Prawdziwy kredyt walutowy jest z kredytem udzielonym przez bank w walucie i spłacany jest przez klienta w walucie – tutaj franku szwajcarskim. Jednak kilkaset tysięcy kredytów udzielonych konsumentom w Polsce, nie są kredytami walutowymi, a odmiennie kredytami indeksowanymi/waloryzowanymi/denominowanymi, wśród których rozróżniamy kredyt indeksowany i kredyt denominowany.
Poprzez umowę kredytu indeksowanego bank zobowiązał się oddać do dyspozycji kredytobiorcy kwotę wyrażoną w złotówkach. Po jej wypłaceniu bank przeliczył kwotę salda po własnym kursie kupna waluty obcej. W takim kredycie dług konsumenta jest wyrażony właśnie we franku szwajcarskim. Podobnie rata kredytu jest obliczana we franku, a następnie rata przeliczana jest na złote z wykorzystaniem kursu sprzedaży znajdującego się w tabeli kursowej banku.
Istotą indeksacji jest, więc uzależnienie wysokości kapitału kredytu oraz wysokości raty kredytu od mierników wartości ustalanych przez Bank. Ponieważ wszystkie niemal umowy kredytów „we frankach” przyznawały prawo banku do dowolnego ustalenia kursu stosowanego na potrzeby wspomnianych przeliczeń, to miernik ten był jednostronnie i arbitralnie ustalany przez bank. W efekcie kredytobiorcy zmuszeni są do oddania bankowi znacznie wyższej kwoty kapitału, niż w rzeczywistości otrzymali transzami kredytu, co jednocześnie wpływa na wysokość ich zadłużenia, które stale rośnie pomimo spłacania rat kredytu.
Niemal wszystkie umowy kredytu indeksowanego i denominowanego posługują się więc miernikiem wartości ustalanym dowolnie przez bank, ale też nie ograniczają się do jednego miernika. W umowach tych banki stosują osobne mierniki w postaci kursu kupna i kursu sprzedaży, odpowiednio dla określania wysokości zobowiązań banku (wypłata transz) i kredytobiorcy (spłata rat). Bank kwotę transz przelicza według kursu kupna franka, będącego kursem niższym od kursu średniego, zobowiązania kredytobiorcy przeliczane są natomiast według kursu sprzedaży, będącego kursem wyższym. Zastosowanie tych podwójnych klauzul waloryzacyjnych, oraz dowolności w ustalaniu samych kursów, prowadzi do uzyskania przez bank ponadprzeciętnych zysków kosztem kredytobiorcy. Tak sformułowane klauzule waloryzacyjne stanowią nieuczciwe postanowienie umowne, te zaś w świetle polskiego i europejskiego prawa, dorobku doktryny jak również orzecznictwa sądów i trybunałów nie wiążą konsumentów.
Skoro natomiast klauzule przeliczeniowe nie wiążą to umowa kredytu we frankach, staje się bądź zwykła umową w złotych polskich – ale oprocentowaną na podstawie LIBOR -, albo okazuje się bezwzględnie nieważna. Oba rozwiązania są bardzo korzystne dla konsumentów. Pierwsze skutkuje w szczególności uznaniem, że wysokość długu i wysokość rat nie jest zależna od zmiany kursu walut – w sytuacji wzrostu kursu franka uznanie niemal bezcenne. Drugie implikuje, że kredytobiorca i bank powinny oddać sobie wszystko co od drugiej strony otrzymały, a wiec bank raty, opłaty, prowizje, a konsument transze. Bank jednak wypłacał transze w złotych polskich nie franku. W dodatku takie świadczenia, jako nienależne nie są oprocentowane. Unieważnienie kredytu we frankach skutkuje więc uznaniem, że bank pożyczył kredytobiorcy złote i uczynił to bezpłatnie tj. bez opłat, odsetek czy prowizji.
Koncepcje takie podzielają już w przeważającej części spraw także sądy, a w ostatnim roku około 70% pozwów dotyczących kredytów we frankach zostało rozpatrzonych korzystnie.
Wydaje się więc, że problem którego nie potrafi, bądź nie chce rozwiązać parlament, rozwiązują już sprawnie polskie sądy.