Czas chyba coś zjeść. Szesnasta godzina bez jedzenia przypomina o sobie. Był jednak w pracy i nie miał jak wyjść. Tomek zazwyczaj nie lubił myśleć czy planować za wiele, z tego też powodu ciężko było mu nabrać ciała. Znów wieczorem nie kupił sobie nic na śniadanie ani do pracy na przekąskę. To przez tę wydmę - pomyślał. Nauczył się już przegryzać głód minutą ciszy, jakby powietrze miało smak i dawało mu energię do życia. Przewrócił kolejną kartkę z lubością wsłuchując się w szelest, jaki wydaje przewracany papier.
Trochę dziwak z niego był. Ale lubił te małe przyjemności. Choć mieszkał nad morzem, nie przekonywało go pluskanie się z innymi czy chodzenie na, jak to rówieśnicy nazywali, „polowanie na bałtyckie foczki.” Uwielbiał za to wieczory. Gdy słońce zelżeje, usiąść na wydmie, oprzeć się o drzewo, wyjąć z plecaka książkę z pozaginanymi narożnikami. Nie tolerował nowych książek. Książka musi mieć historię, musi nieść ze sobą wspomnienia. Wszystkie jego książki niosły ślady wspomnień. Tak jak każdy z nas niósł swoje wspomnienia.