Sprawdźmy, jak do tego doszło i zastanówmy się, jaki wpływ będzie to miało na rozgrywki sportowe na świecie.
Odpowiedzialna decyzja komitetów olimpijskich
Choć jeszcze tydzień temu sam premier Japonii Shinzo Abe zapowiadał, że Olimpiada odbędzie się w terminie, to zdecydował zdrowy rozsądek. Pandemia wirusa COVID-19 okazała się globalnym zagrożeniem, a liczbą zakażonych przekroczyła już 500 000 osób. Jako pierwsza z igrzysk wyłamała się Kanada. Premier Justin Trudeau jeszcze przed podjęciem decyzji o przełożeniuIgrzysk zapowiedział, że sportowcy z tego kraju nie wystąpią, bo byłoby to zbyt niebezpieczne. Japoński komitet i MKOL zapowiedziały, że niezbędne będzie przełożenie zawodów na nieokreślony jeszcze termin, ale nie później niż do lata 2021 roku. Co ciekawe, nazwa Olimpiady się nie zmieni i niezależnie od terminu, nadal będą to Igrzyska Olimpijskie Tokio 2020.
Japonia wydała już ponad 9 miliardów dolarów na organizację igrzysk, ale większą stratę poniesie przemysł hotelarski, a także linie lotnicze. Jak się szacuje, na Olimpiadę mogłoby przyjechać nawet 100 000 kibiców, których teraz zabraknie w Tokio. Ostatecznie jednak, przy olbrzymiej gospodarce Japonii, która jest trzecia pod względem wielkości na świecie, po Stanach Zjednoczonych i Chinach strata nie będzie duża, a zawody i tak się odbędą. Supernowoczesna wioska olimpijska poczeka zatem na zawodników, którzy będą mieli więcej czasu aby przygotować się do rywalizacji. Pewnym problemem będzie też dopasowanie innych mistrzostw do przełożonej Olimpiady. Na przykład na 2021 rok zapowiedziane są też mistrzostwa świata w lekkiej atletyce i w pływaniu, a ich terminy trzeba będzie odpowiednio dopasować. Problemem jest nawet zwyczajowe przekazanie olimpijskiego płomienia po świecie. Został on już rozpalony, ale na razie musi pozostać w Fukushimie.
Ale nie wszyscy stracą
Odwołanie igrzysk, wraz z przełożeniem także innych zawodów sportowych w tym roku, nie musi mieć jednak całkowicie negatywnego wpływu ani na gospodarkę, ani na sport. Choć zawodnicy z pewnością zarobią nieco mniej, to pamiętajmy, że zarówno kontrakty sponsorskie jak i klubowe podpisywane są nawet na kilka lat. Gwarantuje to sportowcom dopływ gotówki, choć na przykład Rafael Nadal, który nie będzie mógł zarobić na odwołanych turniejach tenisowych z powodu koronawirusa, niezbyt rozsądnie nazywa tą sytuację „psychozą”.
Instytucje działające wokół sportu także wcale nie muszą stracić. Legalnie działający w naszym kraju bukmacherzy, pozwalający obstawiać polskie zakłady bukmacherskie przestawiają się już na e-sport, czyli rozgrywki gier online. W większości przypadków cyfrowa rywalizacja przebiega bez zakłóceń, ponieważ miliony fanów lig Counter Strike, Dota 2 czy Fortnite z całego świata mogą obserwować te zawody na ekranach swoich komputerów i smartfonów, dopingując z bezpiecznej odległości. Bukmacherzy oferują też sport wirtualny, czyli „zawody” wyścigów hartów albo kolarstwa torowego, generowane komputerowo. Choć nie grają w nich prawdziwi zawodnicy, to emocje są niewiele mniejsze. Życzymy wszystkim dużo zdrowia i miejmy nadzieję, że Letnie Igrzyska Olimpijskie w Tokio w przyszłym roku odbędą się w duchu fair play!