Liberalizm to doktryna społeczna nastawiona na reformizm, modernizację i działanie, oraz skoncentrowana na jednostce i jej pragnieniach przeciwstawionych kulturze i jej przymusom/nakazom. Nie ma nic wspólnego z subiektywnym poczuciem wolności, ponieważ wolnym może czuć się człowiek w największej niewoli konwenansów i nakazów, którego sposób życia jest całkowicie przypisany do zaleceń kultury (najczęściej dzieje się tak w kulturach opartych na przykazaniach religijnych), liberalizm postuluje pewien kształt społeczeństwa, w którym kultura jest relatywna i mniej ważna od woli większości, autorytetów, nakazów kultury. Wolnorynkowa ekonomia jest częścią składową liberalizmu społecznego, i odwołuje się do tej samej etyki co liberalizm (chcącemu nie dzieje się krzywda, ważniejsze dobro jednostki nad dobrym samopoczuciem ogółu), ale tylko jej częścią, choć lubi być wynoszona na piedestał przez wolnorynkowych konserwatystów, odkąd w XIX zatracili swój pierwotny ekonomiczny protekcjonizm. W XX wieku, po rozpadzie ZSRR, na wolny rynek w pewnym stopniu „nawrócili się” też socjaliści. Jeśli ktoś za przykładem Smitha, Marxa czy Hayeka sprowadza sprawy społeczne do tylko ekonomicznych, lub głównie ekonomicznych (np. Fukuyama) – pomyśli, że dziś skończyły się ideologie, i że słowa prawica (konserwatyści), centrum (liberałowie), i lewica (socjaliści) nic już nie znaczą. Nic bardziej mylnego w sferze obyczajowości walka liberalizmu – doktryny indywidualistycznej, przeciw dwóm kolektywistycznym (hierarchicznej – konserwatyzmowi, i egalitarnej – socjalizmowi) trwa nadal w najlepsze. Nie mylmy więc liberalizmu z wolnym rynkiem, tj. nie sprowadzajmy pierwszego do drugiego. Liberałowie dzielą się na dwa obozy, które istniały od zawsze: tych co dadzą trochę więcej prerogatyw państwu, by chroniła słabsze jednostki (socjalni liberałowie) i tych bardziej darwinistycznych, flirtujących czasem z konserwatystami (choć między Sormanem – darwinistycznym liberałem, a np. Reaganem – wolnorynkowym ultrakonserwatystą społecznym mogą być jedynie czasami pewne wspólne cele).
Liberalizm jest ideologią siły i aktywności, i nie należy być mylona ani z pacyfizmem, ani z permisywizmem. Liberałowie oczekują, że państwa, które dręczą swoich obywateli powinny zniknąć, stąd działania ONZ, USA czy Francji w Mali są jak najbardziej pochodnymi liberalizmu. Permisywizm również kłóci się z liberalizmem, który szanuje jednostkę, i pozwala ludziom mieć swoje poglądy, ale społeczeństwo musi być liberalne w całości, bez enklaw średniowiecznej opresji np. islamskiej. Liberałowie prowadzą, co najmniej od czasów Wilsona, a po części już wcześniej, wojny w imię swej ideologii, o której wierzą, że jest najlepsza. Jako liberał powiem, że lepsza wojna o wolności i swobody jednostki, niż o próżnostki władców, forsę czy inne takie. Państwo socjalne to pomysł nie tyle anty-liberalny, lecz antysocjalistyczny, opracowany teoretycznie już w XVIII wieku (Wohlfahrtstaat), a wprowadzany w życie przez prawicę (Niemcy Bismarcka), umiarkowaną lewicę (Australia pocz XX w.), czy liberałów (Brytania Lloyd-George’a), by nie dopuścić do rozkręcenia się walki klas, która na przełomie XIX i XX wieku na siłę starali się wywoływać socjaliści. Jedno jednak socjalistom trzeba przyznać; ten ich ośmiogodzinny dzień pracy jest świetny, aż szkoda, że liberałowie na to nie wpadli…
Państwo socjalne, musi być tak skrojone, by społeczeństwo było na nie stać, ale samo w sobie jest czymś fantastycznym, jest to fachowa, stała i usystematyzowana filantropia z elementami kształcenia. Przeciw istnieniu państwa socjalnego jest tylko skrajny egoista wrzeszczący: to moje pieniądze. Ja cieszę się, że część moich jakże ciężko zarobionych pieniędzy nie idzie tylko na moje potrzeby i zachcianki, ale też na tych mniej szczęśliwych, a także na urzędników którzy starają się wykonywać swe obowiązki przy obsłudze tego całego cudu cywilizacyjnego, i to nie tylko dlatego, że sam mogę być kiedyś w potrzebie, ale dlatego, że sam byłbym zapewne bardzo niezręcznym filantropem, mając przecież inne sprawy na głowie.