O tym, że zaufanie jest jedną z fundamentalnych podstaw związku nie trzeba nikogo przekonywać. Na to, czy ufamy, czy nie, ma wpływ nasza konstrukcja psychiczna. Zatem dlaczego jednym łatwiej zaufać, a inni mają z tym problem?

Data dodania: 2008-10-31

Wyświetleń: 2552

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Ekstrawertycy mają o wiele większą łatwość w ufaniu innym, a co za tym idzie – łatwiej również wybaczają i odbudowują nadwyrężone zaufanie w sytuacjach nieporozumień. Nie oznacza to oczywiście, że introwertycy, czyli osoby z natury zamknięte, nie są w stanie zaufać. Potrzebują na to po prostu więcej czasu (na ogół bardzo wnikliwie analizują wszelkie ,,za i przeciw”). Za to – jeśli już się zaangażują – są to relacje bardzo głębokie. Nie jest jednak tak, że nasze wrodzone predyspozycje w zupełności warunkują powodzenie w relacjach.

Drugi, niemniej ważnym obszarem decydującym o tym, czy w swoim życiu kierujemy się otwartością i zaufaniem czy przeciwnie, są nasze doświadczenia z przeszłości. Tak, jak wyrastając w określonym kraju uczymy się języka, który później zawsze dominuje, nawet, gdy uczymy się innych, podobnie uczymy się swoistego ,,języka znaczeń”, który przypisuje konkretnym zachowaniom innych, nasze konkretne tłumaczenia. Podczas, gdy język danego kraju ma ściśle określony system znaczeń i jest to system niezmieniany, tak ,,język rodziny” jest tworem indywidualnie stworzonym w ramach danej grupy i wcale nie musi być czytelny dla innych. Sami nie zdajemy sobie sprawy z tego subiektywnego systemu znaczeń, którym się kierujemy. Reagujemy natomiast szeregiem silnych emocji na naruszenie przez innych tych naszych niepisanych zasad. Najczęściej odbieramy to jako ,,niekochanie” przez drugiego i w myśl takiego przekonania zaczynamy się odpowiednio zachowywać, np. boczymy się bez słowa, wycofujemy z bliższego kontaktu, robimy drobne złośliwe uwagi w momentach, kiedy bliski nie reaguje tak jakbyśmy tego oczekiwali, popłakujemy po kątach, itp.

Z biegiem czasu mamy efekt w postaci ,,samospełniającego się proroctwa’, tzn. inny człowiek – nie wiedząc, o co nam chodzi, zaczyna reagować na nasze zachowanie (boczenie, złośliwość) odsunięciem się od nas, nie okazywaniem ciepła i zaangażowania.Zyskujemy wówczas swoiste ,,potwierdzenie”, że ,,nie warto nikomu ufać”, bo – wcześniej, czy później i tak przestanie się o nas troszczyć, będzie zimny, itd. Skąd taki sąd? W sytuacjach zagrożenia naszych podstawowych potrzeb, np. potrzeby bezpieczeństwa, bliskości i miłości, używamy automatycznie dużych uogólnień. Jak łatwo się domyślić – katastrofa gotowa.

Wcale tak nie musi być! Żeby sobie pomóc, musimy być bardziej świadomi tego, jak doświadczenia kształtowały zarówno nasza wizję tzw. ,,idealnego związku”, jak i tego, co ten związek w naszym poczuciu burzy. Nie jest to prosta sprawa. Negatywne doświadczenia przekładają się automatycznie na nasze reakcje. Nie da się też tego ,,na sucho”, na zapas przeanalizować. Można to natomiast zrobić, gdy zaczynamy mieć pretensje, bądź żal do partnera. Odłóżmy na bok cisnące się na myśl hasło ,,no przecież to oczywiste”, tylko zastanówmy się, co w danym zachowaniu wywołuje nasz niepokój. Najczęściej po takiej analizie dojdziemy do wniosku, że… zachowuje się bardzo podobnie jak ojciec/matka w stosunku do współmałżonka. Jeśli takie zachowanie powodowało oddalanie się rodziców od siebie, to – jak tylko u naszego partnera dostrzeżemy nawet cień takiego zachowania - natychmiast włącza się ,,lampka alarmowa” w postaci napięcia, żalu złości i…chęci ucieczki.

Jakie to mogą być zachowania, sytuacje? Np. gdy w momentach kłótni partner milknie, nie odpowiada w ogóle, nie chce rozmawiać, a co gorsza, wychodzi (nawet, jeśli wspomni, że: ,,porozmawiamy, jak się uspokoimy) to – jeżeli w naszym domu takie wychodzenie ojca okazywało się z biegiem czasu wychodzeniem na piwo, które w konsekwencji spowodowało nałóg, to samo wyjście, a nawet milknięcie partnera wprowadza nas w tak silne emocje, że…mamy mylne poczucie „pata”. Takich dysfunkcyjnych wzorów jest oczywiście multum – tyle ilu ludzi i ich historii.

Szczególnie jednak trudna sytuacje mają osoby pochodzące z rodzin, gdzie nadużywano alkoholu. Życie w stanie ciągłego napięcia, powoduje zamęt w emocjach. W życiu dorosłym w bliskich relacjach takie osoby, mimo, że bardzo pragną ciepła i bliskości, nawet napotykając ciepłego, dobrego partnera, trzymają go na dystans, albo czują się opuszczone mimo jego obecności partnera, bo nieświadomie wszystkie swoje problemy chcą rozwiązywać same – tak, jak to musiały czynić w dom rodzinnym. Nie zauważają gotowości do pomocy przez partnera, a nawet, jeśli on sygnalizuje taka chęć, nie potrafią się dzielić przeżyciami, bo silny lęk, który się „wdrukował” przez lata negatywnych doświadczeń, pełni rolę niewidzialnego ,,Cerbera”, nie pozwalającego na zmianę nawet wtedy, gdyi zagrożenia już nie ma.

Inna grupą osób mających problemy z zaufaniem są osoby, których matka w pierwszych latach była nieobecna. Żeby móc budować stabilną, opartą na zaufaniu relację z drugim człowiekiem, potrzebujemy takiej emocjonalnej pozytywnej matrycy, którą jest dla każdego z nas relacja z matką. Jest to związek tak pierwotny, że odciska bardzo silne piętno na psychice każdego z nas i dlatego też jest tak ważny na późniejszych relacjach. Osoby, które tę więź miały zachwianą, będą w przyszłości miały tendencję do ,,bycia stale w biegu”, tj. budowania może i intensywnych związków, ale… ,,jakby przypadkiem”, „na odległość. Będą nieświadomie wybierały partnerów, od których dzieliła ich będzie zawsze jakaś bariera – choćby terytorialna. Osoby takie nieświadomie odtwarzają matrycę pierwotnej relacji z matką, gdzie,, być blisko” oznaczało „być w oddaleniu”- jak mama, która zapewniała o swojej miłości, ale była w dystansie.

Podobnych sytuacji jest bardzo wiele. Jaki jest sposób na uniknięcie tego typu problemów? Należy uważnie przyjrzeć się momentom, w którym to napięcie szczególnie narasta i spróbować nawet przez jakiś czas zrobić sobie swoisty ,,test zdań niedokończonych” polegający na wypisaniu sytuacji, które nam się z owym napięciem kojarzą, nawet, jeśli wydają nam się bardzo dziwne, a potem nazwać emocje, które temu towarzyszą. Gdy już natrafimy na tego typu ,,trop”, to warto podzielić się odczuciami z partnerem, posłuchać jego skojarzeń i wyjaśnień. Przy takim nagłośnieniu niepokojów w życzliwej atmosferze doświadczamy swoistej ulgi i ,,demony przeszłości” znikną. Zobaczymy bowiem ich nierealność oraz zrozumiemy siłę wynikającą ze wzorców z przeszłości. Podzielenie się swoimi trudnościami zbliży nas do partnera i zacznie budować zaufanie, z którego niedostatkiem borykaliśmy się.

Oczywiście, nie należy wymagać od siebie zbyt wiele, bo takie zmiany nie dokonują się z dnia na dzień. Jest to niemożliwe, bo reagowanie nieufnością jest nawykiem emocjonalnym niemniej silnym jak nawyki związane np. z jedzeniem. Trzeba więc serii powtórzeń- wchodzenia w nowe sytuacje już ze zmienionymi interpretacjami.


Dorota Kaczmarkowska, psycholog
www.przeznaczeni.pl
Licencja: Creative Commons
0 Ocena