Taaak... "Rock&Roll umarł, rock jest martwy stary" - śpiewał swego czasu Grabaż i niestety jest w tym trochę prawdy. Czy dużo? Jedni krzyczą, że rock ma się dobrze, ludzie chodzą na koncerty, płyty się sprzedają... Ale czy na prawdę jest tak fajnie i kolorowo? 

Data dodania: 2013-02-23

Wyświetleń: 1112

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Od kilku lat mówi się, że w muzyce rockowej można zanotować progres. Popularność rośnie, płyty pokrywają się złotem, a czasem nawet platyną. Jest popyt na festiwale rockowe, duże koncerty typu Rock in Arena, Odjazdy czy RockFest. Wszystko pięknie, ładnie, kolorowo... W praktyce jednak wygląda to tak, że na tych polskich imprezach rockowych, nieważne gdzie pojedziesz, usłyszysz te same zespoły. Te same - bo faktycznie popularnych i trzymających się na fali zespołów jest garstka. Są to bandy, które grają kupę lat, mają swoją markę i rzeczywiście narzekać na sytuacje rocka w Polsce nie muszą. Sale klubowe wypchane mają po brzegi, ludzie śpiewają, fanki krzyczą. Panowie odbierają wynagrodzenie i wracają do domu, do żon, do dzieci. Karuzela się kręci! Pytanie tylko czy dla tych muzyków jest to dalej zabawa i szaleństwo, czy zwykła, codzienna praca. Niestety skłaniam się ku temu drugiemu.

Rzeczywistość wygląda tak, ze scena rockowa stoi w miejscu. Nowe zespoły się nie wybijają, nikt ich nie promuje, na ich koncertach bawią się zaproszeni znajomi + garść przypadkowych fanów. Tak to wygląda. Może i na koncert Myslovitz czy T.love przyjdzie do klubu 600 osób, ale te zespoły na swoją popularność pracują ponad 20 lat. I to jest ten Rock&Roll? To jest to szaleństwo ? Bo kto teraz przychodzi się bawić na koncertach młodych kapel, kto kupuje płyty, żeby posłuchać czegoś nowego? Próbuje sobie skojarzyć jakikolwiek zespół, który osiągnął w ostatnich latach jakiś znaczący sukces, gra regularnie koncerty, pojawia się na dużych festiwalach. Ale jak ma grać na festiwalach, jak ma się pokazać, skoro dla przykładu w Jarocinie, podczas przeglądu młodych talentów pod sceną jest może 50 osób? Trzydzieści lat temu w taki sposób debiutował Dżem, Hey czy wspomniany wcześniej T.love. Różnica była jednak taka, że ludzie byli ciekawi, szli posłuchać, pobawić się przy zespołach, których wcześniej nie słyszeli. Rock&Roll grał im w duszy i to musiało być zajebiste !

Nie wiem czy to wina zespołów, że grają tak mizernie i bez polotu, czy może ludzi, którzy stanęli w miejscu i nie potrzebują niczego nowego. Faktem jest, ze gitarowych dźwięków słucha coraz mniej osób, Rock and Rollowych zabaw nie ma, bo mało kogo to bawi. Idziesz do klubu, widzisz nazwę "Rocker", po czym wchodzisz i słuchasz remixu Adele, Sean Paula przeplecione z jakimś hitem Kings of Leon. I nie ma co sie dziwić, w dzisiejszych czasach ludzie nie potrzebują dźwiękowo brudnego rocka, tylko znanych, melodycznych, wpadających w ucho hitów. Jasne, ze bym chciał pójść, spotkać w klubie 200 osób, z którymi będzie można poskakać, pośpiewać, podrzeć mordę... ale patrząc na zainteresowanie rockiem wśród młodych ludzi, to szczerze w to wątpię... A może to ja nie mam racji, może gdzieś tam ten Rock&Roll jeszcze żyje, nie umiera i jakoś sie trzyma. Nie wiem, ja jakoś nie widzę tego kolorowo.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena