na lekkim w odbiorze, dynamicznym podkładzie z chwytliwym refrenem. We Made You to bez wątpienia najgorszy z singli Shady'ego utrzymanych w tej konwencji; sam w sobie niezły, ale nie wytrzymuje konkurencji z klasycznymi już dziś poprzednikami. Dużo większe zamieszanie wprowadza natomiast 3 a.m., który to numer jest jak na razie moim faworytem do kawałka roku. Dr. Dre łączy mocną perkusję z niepokojącym pianinem, całość jest dość mroczna, a wszystko to stanowi jedynie tło dla autora płyty, prezentującego nam psychodeliczny, konceptualny i świetny technicznie story-telling. Podmiot liryczny owego tracku jest seryjnym zabójcą, który w dodatku nie panuje nad sobą i swych czynów nie pamięta, gdyż nadużywa środków halucynogennych. Całość naprawdę mrozi krew w żyłach i ciężko ją streścić w kilku słowach.

Tak też wygląda cała płyta. Eminem porzucił tworzenie podkładów na cześć pisania zwrotek i jest na Relapse w rewelacyjnej formie. Artysta na przestrzeni krążka prezentuje nam przynajmniej kilka odmian flow i słucha się go bardzo przyjemnie, ale największą zaletą wydawnictwa są same teksty. Od początku atakują słuchacza wielokrotnie złożone rymy, Em zestawia ze sobą skomplikowane słowa, aliteruje i robi wszystko, żeby słuchacza nie znudzić. Czasami co prawda musi lekko nagiąć akcent, jednak możliwości wokalne rapera sprawiają, że brzmi to wciąż dobrze i można ten fakt podciągnąć pod licencję poetycką Slim Shady'ego. Faktem pozostaje jednak, że rymują się artyście nie tylko końcówki wersów, ale i początki, środki i bóg wie co jeszcze, a niektóre smaczki wyczuwalne są dopiero po kilku przesłuchaniach. Na Relapse nie jest jednak ważne jedynie to, jak artysta składa wersy, ale co nam przekazuje. Wziąwszy pod uwagę fakt, że wydana w 2004 roku płyta Encore zupełnie mi nie przypadła do gustu (choć może warto wrócić po latach do tego wydawnictwa), naprawdę brakowało mi nawijek charakterystycznych dla alter ego Eminema - Slim Shady'ego. Po tym jak nowy krążek artysty wypłynął do internetu niemal 2 tygodnie przed premierą, pojawiały się w sieci głosy, że to niemożliwe, by Em nagrał prawie całą płytę w takiej właśnie konwencji. Czytałem wtedy nawet spiskowe teorie dziejów, mówiące, że Relapse będzie tak naprawdę wydawnictwem dwupłytowym, lub zostanie wydane łącznie z Detoxem Dr. Dre. Ze spiskowymi teoriami dziejów tak jednak bywa, że rzadko są prawdziwe, a Em dając rozwinąć skrzydła właśnie Slim Shady'emu, utrafił w moje oczekiwania co do Relapse.

Licencja: Creative Commons
2 Ocena