Okazuje się, że aby grać w klubach, każdy DJ musi posiadać licencję Związku Producentów Audio Video, której koszt to 2 tysiące złotych rocznie, z czego tysiąc złotych idzie na ZAIKS i po 500 złotych na STOART i ZPAV. Co najbardziej szokujące - DJ prowadzący działalność gospodarczą nie może tej kwoty wliczyć do kosztów prowadzenia działalności, ponieważ ZPAV i ZAIKS nie odprowadzają od tej kwoty podatku VAT. Ciekawe prawda? Pytanie czy zgodnie z prawem...
Pytani o opinię na temat tej sprawy didżeje unikają wypowiadania się pod nazwiskiem. "Na razie się próbujemy z tym ogarnąć, dzwonimy do siebie i zastanawiamy się jak się w tej sytuacji zachować. Najgorsze jest to, że tutaj nie chodzi wcale o granie z pirackich płyt, tylko swoistą 'licencję' na bycie DJ. Chore." - mówi jeden z warszawskich didżejów.
Przeglądaliśmy draft umowy licencyjnej i jest w niej kilka zapisów, które mogą być trudne do interpretacji, bo jeśli rozumieć je dosłownie, DJe nie będą mogli podczas imprez miksować dwóch kawałków ani też publikować swoich setów i mixtejpów! Przerażające. Niedługo dojdzie do sytuacji, kiedy ZAIKS będzie zamykał byle studio nagraniowe, ponieważ podczas nagrywania nowych kawałków realizator będzie zbyt często odtwarzał podkład muzyczny.
Z podobnym problemem mogą zmagać się firmy prowadzące bank głosów, publikujące na swoich stronach fragmenty reklam dźwiękowych prezentujące damskie i męskie głosy lektorskie. O ile do samych głosów nikt, poza lektorami, nie może rościć sobie praw, o tyle problemem może być emisja reklam dźwiękowych z podkładem muzycznym.