Artykuł powstał jako rozbudowany komentarz i rozwinięcie idei zawartej w artykule Michała Andrzejewskiego.
Wydaje się, że kluczem do zrozumienia głównego grzechu CM jest czas. Przez lata przyzwyczajaliśmy się do tego, że liczy się tylko szybki efekt. Masowa popularność idiotycznych w większości reklam telewizyjnych utwierdzała innych przedsiębiorców w przekonaniu, że taka metoda promocji działa. Czy tak jest? I tak, i nie. Statystyki sprzedaży oczywiście rosną, ale równie szybko wracają do wyjściowego poziomu. Podstawowym błędem, który sprawia, że tego samego spodziewamy się po CM, jest fakt, że przypisujemy go do grupy działań marketingowych, co nie do końca jest słuszne. Content Marketing jest narzędziem zdecydowanie bardziej przypominającym narzędzia PR-u albo tzw. brand-buildingu, czyli budowania rozpoznawalności marki.
Jaka jest różnica? Taka, że nikt nigdy nie łudził się, że uda się zbudować rozpoznawalną markę w tydzień. W takim czasie można chwilowo podnieść sprzedaż, ale nie da się przejść ze stadium embrionu firmy do potentata, a taki jest właśnie cel CM. Content marketing to metoda obliczona przede wszystkim na bardzo długi czas. Umówmy się – dobry copywriter oczywiście jest w stanie stworzyć kilka czy kilkanaście dobrych pod względem jakościowym i merytorycznym artykułów, ale już doradca marketingowy zawsze podpowie, aby nie publikować ich częściej niż – w zależności od etapu kampanii – raz na dzień lub raz na tydzień. Content Marketing jest bowiem metodą trudną również dla odbiorcy. To nie są teksty preclowe, które się czyta bez problemu (choć, Bogiem a prawdą, przeczytanie precla wymaga nerwów ze stali), ale treści bogate w warstwie merytorycznej, często wymagające sięgnięcia do innych źródeł – dlatego między innymi na początku tego tekstu odsyłam do oryginału. Jeśli go nie znasz, to czytasz sam komentarz, który bez punktu odniesienia jest, no cóż, przykro mi to stwierdzić, ale bezwartościowy. Taki właśnie jest content marketing – niezbyt szybki, a jeśli skuteczny, to tylko dlatego, że osadza nowe wiadomości w już dostępnym kontekście, a bez tej "podkładki" często jest bezsensowny.