Żyjemy w świecie pełnym obsesji na punkcie zdrowia. Zdrowa żywność, zdrowy tryb życia, ruch, uprawianie sportu, hasła typu bądź fit itp., atakują nas ze wszystkich możliwych mediów. Fakt, że rzeczywistość odnośnie zdrowego trybu życia wygląda zupełnie inaczej, to już temat rzeka, na który napisano tysiące artykułów czy wręcz naukowych rozpraw. Przyjmujemy tu jednak, iż nasz statystyczny Kowalski jest zdrowy, silny i sprawny.
Jednak czasem nawet najbardziej zdrowy, zdrowo odżywiony i wysportowany obywatel naszego pięknego kraju może zachorować. Jakieś małe przeziębienie, niewinny katarek złapany podczas porannego joggingu, jakaś z pozoru nieszkodliwa chrypka po wypiciu niewątpliwie zdrowego, ale z pewnością zbyt zimnego koktajlu z owoców i warzyw, każdy ma prawo poczuć się gorzej, niezależnie od przyczyny takiego stanu rzeczy. Nasz Kowalski czuje się źle, ma chrypkę, katar i gorączkę. Musi więc natychmiast udać się do lekarza i tu zaczynają się przysłowiowe schody, choć nie dla każdego, bo istnieje pewna grupa osób uprzywilejowanych, których poniżej opisane problemy nie dotyczą, ale nimi nie będziemy zawracać sobie głowy.
Pan Kowalski czuje się coraz gorzej i biegnie do najbliższej placówki służby zdrowia, działającej w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia. Staje w progu i jego zdumionym oczom ukazuje się kłębiący się tłum innych pacjentów także oczekujących pomocy lekarskiej. Kolejka do rejestracji zdaje ciągnąć się w nieskończoność. Kiedy nasz kandydat na pacjenta odstoi swoje i stanie przed obliczem pani rejestratorki zaczyna się przesłuchanie, długi i skomplikowany proces, pytania o imię, nazwisko, pesel, ubezpieczenie itd. Zestaw, którego nie powstydziliby się funkcjonariusze pewnych służb z minionej epoki, dobrze że nie świecą jeszcze żarówką po oczach. Koniec końców Kowalski otrzymuje wreszcie upragniony numerek, umożliwiający mu zajęcie zaszczytnego miejsca w kolejce do pomazańca Hipokratesa. Szczęśliwy biegnie czym prędzej pod gabinet z numerkiem w ręce i spotyka go kolejny szok. Tłum szczęśliwców takich jak on, kłębi się pod jedynymi drzwiami, za którymi czeka ten który może ulżyć w ich cierpieniu. Awantury, kłótnie, wpychanie się bez kolejki, wszystko to jest w każdej przychodni na porządku dziennym.
Ta paradoksalna sytuacja stała się w naszym kraju wręcz normą, do której choć ciężko, to jednak coraz bardziej zaczynamy się przyzwyczajać. Niekończące się kolejki do lekarza, począwszy od tego pierwszego kontaktu po wieloletnie nawet oczekiwanie na wizytę u specjalisty. Nie będzie przesadzone tu stwierdzenie, że często człowiek zdąży umrzeć nim zbada go właściwy lekarze i zostanie postawiona diagnoza. Z tą sytuacją nie mogą lub nie chcą sobie poradzić kolejne rządy. Projekty coraz to bardziej „genialnych” reform, brak lekarzy i personelu medycznego, to dla pacjenta chleb powszedni. Ostatnie strajki i manifestacje lekarzy i pielęgniarek, spotkały się z typowym odzewem ze strony rządzących, my chcemy, my zrobimy, my rozwiążemy. Na obietnicach jak zwykle się kończy, rozwiązania nie widać, a my pacjencji musimy cierpieć w milczeniu, bo już zaczyna brakować nawet nadziei, że kiedykolwiek coś się zmieni.