Z Carmen robiłyśmy farsze i myślałam o tym, że chyba jestem dla niego niemiła.
- Carmen, wlej mi kielicha. Nie patrz tak. Taka jestem... niemiła. Chciałabym być, jak źdźbło trawy lub jak kwitnąca roślina. Muszę się podlewać.
- Jest pani rozbita?
- Czuję się rozbita. Powiedziałam rozbita czy rozpita?
- Po co to wszystko? - łyżka, którą mieszała farsz, zatrzymała się przy jej ustach.
- Walczymy z pustką i z nudą.
- Właśnie z nudów nazwała mnie pani Carmen - oblizała farsz i mieszała dalej.
To prawda, nudziłam się, ale to było jakiś czas temu.
- Ciągle jeszcze pamiętasz? Kręć dokładnie ten farsz... Nie mam nic do Bzowa, Marysiu.
Tu chodzi o wiarygodność. Bzów. Taka se droga i taka se willa. Prawie jak Sewilla.
Dlatego nazwałam cię Carmen. Ma-ry-sia. Jak to brzmi? Nie brzmi wcale.
Kogo to obchodzi, że masz Rysia. Ale czy Rysiu naprawdę na ciebie zasługuje? Czy on
się stara? Czy on dba o ciebie, czy kwiaty ci przynosi? Czy tylko chce, żebyś mu wiązała krawat - sprzedawałam mądrości, popijając kolejnego drineczka.
Wystrojony Mateuszek wylizywał garnki i łyżki po farszu, które Carmen wrzuciła do zlewu.
- Ela, schodzą się goście. Krawat mi popraw i ubierz się jakoś. Carmen, tobie też tylko kolca do nosa brakuje. Co to za falbany? Ty jej kazałaś to założyć? Tak ubrana możesz rozmawiać w Bzowie z bykami. To poważna prezentacja.
No i zaczęło się. Goście wchodzili, nie wiedząc o co chodzi, bo w takim marketingu się tego nie zdradza. Nie znam mechanizmów, ale to pierwsza i ostatnia prezentacja w naszym życiu.
- Brakuje tylko Borzęckiego - szepnęłam Mateuszowi do ucha - Mówiłam.
- No to Kuba, jak psu w dupę - machnął ręką i przebierał nerwowo nogami mój mąż.
Dawno nie widzieliśmy tych wszystkich ludzi. Nie wiem, jak to zniosę. Pierwsza para gości nie ukrywała zachwytu.
- Elu! Pięknie wyglądasz. Joga ci służy. Czy musimy spotykać się raz w roku?
Na prezentacjach i pokazach? Brakuje mi ciebie. Wróciłaś do telewizji. Jesteś na szczycie. Brawo. Zawsze w ciebie wierzyliśmy z Krzysiem. Krzysiu, nieprawdaż?
Krzysiu był naszym terapeutą. Albo inaczej - będzie, bo po tej prezentacji nie będziemy schodzić z jego kozetki. A tani nie jest.
- Elu, zdradź mi tajemnicę, co to za pokaz. Mnóstwo zagranicznych gości - rany musiał o to zapytać?
- Tylko dwóch. To pięć minut Mateusza.
- Jesteście tacy asertywni. Zazdroszczę wam. Potem muszę zobaczyć, Mateusz, twojego konia - stwierdził Krzyś.
- Ja też - dodała jego urocza żona, spoglądając w rozporek Mateusza.
- Zapraszam państwa. Zaczynamy! - przerwała dystrybutorka i pięknym uśmiechem przywoływała na prezentację.
Kwiatkowska przygotowała produkty. Rozstawiła je na stole i włączyła rzutnik.
Fotki, nie powiem, zobaczyłabym parę takich miejsc. Tu przyznaję, zazdroszczę.
Cała reszta - niekoniecznie. Miała ładny głos i seksowne wdzianko. I to wszystko. Ciekawe co pokaże.
- Witam państwa bardzo serdecznie. Pokażę dzisiaj, razem z moim mężem Diego, jak można zostać milionerem w trzy miesiące - rozpoczęła.
Krzyś spojrzał na nas ukradkiem, jego żona też.
- Kurwa, Amwaj. Wychodzimy Krzysiek.