Trudno jest powiedzieć, czy identyczna sytuacja jest na wszystkich granicach, ale w Dołhobyczowie wcale nie przypomina tego idealnego, skoordynowanego ruchu uchodźców, jak przedstawiają media.

Data dodania: 2022-03-10

Wyświetleń: 608

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Parodia na granicy – faktyczny stan – relacja naocznych świadków.

Wydarzenia tu opisane miały miejsce w Dołhobyczowie, niedziela, 6 marca 2022 roku o godzinie 19, gdzie uchodźcy po przekroczeniu przejścia granicznego otrzymali ciepły posiłek, koce, ale zabrakło dla nich chociażby kart SIM. Ludzi przybywa coraz więcej, a wydostać się chcą wszyscy. Wielu jedzie do Warszawy, przekonanych o tym, że w stolicy będą lepsze warunki.

Trzy dziewczyny, w różnym wieku, przekroczywszy granicę zarejestrowały się w punkcie recepcyjnym, zjadły ciepły posiłek i stanęły w kolejce do autobusu. Stały pierwsze. Po dwóch godzinach oczekiwania przyjechał autobus do Warszawy. Zaniosły swoje dwie walizki do bagażnika autobusu, a w tym czasie autobus zapełnił się, zaś koordynatorka zamiast pilnować, zaczęła krzyczeć, jak na bydło i zachowywać się niegrzecznie, nawet naruszając nietykalność cielesną, doprowadziła do tego, że te kobiety nie pojechały. Odebrały ponownie bagaż.

Faktycznie nikt nie udziela żadnej informacji. Na pytanie skierowane do policjanta, gdzie jest najbliższa stacja PKP, usłyszały, że mają tu stać (na mrozie) i czekać…

Na marginesie dodam, że tydzień wcześniej odnotowano wiele przypadków, gdy koordynatorzy wysłali samochody, które przejechały po dwieście kilometrów, aby zobaczyć, że nie ma tam kogo zabrać.

Wracając do sytuacji. Dziewczyny usłyszały, że następny autobus, który znów zabierze pięćdziesiąt osób, przyjedzie za dwie godziny. A w tym czasie z granicy pojawiło się o wiele więcej osób. W pierwszej kolejności jadą kobiety z dziećmi. Tyle, że jedzie rodzina, która składa się z pięciu lub dziesięciu osób i jest z nimi jedno dziecko — ta rodzina dziesięć osób i jedno dziecko, jedzie poza kolejnością. Czyli w rzeczywistości w jednym autobusie może jechać pięcioro dzieci wraz z pozostałymi członkami rodziny. Co znaczy, że rodziny, które nie mają dzieci, na granicy mogą stać nawet kilka dni lub tydzień. Na miejscu nie ma możliwości przespania się i odpoczynku.

Nie można zatem powiedzieć, że istnieje jakakolwiek koordynacja. Wszystko ładnie wygląda tylko w TV. Wolontariusze, którzy zostają koordynatorami powinni cechować się odpowiedzialnością, a nie swoją bezradność, nie poradność i niekompetencję demonstrować pod nazwą „pomocy”.

„To jest jakaś kpina” — jakby rzekł znany polityk. Dramat dziewczyn, które tu opisuję, zaczął się o 5 rano, 24 lutego. Do 2 marca siedziały w piwnicy jednego z prywatnych budynków w bombardowanym nieustannie Charkowie. Potem zdecydowały się na desperacki krok, za opłatą w wysokości około 200zł zostały przewiezione samochodem przez gruzy zbombardowanego przez Rosjan miasta. Z rozpaczą oglądały zniszczenia. Za sobą zostawiły cały dobytek. Następnie udało się wsiąść do pociągu, gdzie na stojący jechały jedenaście godzin. Pociąg wiele razy zmieniał trasę, aż ostatecznie nie dotarł do celu. Wysiadły na przedostatniej stacji w połowie drogi, bo tam miały krewnych. U rodziny pierwszy raz mogły umyć się i przebrać. Dobę spędziły u znajomych, aby wyruszyć w dalszą drogę do Polski, gdzie za przejechanie samochodem trzystu kilometrów do polskiej granicy zapłaciły 500zł.

Tak wyglądają fakty. Koordynatorka, która zachowywała się w sposób, którego nie da się określić używając słów pochodzących ze słownika kulturalnych ludzi, nigdy nie zrozumie tego, co czują uchodźcy, bo ona nigdy nie słyszała wybuchu bomby i nie musiała patrzeć na zburzone miasto, w którym się urodziła. Co dzień śpi w ciepłym łóżku, a uchodźca nie robi na niej żadnego wrażenia, a często posiadając tę odrobinę „władzy”, czerpię satysfakcję ze swojego zachowania.

Nie można słowa krytyki skierować na temat organizacji żywności, bo tutaj akurat wszystko jest dopełnione idealnie. Uchodźcy przekraczający granicę otrzymują żywność, słodycze, koce. Żadna osoba nie odejdzie głodna.

My zaś, obserwatorzy, możemy bić brawo fikcji przedstawianej w TV, jak ładnie można zorganizować pomoc dla uchodźców — szkoda tylko, że tak jest jedynie na ekranie telewizora.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena