Mroczne początki
Na pierwsze kilkadziesiąt lat komiksowych czarnoskórych bohaterów lepiej opuścić zasłonę milczenia, ponieważ wypełnione jest przerażającymi z naszej perspektywy stereotypami, często najzwyczajniej rasistowskimi obrazami i szkalującymi tekstami. Bohaterem mógł być biały protestant z Wybrzeża (tzw. WASP – white anglo-saxon protestant), a każda inna grupa była jedynie tłem dla jego heroicznych czynów, zazwyczaj narysowanym grubą kreską.
Przełom przyniosły zmiany społeczne, a w szczególności niemożliwa do ignorowania, nawet w tak niszowym jak komiksowy przemyśle, emancypacja czarnych. Co prawda w komiksach Marvela i DC z serii wojskowych przygód z lat II Wojny Światowej zawsze pojawiał się jeden, „obowiązkowy”, przedstawiciel mniejszości, ale dopiero w 1966 na łamach „Fantastic Four 52” pojawia się Black Panther, czyli T'Challa T'Challa, udzielny władca afrykańskiego państwa Wakandy. Od dotychczasowych bohaterów o ciemnym kolorze skóry odróżniało go mocne zarysowanie charakteru, geniusz dorównujący samemu Reedowi Richardsowi (Mr. Fantastic) oraz zaawansowanie technologiczne jego ojczyzny. Był jednak postacią dość wydumaną, prawdziwego bohatera Afroamerykanie mogli ujrzeć dopiero za kilka lat.
Herosi z ulic
W 1969 u boku ikony amerykańskiej kultury – Steve Rogersa (Captain America) stanął niejaki Sam Wilson. Dysponował zdolnością latania na składanych skrzydłach oraz wiernym towarzyszem – sokołem oraz niezbyt kreatywnym pseudonimem Falcon. Co prawda nie był główną postacią, jednak posiadał własną głębię, a jego obecność w kulturze popularnej potwierdzono umieszczając go w niedawnym hicie „Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz”. Dwa lata później na kartach komiksów o kosmicznych policjantach „Green Lantern” pojawił się John Stewart, ten architekt i były żołnierz był zastępcą dla jednego z głównych bohaterów komiksów DC.
Dopiero jednak w 1973 ujrzeliśmy bohatera z krwi i kości, który otrzymał własny tytuł. Luke Cage był niesłusznie skazanym więźniem, który godzi się na uczestnictwo w naukowym eksperymencie. W efekcie jego skóra stała się niezniszczalna, a on sam przyjął pseudonim Power Man.
Razem z mistrzem kung fu Dannym Randem (Iron Fist) tworzyli niecodzienną parę, która rozwiązywała bardziej przyziemne problemy świata Marvela. Jego slangowe powiedzonka, nie znające kompromisów nastawienie i charyzma umieściła go na stałe wśród ważniejszych bohaterów tego uniwersum.
Ponad podziałami
Z czasem coraz więcej bohaterów mogło pochwalić się nie tylko odmiennym od powszechnego na kartach komiksów kolorem skóry, ale także prawdziwą osobowością. Rhodey Jones (War Machine) , Blade, Mr. Terrific, Black Lightning, Steel czy Goliath mieli swoje kilka minut chwały, dopiero jednak dołączenie do składu X-Men Ororo Munroe, znanej jako Storm ustawiło czarnoskórego bohatera w centrum zdarzeń.
Z czasem twórcy komiksów nie patrzyli już na postaci przez pryzmat ich przyrodzonych cech, lecz jako ciekawe postaci z interesującymi problemami. Do lamusa przechodziło także stylizowane słownictwo, a sam Luke Cage porzucił swoje dziwaczne ubiory na rzecz koszulki z krótkim rękawem oraz bluzy z kapturem. Co tu dużo kryć – w dzisiejszych czasach ekscytacja odmiennym kolorem skóry należy powoli do przeszłości, a tym bardziej w formie pokolorowanych plansz.