Widok dołów śmierci, w których nasi rodacy dostali zdradziecką kulę w tył głowy, jest przygnębiający. Czasami wręcz budzący grozę, tak jak wtedy, gdy widzimy stos czaszek. Na pierwszy rzut oka są identyczne, z takimi samymi otworami w potylicach. 

Data dodania: 2011-06-07

Wyświetleń: 1674

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Tragiczny los, a w tle nieludzkie oblicze systemu zadającego śmierć na masową skalę, bez zarzutów i sądu, połączyły na zawsze tych ludzi. I choć nie powinni, to wszystko wskazuje na to, że - niestety - pozostaną anonimowi. Powód? Wszystkie groby były kilkakrotnie ekshumowane, szkielety są połamane. Jamy wyczyszczono z przedmiotów pozwalających na identyfikację narodowościową. Nawet guziki od mundurów zostały zaszyte, tak by ukryć polskie orzełki. Enkawudziści kazali to zrobić jeńcom przed egzekucją.
 W całym lesie nazywanym w skrócie Bykownią na drzewach zawieszone są chusty.

To według ukraińskiej tradycji znak żałoby po bliskich. Około 700 metrów w głąb lasu rozłożone jest obozowisko zespołu prof. Andrzeja Koli z Torunia. Pomagają im specjaliści z ukraińskiej firmy zajmującej się ekshumacjami. Żeby można było w przyszłym roku otworzyć tu kolejny polski cmentarz, prace muszą być sfinalizowane do końca czerwca. Profesor ma pewność, że się to uda. Jego ekipa jest pochłonięta pracą pomimo upału. Cały teren został starannie podzielony na sektory i oznakowany. Ukraińscy robotnicy wykopują ziemię z kolejnych grobów według założonego planu. To, co znajdą, jest segregowane i opisywane, znalezione przedmioty fotografuje się, ważniejsze znaleziska są nanoszone na mapę.

Ogrom i złożoność tego, co w skrócie nazywamy Katyniem, dopiero do nas dociera. Do trzech miejsc pochówku polskich jeńców z kwietnia 1940 roku, na których znajdują się polskie cmentarze wojskowe (Katyń, Charków, Miednoje), wkrótce dołączy kolejne, w podkijowskiej Bykowni. A do zakończenia tragicznych rozliczeń z bolszewickim ludobójstwem na polskim Narodzie jeszcze daleko. Z pewnością kolejne tysiące naszych rodaków spoczęły na Białorusi, nie odkryto też jeszcze wszystkich cmentarzy na terenie obecnej Ukrainy.

Enkawudziści do pochówku ofiar swoich zbrodni używali miejsc w różny sposób wcześniej wykorzystywanych przez sowieckie organa bezpieczeństwa lub przejmowali odpowiednie miejsca przez własny aparat. Wybierano lasy, wcale nie znajdujące się na jakichś zupełnych pustkowiach, jakie bez problemu można znaleźć w ogromnych przestrzeniach byłego Związku Sowieckiego. Wręcz przeciwnie: Katyń i Miednoje to spore wsie, w pobliżu dużych miast (odpowiednio Smoleńska i Tweru), położone przy ważnych drogach. Podobnie Charków jest wielkim miastem. Bykownia wpisuje się w ten schemat, cmentarz ofiar bezpieki leży w lasku niecały kilometr za pierwszymi zabudowaniami Kijowa, obok ruchliwej szosy w kierunku Czernichowa, miast wschodniej Białorusi, a także Moskwy.

W okresie stalinowskim teren był zamknięty i ogrodzony, potem ogrodzenie znikło, a od lat 70. XX wieku dochodzi do masowych zniszczeń grobów, zarówno dokonywanych celowo przez KGB, jak i w celach rabunkowych przez miejscową ludność. Około jednej trzeciej znajdujących się tu ciał to Polacy rozstrzelani z rozkazu Stalina i sowieckiego Politbiura w 1940 roku. Pozostali to miejscowe ofiary represji, jeszcze z lat 1937- -1938. Mieszkańcy Kijowa i okolic od początku wiedzieli, co znajduje się w lesie obok dzielnicy Bykownia, czego skutkiem obok przetrwania pamięci o tym miejscu były wspomniane grabieże.

Dlatego obecnie archeolodzy natrafiają na przemieszane kości i przedmioty związane z różnymi osobami, poza nielicznymi wyjątkami nie będzie można ciał ludzi tu zamordowanych zidentyfikować imiennie. Wiadomo, że na tak zwanej liście ukraińskiej znajdują się więźniowie z miast południowo-wschodnich Kresów II Rzeczypospolitej: Lwowa, Łucka, Równego, Tarnopola, Stanisławowa, Drohobycza - razem 3 tysiące nazwisk. Część ich leży z pewnością w Bykowni.

Chociaż wydaje się, że akurat Bykownia jest miejscem łączącym Polaków i Ukraińców we wspólnym opłakiwaniu ofiar bolszewickiego reżimu, to nie zawsze okazuje się to prawdą. Nacjonalistom ukraińskim cmentarz jest solą w oku. Uważają oni, że miejsce to jest związane wyłącznie z kaźnią ich narodu, urządzają pikiety, dochodzi do złośliwych prowokacji. Polscy eksperci są nawet oskarżani o mistyfikację. W ten sposób oficjalnie antykomunistyczni i antyrosyjscy neobanderowcy stają w jednym szeregu z rosyjskimi rewizjonistami Katynia oraz wspierają dystansującą się od odpowiedzialności za dziedzictwo okresu stalinowskiego politykę historyczną Kremla.


Licencja: Creative Commons
0 Ocena