Nieleczona anoreksja prowadzi do śmierci. Spustoszenia jakie czyni w ciele i umyśle są ogromne. Trudno wyobrazić sobie, że istnieją osoby, które chcą na nią zachorować. A jednak... W sieci aż roi się od stron założonych przez dziewczyny, które "pragną mieć anę".

Data dodania: 2009-02-15

Wyświetleń: 11369

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

Wg ideologii pro ana, anoreksja, choroba psychiczna o najwyższej śmiertelności, chorobą wcale nie jest. To styl życia, rodzaj specyficznej diety, które mogą być wybrane w sposób świadomy i dobrowolny. Problem ten dotyczy głównie dziewcząt, nastolatek, które poprzez internet utworzyły swoistą sektę wyznawczyń Any, jak pieszczotliwie nazywają anoreksję. Przyświeca in wspólny cel - walka z kilogramami, nie zawsze zbędnymi. Jest to walka pełna determinacji, toczona wg niezwykle surowych zasad, takich jak przedkładanie bycia chudą, ponad bycie zdrową.

Motylki, jak nazywają siebie wyznawczynie pro any, tak jak prawie wszystkie nastolatki miewają problemy w szkole, nieporozumienia z rodziną czy chłopakiem. Jednak ich największym problemem jest wygląd. Pragną być szczupłe jak modelki, których zdjęciami się fascynują. Ta fascynacja potrafi doprowadzić do sytuacji, w której największym autorytetem staje się waga, a miernikiem szczęścia - dobowy bilans zjedzonych i spalonych kalorii. Gdy rodzice i przyjaciele zaczynają zwracać uwagę na niepokojące sygnały, jak np. unikanie posiłków, stosowanie środków przeczyszczających, gwałtowna utrata wagi, czy skoncentrowanie uwagi na zagadnieniach związanych z jedzeniem i odchudzaniem, motylki znajdują wsparcie w swej misji na licznych blogach i forach pro ana. Oferują one nie tylko zachętę do odchudzania, ale także liczne porady dotyczące głodzenia się, i utrzymywania tego w tajemnicy przed najbliższymi.

Wyznawczynie pro ana można podzielić na kilka kategorii. Pierwsza to osoby rzeczywiście chore na anoreksję, które nie chcą się leczyć i są dumne ze swego stanu. W świecie pro any czują się wyjątkowo. Odważnie publikują swoje zdjęcia, które stają się źródłem inspiracji dla innych motylków. Druga grupa, najliczniejsza, to tzw. "wannarexics" - dziewczyny, które pragną mieć Anę. Wg kryteriów medycznych nie są chore na anoreksję, często mają prawidłową masę ciała. Dla nich anoreksja to po prostu szybki sposób na schudnięcie. Ponieważ taka "dieta" jest niezwykle wymagająca, często doświadczają porażek, przez co postępowanie wg zasad pro ana staje się dla nich synonimem kontroli nad własnym życiem. Ostatnia grupa to dziewczyny, dla których pro ana to nic innego jak modny slogan, coś, czym można zaszpanować przed koleżankami, poczucie przynależności do wspólnoty balansującej na granicy społecznej akceptacji, dostęp do wiedzy tajemnej, wyraz typowego buntu nastolatek.

Wiele osób uważa, że pro ana nie jest niebezpieczna, ironizując na temat "możliwości zarażenia się anoreksją". Jednakże wielu lekarzy i terapeutów jest zgodnych - wraz ze wzrostem liczby stron pro ana i ich popularności, pojawia się coraz więcej przypadków osób, które po prostu nie wykazują woli leczenia. Wydłużył się także czas potrzebny na zakończenie terapii wyleczeniem.

Polskie prawo nie uznaje stron pro ana za nielegalne, więc nie leżą one w kręgu zainteresowań organizacji zajmujących się bezpieczeństwem internetu. Usuwanie tego typu stron byłoby również bezcelowe - na miejsce jednej zamkniętej, pojawiłaby się kolejna. Trudno także zachować obojętność. W Polsce brakuje organizacji typu amerykańskiej NEDA (National Eating Disorders Association) czy brytyjskiej beat, które aktywnie działają na rzecz zwiększenia świadomości rodziców, nauczycieli, młodzieży czym są zaburzenia odżywiania, a także oferują wsparcie i pomoc osobom, które chcą się leczyć.
Licencja: Creative Commons
2 Ocena