Premiera najnowszej, piątej, studyjnej płyty zespołu Pixies jest doskonałą okazją do tego, aby przypomnieć sobie krążki wydane przez grupę na przełomie lat 80. i 90., które wywołały wielki wpływ na scenę gitarowego rocka. Do inspiracji dokonaniami amerykańskiej kapeli przyznawali się najwięksi, począwszy od Kurta Cobaina z Nirvany, poprzez Thoma Yorke'a z Radiohead, po członków grup The Strokes, Bush oraz U2.
Wydany po 23 latach przerwy w działalności twórczej Pixies, album "Indie Cindy" został chłodno przyjęty przez krytyków. Warto jednak zauważyć, iż nazwa Pixies przykuwa wielbicieli sceny alternatywnej jak magnes. "Indie Cindy" to najlepiej sprzedający się album muzyków związanych z Pixies od bardzo dawna. Lider zespołu Black Francis, po zawieszeniu działalności przez Pixies, regularnie nagrywał płyty, jednak żaden z jego solowych albumów nie zdobył takiej popularności jak kultowe krążki sygnowane nazwą zespołu, "Doolittle" czy "Bossanova".
Album "Indie Cindy" sprzedawał się dość dobrze w ubiegłym roku. Płyta doszła do 6. miejsca na brytyjskiej liście przebojów oraz do 23. pozycji na liście amerykańskiej. Nie jest to imponujący rezultat, jednak warto pamiętać, że nawet płyty zespołu wychwalane pod niebiosa przez dziennikarzy muzycznych oraz celebrytów nie sprzedawały się tak dobrze tuż po premierze. Wydany w 1989 roku album "Doolittle" dopiero po rozgrzewaniu publiczności przed koncertami U2 na trasie ZOO TV Tour oraz przychylnych rankingach dobił do 500.000 sprzedanych egzemplarzy w 1995 roku, a następnie do miliona kopii w 2005 roku.
"Indie Cindy" to krążek bez historii, zawierający parę dobrych, przebojowych kawałków, między innymi: "Magdalena 318", Another Toe in the Ocean" oraz "Snakes" oraz masę przeciętnych utworów, do których nie chce się powracać nawet po kilkukrotnym ich przesłuchaniu. Zdecydowanie najlepszym utworem na nowej płycie Pixies jest otwierający album, motoryczny numer "What Goes Boom" z niezwykłymi, zapadającymi w pamięć gitarowymi riffami. "Indie Cindy" to krążek, który tonie w morzu przeciętnych gitarowych produkcji, co chwila pojawiających się na rynku. Jednak wiadro pomyj, jakie na niegdyś swoich ulubionych twórców wylał serwis internetowy Pitchfork, jest karą nieadekwatną do zawartości krążka.