Takie książki są potrzebne szczególnie teraz, kiedy komunizm powoli zaciera się w zbiorowej świadomości. W momencie, gdy zabraknie bezpośrednich przekazów, można będzie sięgnąć po publikację Anny Pelki „Z [politycznym] fasonem. Moda młodzieżowa w PRL i NRD”, żeby odkurzyć historię konstytuującą polską modę.
Autorka, absolwentka historii na UW, doktorantka Uniwersytetu Ruhry w Niemczech, daje bogaty materiał prezentujący narodziny i rozwój mody młodzieżowej Polski i Wschodnich Niemiec. Czas akcji: od zakończenia II wojny, po upadek Muru berlińskiego. Zbiory do przybliżenia tego fascynującego okresu są imponujące. Pelka wertuje między innymi archiwa: PZPR, Ministerstwa kultury i Sztuki, Instytutu Wzornictwa Przemysłowego czy niemieckiego Archiwum Państwowego. W rekonstruowaniu wątków pomagają jej rozmowy z ludźmi mody i kultury szerzej rozumianej (bo modę Pelka traktuje jako część kultury) – Sylwią Dobrowolską, Ewą Zielińską, Wowo Bielickim, Kaliną Paroll, Jerzym Antkowiakiem, prof. ASP Aleksandrą Pukaczewską, Olgą Kułakowską. Tak gruntownie przygotowana, autorka pokazuje modę PRL wielowymiarowo, w kontekście przemian politycznych, rozwoju sztuki, zmian ekonomicznych. To solidne studium tematu jest rozwinięciem książki "Teksas-land" z 2007 roku.
Przechodzimy przez modę powojenną – modę z demobilu („pierwszy trend młodzieżowy miał charakter mody okupacyjnej”), modę czasu „małej stabilizacji”, kiedy w Polsce brylowały projekty plastyków Mody Polskiej, modę mini i maksi (tu piękny obraz mechanizmów ekonomii, kiedy to według rządów, mini była złem wcielonym, po czym nagle dobrem pożądanym po wejściu maksi, na którą nie było w fabrykach materiałów), walkę o spodnie dla kobiet, walkę o amerykańskie dżinsy dla wszystkich i próby zastąpienia ich polskimi „teksasami” czy „arizonami”. Przypominamy czy też poznajemy realia życia w państwie totalitarnym, gdzie ciuch stawał się czasami jedyną dostępną formą protestu („dla mnie sprawa mody była sprawą wyłączenie ideologiczną” – deklarowała Barbara Hoff, a Tyrmand wkładał kolorowe skarpetki, które „były niejako kartą praw człowieka i obywatela, były demonstracją. Skarpety te upominały się o prawo człowieka do odmienności, do inności, do wygłupu nawet”). Protest ten niekiedy był niewłaściwie rozumiany, bo np. rzut oka na ruch hipisowski pokazuje jego bardziej powierzchowny charakter („nam chodziło o walkę z brzydotą. A nie o jakąś politykę”). Walka z brzydotą odbywała się w domowym zaciszu, gdzie kwitło rękodzielnictwo. Poznając od środka mechanizmy docierania do zakazanych materiałów i wzorów, trudności, z jakimi mierzyły się babcie i dziadkowie dzisiejszych dwudziestolatków, docenić można to, co dostępne dzisiaj, zdawałoby się bez ograniczeń. Właśnie – zdawałoby się… Książka „Z [politycznym] fasonem” obnaża ograniczenia, które sami sobie stawiamy w wolnej Polsce. Chociażby ustawiczne poszarzanie społeczeństwa, obawa przed kolorem i wzorem.
Jest to dziedzictwo tych wielu lat w niewoli, kiedy na porządku dziennym były opinie takie, jak ta wyłuszczona przez czytelnika NRD-owskiego pisma „Sibylle”: „To właśnie projektanci mody są odpowiedzialni za to, że następne pokolenie nam moralnie upada. Niemoralność i podniety prowadzą do upadku moralnego”. Smutne i ciężkie czasy PRL-u miały ten plus, że zmuszały człowieka do działania. Powszechna była kombinatoryka i solidarna pomoc, nawet na poziomie użyczania deficytowych taśm klejących, guzików czy innych dodatków. Dzięki temu mamy ogromny potencjał, którego wciąż nie potrafimy wykorzystać, chociaż z przemijaniem kolejnym pokoleń, widać pozytywne zmiany.
Polska jest pokazana jako kraj ludzi z duszą artystów. Ludzi dążących do wolności przede wszystkim na poziomie świadomości i twórczości (trudniej z przełożeniem tego dążenia na wolność rynkową). Artystyczne wizje Barbary Hoff, Jerzego Antkowiaka, Kaliny Paroll, były często natchnieniem dla przyjaciół zza zachodniej granicy. PRL i NRD jako państwa komunistyczne mogły bowiem swobodnie wymieniać się doświadczeniami. To kolejny plus tej publikacji – możemy porównywać nie tylko to, co zdarza się w czasie, ale też to, co miało miejsce w dwóch specyficznych przestrzeniach – NRD i PRL, w których na długie lata zamknięto akt twórczy, jakim jest moda.
„Z [politycznym] fasonem” to podróż do czasów „słusznie minionych” (jak nazywa je Hanna Gajos). Czasów, które nas określają i które trzeba znać, chociażby po to, aby – pamiętając i doceniając – skutecznie się od nich odciąć i pójść dalej.
Anna Pelka „Z politycznym fasonem. Moda młodzieżowa w PRL i NRD”
Modę młodzieżową PRL i NRD Anna Pelka obrazuje archiwalnymi zdjęciami
Hipisi wyróżniali się z tłumu szarego PRL-u. Ich ubiory nie zawsze były politycznym manifestem. Wielu z nich to artyści, którzy strojem chcieli walczyć z brzydotą komunizmu. Okładka projektu Waldemara Świerzego („Ty i Ja” 1968, nr 7)
Peter Knapp przyjechał w 1966 roku do warszawy i wykonał serie zdjęć na zlecenie Wydawnictwa Handlu Zagranicznego. Władza chciała pokazać Polakom, że jest postępowa, ale bierze od Zachodu tylko to, co sama chce. Na zdjęciu modelka w sukience w stylu op-art., wykonanej przez Stołeczne Zakłady Wyrobów Konfekcyjnych „Leda”
Op-art miał w Polsce znakomitych przedstawicieli, jak np. Henryka Berlewiego, twórcę teorii mechanofaktury. Magazyn „Ty i Ja” zaprosił „twórcę op-artu” na sesję zdjęciową inspirowaną tym kierunkiem sztuki
Moda NRD podejmowała próby dogonienia zachodnich wzorców, chociaż z opóźnieniem, charakterystycznym dla państw komunistycznych w ogóle. Styl hipisowski próbowano wziąć w karby, przedstawiając go jako romantyczno-nostalgiczny
W latach 80. przemieszały się style i gatunki, ale nadal z odniesieniami do klasyki. Na zdjęciu: młodzieżowe komplety z kolekcji jesienno-zimowej Instytutu Mody NRD, 1986
Wszystkie użyte cytaty z Anna Pelka, „Z [politycznym] fasonem”