Właśnie po co? Przecież humaniści nie produkują bomb, samochodów, ani nawet perfum, ani nie uczą jak je wytwarzać. Zazwyczaj odpowiada się na to pytanie w taki sposób, że podkreśla się kulturotwórczą rolę humanistów z naciskiem na kształtowanie wspólnoty myśli, np. patriotyzmu. Moim zdaniem wartość humanistyki polega na tym, że w rzeczywistości wcale tego nie robi; relatywizuje bowiem przez sam chaos informacji, jakie przyswajają uczniowie i studenci wpływ tego co szkodliwe; ideologii w postaci najbardziej zacietrzewionej sączącej się zwłaszcza z prasy (komercyjny charakter TV czyni z niej raczej tępą ideologicznie broń poza może takimi tworami jak TV Trwam; zazwyczaj w dosłowności TV upatruje się jej siły – ja raczej widzę w tym zbawienną ideologiczną słabość).
Zauważmy, że im więcej ludzie mają wiedzy o innych cywilizacjach, narodach, kulturach, tym zwykle mniej są podatni na plemienne czy polityczne waśnie (jaki jest w końcu sens mowy, w której Słowak dowodzi wyższości Słowaków nad np. Czechami – żaden), i na niszczycielską siłę nacjonalizmu. Człowiek ograniczony szuka sensu życia, i znajduje go w nacjonalizmie czy religii, humanistyka zalewa go chaosem niespójnych informacji, zmuszając go do dostrzeżenia, że życie nie ma sensu, bo nie ma.
Wszechświat jest obojętny, jak mówi Woody Allen, to my dopiero napełniamy go naszymi pragnieniami – czyli znajdujemy własne względne sensy. Musimy wybyć się zgubnej skłonności do szukania ideologii która niby ma odpowiedzieć na wszytskie nasze pytania. Owa pogardzana czasem humanistyka, może nas przed tą skłonnością ochronić. Trudno wyobrazić sobie dziś tłum polujący dziś bezkrytycznie na czarownice, prawda? Przynajmniej w naszej szerokości geograficznej...