CENTERBCAMERIMAGE 2007 – muzyka i los jednostki/B/CENTER
UCamerimage/U – jubileuszowy XV. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Autorów Sztuki Operatorskiej (International Film Festival of the Art of Cinematography) odbył się na przełomie listopada i grudnia już po raz siódmy w Teatrze Wielkim w Łodzi. To dość niezwykłe, że w ciągu kilkunastu lat lokalna impreza awansowała do rangi międzynarodowej, zaś w zeszłym roku do grona 50. najważniejszych festiwali na świecie (spośród ponad tysiąca imprez branży filmowej i rozrywkowej wg. czasopisma Variety). Camerimage w swojej bardzo rozbudowanej formule (poza konkursami głównymi filmów polskich i zagranicznych, jest konkurs i retrospektywa etiud studenckich, pokazy specjalne, przegląd kina europejskiego, tzw. złote premiery oraz wiele innych imprez towarzyszących) już od kilku lat nie mieści się w gmachu łódzkiej opery. W tym roku gości festiwalu miasto przywitało na dodatek rozkopanym i zakorkowanym centrum, ale także ambitnym projektem przebudowy najbliższego otoczenia Teatru Wielkiego i dworca Łódź Fabryczna oraz przekształcenia pobliskiej zabytkowej elektrowni w nowe centrum festiwalowe.
Panuje opinia, że Camerimage to impreza wyłącznie dla profesjonalistów (no i studentów), jednak według mnie formuła jest na tyle szeroka, że może zainteresować każdego miłośnika kina. Na Camerimage pojawiają się bowiem nie tylko bardzo wartościowe obrazy głównego (czytaj: komercyjnego) nurtu współczesnej kinematografii, ale również filmy, które gdzie indziej obejrzeć jest bardzo trudno. W połączeniu z pokazami etiud studenckich, filmów dokumentalnych i retrospektyw festiwal daje możliwość przeglądu tego, co dzieje się ciekawego we współczesnym kinie polskim i światowym. Selekcja filmów konkursowych pod kątem wysokiego poziomu nie tylko zdjęć, ale również gry aktorskiej, reżyserii i scenariusza powoduje, że właściwie wszystkie filmy konkursowe są warte obejrzenia. W efekcie – poza dobrym kinem – mamy reprezentatywny przegląd kierunków rozwoju języka filmu oraz tematów, którymi kino aktualnie się interesuje.
Główną nagrodę (Złotą Żabę) otrzymał w tym roku Janusz Kamiński za zdjęcia do francusko-amerykańskiej produkcji „The Diving Bell and the Butterfly” (Motyl i Skafander) w reżyserii Juliana Schnabla. Przed pokazem nastąpiło „pierwsze w historii połączenie festiwalu w Cannes z festiwalem w Łodzi” – tak konferansjerzy określili wręczenie Januszowi Kamińskiemu w Teatrze Wielkim nagrody, której nie mógł był odebrać w Cannes za zdjęcia do tego filmu. Kamiński rzeczywiście wykonał tutaj „kawał dobrej roboty”, ale trzeba uprzedzić zainteresowanych, że widz również musi się trochę natrudzić, gdyż obraz ten nie jest łatwy w odbiorze. Także dlatego, że sam temat do lekkich i przyjemnych nie należy: film powstał na podstawie książki byłego redaktora naczelnego pisma Elle, którą to książkę „podyktował” będąc całkowicie sparaliżowanym i... nie mogąc mówić.
Drugą i trzecią nagrodę zdobyły filmy (na różne sposoby) muzyczne: „Across the Universe” (zdjęcia: Bruno Delbonnel, reż. Julie Taylor), to amerykańska fabuła utkana wokół piosenek zespołu The Beatles, zaś „I’m Not There” (zdjęcia: Edward Lachman, reż. Todd Haynes) pokazuje historię Boba Dylana (granego przez sześć różnych osób, m.in. Richarda Gere i... Cate Blanchet). Oba filmy są rzeczywiście godne uwagi, nie tylko dla miłośników muzyki sprzed ponad ćwierć wieku.
Natomiast fani zespołu Joy Divison z pewnością czekali na film „Control”, który powstał na motywach biografii leadera Iana Curtisa (napisanej przez jego żonę Deborah). Tę czarno-białą fabułę wyreżyserował uznany twórca teledysków Anton Corbijn, zaś zdjęcia Martina Ruhe bardzo udatnie zahaczają o styl dokumentalny.
Gdyby chcieć pokusić się o jakieś uogólnienia, to Camerimage 2007 był bardziej ambitny i konkretny w swej tematyce w porównaniu do zeszłorocznego, kiedy motywami przewodnimi były epickie opowieści wojenne na wszystkich kontynentach oraz historie fantastyczne.
W tym roku motywem przewodnim była muzyka i los jednostki. Potwierdzają to nie tylko nagrodzone filmy, ale również szereg innych prezentowanych na festiwalu.
„Caravaggio” ze zdjęciami laureata kilku Oscarów Vittorio Storaro przedstawia burzliwy życiorys niezwykłego malarza włoskiego, zaś „Elizabeth: the Golden Age” to perfekcyjnie zrealizowana opowieść o brytyjskiej królowej Elżbiecie I w najbardziej niespokojnym okresie jej rządów.
Ten drugi film niewątpliwie wart jest wyprawy do kina, gdyż na małym ekranie umknie nam wiele „drobiazgów”, dzięki którym obraz zasługuje na miano niemalże dzieła.
Natomiast „Caravaggio” został zrobiony na zlecenie włoskiej telewizji i to (niestety) widać, gdyż nie jest to dzieło na miarę Oscara. Oczywiście film jest bardzo dobry i bez zderzenia z innymi filmami festiwalowymi mógłby pewnie zabłysnąć, jednakże dla mnie ciekawszy od samego filmu był... prawie godzinny wykład zaprezentowany widowni przed seansem przez Vittoria Storaro na temat jego fascynacji malarstwem Caravaggia.
Losami jednostki, jak również rozrachunkiem z niezbyt chlubną przeszłością zajmuje się fińsko-szwedzki obraz „The New Man” („Den Nya Manniskan”). Ten bardzo sprawnie zrealizowany i świetnie zagrany dramat dotyka – na przykładzie autentycznej historii dziewczyny umieszczonej w zakładzie specjalnym – problemu przymusowej sterylizacji kobiet w Szwecji. Dość prosty, wręcz tradycyjny, choć bardzo dopracowany styl fińskiego duetu Klaus Härö (reżyseria) i Jarkko T. Laine (zdjęcia) pomagają wydobyć z opowieści to, co najważniejsze.
Węgierski obraz „Opium – the Diary of a Mad Woman” przedstawia historię szalonej pisarki i niespełnionego, uzależnionego od narkotyków pisarza-lekarza. Film jest – moim skromnym zdaniem – tak samo dobry jak trudny w odbiorze. Polecam amatorom raczej ciężkiej, czasem zbyt dosłownej kinematografii węgierskiej.
Całkowitym przeciwieństwem jest kino czeskie, a podczas Camerimage 2007 mieliśmy możliwość obejrzeć najnowszy film duetu Jiri Menzel (reżyseria) i Jaromir Sofr (zdjęcia) wg. prozy Bohumila Hrabala „Obsługiwałem angielskiego króla”. Jest to pozycja niewątpliwie godna uwagi każdego kinomana, film długo wyczekiwany i bardzo ważny zwłaszcza dla Czechów. Jednakże mnie chyba bardziej się podobała kameralna opowieść „Vratné lahve” („Butelki zwrotne”) w reżyserii Jana Svěráka, prezentowana w ramach tzw. Złotych Premier. Jest to już trzecia część niezamierzonej (jak przyznał reżyser) trylogii, którą Svěrák realizuje z udziałem i wg. scenariusza swojego ojca Zdenka Svěráka. Warto przypomnieć, że poprzednia część trylogii („Kolja”) zdobyła Oscara. Ostatnie filmy Menzla i Svěráka pokazują, że czeskie kino ma się całkiem nieźle.
Na szczęście kino polskie ma się od kilku lat coraz lepiej, „przemawia swoim głosem” i wyzbywa się kompleksów, a filmy prezentowane na Camerimage 2007 zdają się potwierdzać te opinie. Festiwal otwierał (premierowo i pozakonkursowo) najnowszy film „Hania” Janusza Kamińskiego, który poza zdjęciami zajął się także reżyserią i trzeba przyznać, że całkiem udatnie. Sam Kamiński bardzo sympatycznie zaprezentował się na scenie Teatru Wielkiego w Łodzi odbierając nagrodę z Cannes, a potem zapowiadając premierę nowego filmu: utalentowany i skromny artysta, jakby nieco zażenowany swoimi sukcesami. Natomiast „Hania” to zrobiony dość odważnie, lekko i inteligentnie „wyciskacz łez”. Kamińskiemu udało się uniknąć zbędnego patosu i powielania zagranicznych wzorów.
W konkursach głównym oraz filmów polskich prezentowane były najważniejsze rodzime obrazy minionego roku, zaś nagrodę dla najlepszego filmu polskiego zdobyły „Sztuczki” w reżyserii i wg. scenariusza Andrzeja Jakimowskiego, ze zdjęciami Adama Bajerskiego. Autorom i aktorom udało się na kanwie – mogłoby się wydawać – wyeksploatowanego tematu rozbitej rodziny zbudować interesującą i tchnącą świeżością opowieść o przyjaźni i miłości, ale również o próbie okiełznania własnego losu i zapanowania nad przypadkiem.
Właściwie wszystkie zaprezentowane polskie filmy są godne uwagi. „Rezerwat” (reż. Łukasz Palkowski, zdj. Paweł Sobczyk), to zrobiona z wyczuciem komedia obyczajowa z półświatka warszawskiej Pragi, do obejrzenie w kinach od stycznia br.
Natomiast dramat obyczajowy„Wszystko będzie dobrze” (reż. Tomasz Wiszniewski, zdj. Jarosław Szoda) jest już od kilku miesięcy na dużym ekranie, w formie kina drogi opowiada historię młodego sportowca i jego trenera alkoholika.
Kolejny dramat, który jest już w kinach od listopada 2007 – „Korowód” (scen. i reż. Jerzy Stuhr, zdj. Bartosz Prokopowicz) – to głos Jerzego Stuhra w sprawie teczek i agentów. Głos – moim zdaniem – dość wyważony i przekonywujący, choć sam film nie jest pozbawiony niedostatków i uproszczeń.
„Benek” (reż. Robert Gliński, zdj. Jan Budzowski) można określić jako tragikomedię, a opowiada historię górnika, który postanawia zmienić swoje życie.
Podobna decyzja jest punktem wyjścia dla filmu „Aleja gówniarzy” (reż. i zdj. Piotr Szczepański), który wszedł na ekrany już prawie rok temu. Jako łodzianinowi film jest mi bardzo bliski (w Łodzi bowiem osadzona jest akcja filmu), jednakże jako miłośnika kina trochę mnie dziwi, że „Aleja...” znalazła się na tym festiwalu, gdyż odstaje realizacyjnie i aktorsko od innych prezentowanych rodzimych produkcji.
Na Camerimage mieliśmy też przykład thrillera sensacyjnego po polsku: „Nadzieja” (reż. Stanisław Mucha, zdj. Krzysztof Ptak) to sprawnie opowiedziana historia prywatnego śledztwa, bez kopiowania zachodnich wzorów i ze świetną rolą nie tylko Wojciecha Pszoniaka.
Nie mogło też zabraknąć ostatniego filmu duetu Kędzierzawska – Reinhard „Pora umierać” (scen. i reż. Dorota Kędzierzawska, zdj. Artur Reinhart). Ta kameralna, czarno-biała komedia obyczajowa o samotnej starszej pani z psem (rewelacyjna rola Danuty Szaflarskiej) przykuwa uwagę od początku do końca.
Można odnieść wrażenie, że tematyka filmów na tegorocznym festiwalu była nieco mniej zróżnicowana niż na poprzednich, a sami operatorzy (może oprócz Kamińskiego) nic nowego nie pokazali. Z tym większą niecierpliwością czekamy, co nam przyniesie kino polskie i światowe w roku bieżącym, i co nam będzie dane obejrzeć w Łodzi podczas Camerimage 2008.