Bardzo dawno temu, jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych zeszłego stulecia, przyszedł taki czas, że w niektórych krajach można było zacząć mówić, a nawet wyjeżdżać za granicę.

Data dodania: 2007-05-08

Wyświetleń: 5785

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 11

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

11 Ocena

Licencja: Creative Commons

Gdy Jaś to zauważył, postanowił założyć dla żartu firmę w raju (podatkowym oczywiście). Ponieważ znał prawo i przepisy, a właściwie dziury w prawie, luki w przepisach i niespójność całości, uzyskał jako pierwszy w historii swojego kraju oficjalną zgodę na taki czyn. Sami urzędnicy nie mogli wyjść z podziwu, jakie to proste.

Jaś zarejestrował działalność i problem. Firma jest. Kasy nie ma. Co tu robić? Uznał, że najlepiej handlować samemu z sobą. Ale jak? Międzynarodowo. Poleciał z raju do kraju ogólnego szczęścia i dobrobytu. Kraj ten był najbardziej zaawansowany na świecie, bo już wtedy miał pieniądze wirtualne (wyłącznie) i najbogatszy, bo miał tyle pieniędzy ile urzędnicy potrafili napisać. Obywatele tego kraju byli wtedy też bardzo bogaci. Stale coś kupowali, a i tak nie mogli wydać wszystkich swoich pieniędzy. Byli tak bogaci, że każdą wolną chwilę spędzali w sklepach.

Handel między dwoma krajami jest prosty i bezpieczny, jeśli handluje się samemu z sobą. Ma się wtedy wiarygodnego partnera. Jaś miał. Ale warto również mieć, komu sprzedać sprowadzony towar, w przypadku, gdy się go już sprowadzi.

Jaś zaczął spotykać się z miejscowymi firmami. Były one strasznie zajęte. Cały czas kooperowały. Spotykały się dwie takie firmy i jedna z nich proponowała Towar, a druga Pieniądze. Ponieważ żadna z nich nic nie miała, po podpisaniu kontraktu, każda biegła w swoją stronę poszukując Towaru i Pieniędzy. W tym celu spotykały się te firmy z następnymi i podpisywały następne kontrakty. W międzyczasie zawsze, ktoś chciał coś dodatkowo i podpisywane kontrakty były coraz większe. Ale nikomu to nie przeszkadzało. Byle ruch był w interesie, czy jakoś tak.

Jaś przypomniał sobie, że w krajach, gdzie ludzie byli tak biedni, że nawet nie było kolejek w sklepach, są instytucje, które nazywają się banki i mają pieniądze.
Odwiedził w związku z tym miejscowe prywatne banki. Ale w bankach tych nikt nie potrafił tak ładnie pisać, jak urzędnicy państwowi i nie mogli sobie napisać pieniędzy. Chociaż niektórzy próbowali. Ale okazało się, że napisali sobie coś innego.

Ale w jednym z banków o nazwie Prywatniutki, właściciel o imieniu Wania zamiast biegać i podpisywać kontrakty, stale myślał i starał się zrozumieć zawiłe arkana Nieskończonej Ekonomii obowiązującej w jego kraju. Poznał również wielką tajemnicę, gdzie piszą pieniądze. Gdy spotkał się z Jasiem zorientował się, że Jaś naprawdę może mieć Towar.

Poszli razem w to miejsce, które nazywało się Jedyny Prawdziwy Bank. Okazało się, że Jedyny też jest zainteresowany Towarem, bo dzięki niemu mógł pisać jeszcze szybciej i jeszcze więcej pieniędzy. W zamian za procent w Towarze, zgodził się napisać Prywatniutkiemu tyle pieniędzy ile potrzeba, pod warunkiem, że można je napisać dalej, jeśli Towar w przeciwieństwie do pieniędzy nie będzie wirtualny. Takie przyciąganie przeciwieństw. Uff powiedzieli Wania i Jaś.

Teraz należało pomyśleć, co dalej. W biednych krajach, skąd pochodził Towar nikt nie chciał wirtualnych pieniędzy. Nie wiadomo dlaczego. Ale w Tym kraju wirtualny pieniądz był Najważniejszy. Wszystkie państwowe firmy istniały i rozwijały się tylko dzięki niemu. (W tym miejscu należałoby zastanowić się nad znaczeniem słowa rozwój). A niektóre z nich dysponowały Surowcem, którego łaknęli producenci Towaru z biednych krajów. Pewnie z głodu, bo strasznie dużo za niego płacili. Tak jakby nie wiedzieli, że Surowiec jest, a Towar trzeba zrobić.

Surowca nie można było kupić, ani tym bardziej wywieźć. Ale można było przekazać za wirtualne pieniądze odpowiedniej firmie. Jaś i Wania „nie potrafili” stworzyć takiej firmy. Potrafił główny Dysponent najważniejszego Surowca. A właściwie to jego rodzina wiedziała jak i założyła taką firmę. Ta firma już mogła sprzedawać Surowiec na rynku wewnętrznym, ale tylko innym firmom.

W biednych krajach okazało się, że to nie producent Towaru łaknie Surowca, ale wstrętny Spekulant, który ma pieniądze i chce taniej kupić, a drożej sprzedać. Tak jak by nie mógł pracować jak wszyscy na etacie. Ale Spekulant okazał się przydatny, jako że zaproponował Towar za Surowiec w Tym kraju.

Teraz już było z górki. Firma rodziny głównego Dysponenta najważniejszego Surowca założyła dla Spekulanta specjalną firmę, z wirtualnym przydziałem Surowca. Nastąpiła zamiana jak w zabawie z przesiadaniem się na inne krzesła w jednym momencie. Spekulant miał firmę z Surowcem, już realnym, Dysponent wirtualne pieniądze (a właściwie niewielką ich część), a Wania i Jaś Towar i nadzór Jedynego (do czasu spłaty). Towar sam się sprzedał, gdy tylko kooperujące firmy się dowiedziały. Nawet urządziły licytację.

W efekcie tak się dziwnie porobiło, że do dalszych działań już był niepotrzebny Jedyny. W miarę rozwoju, należało coraz więcej czasu poświęcać na wymyślanie, na co można jeszcze wydać pieniądze. Dysponent kupił sobie na wyłączność wydobywanie i obrót Surowcem. Jego rodzina i koledzy Dysponenci nie zostali daleko w tyle. Wania przez jakiś czas bawił się swoim Prywatniutkim imperium finansowym, ale w końcu je sprzedał. Mieszka teraz za górami, za lasami, a nawet za kanałem. Synkowi kupuje do zabawy kluby sportowe, a księżniczki zatrudnia w kuchniach i ogrodach.

Zapytacie pewnie, co z Jasiem. Odpowiem tak:
Jaś się wiele nauczył.

Jakie z tego wynikają morały?

Myślenie nie jest takie głupie.

Im trudniej, tym łatwiej. Im gorzej, tym lepiej. Ale tylko dla myślących.

Licencja: Creative Commons
11 Ocena