Muzyka jest nieodłącznym elementem każdego filmu. Lecz w większości produkcji tworzy drugi plan. Zazwyczaj stanowi dodatek budujący klimat oraz potęgujący napięcie scen. Ale nie w filmie "Baby Driver". Tutaj gra zdecydowanie pierwsze skrzypce. To akcja i bohaterowie są od niej uzależnieni. Istna kompilacja składająca się z wielu ścieżek dźwiękowych płynących wprost z wielkiego ekranu. Panie i Panowie, usiądźcie wygodnie w fotelach, zapnijcie pasy i przekonajcie się sami...

Data dodania: 2023-07-25

Wyświetleń: 524

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

RECENZJA

0 Ocena

Licencja: Copyright - zastrzeżona

Baby Driver, czyli brawura na czterech kółkach w rytmie muzyki

"Baby Driver" to amerykańsko-brytyjski film z gatunku akcji, kryminału i również komedii. Jednym słowem filmowa mieszanka gatunków. Jego reżyserem jest Edgar Wright, który wprawdzie słynie z oryginalnych pomysłów, lecz na swoim koncie nie ma wielkich, znaczących produkcji. Do teraz, bo film z 2017 roku przyniósł mu niesamowity rozgłos i pochlebne opinie krytyków. Początkowo sam tytuł dzieła Wrighta zbytnio do mnie nie przemawiał. Pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mi do głowy, to pewnie kolejna małolotna komedia lub parodia, gdzie głównym bohaterem, jakby brać tytuł dosłownie, będzie "dzieciak" za kółkiem. Logiczne, nieprawdaż? Ale w dzisiejszych czasach autorzy dzieł lubią kombinować, stawiać znaki zapytania, zwodzić na manowce i także w tym przypadku nic by mnie nie zdziwiło. Gdyby wziąć pod uwagę polskie tłumaczenia, wiemy, że czasem lubią zbytnio odchodzić od tych oryginalnych. I nie musimy daleko szukać, bo świetnym przykładem jest choćby znany wszystkim i zaliczany do klasyki "Dirty Dancing". Film, który przeszedł do historii, lecz, kto go jeszcze nie oglądał, a będzie sugerował się polską interpretacją, "Wirujący seks", może się zaskoczyć. Nie da się ukryć, nazwa chwytliwa, aczkolwiek dla wielbicieli pewnego gatunku, zakładam, może być nazbyt mylna. Wracając do tematu, tytuł twórczości brytyjskiego pomysłodawcy niewiele mi mówił. Mogłem się tylko domyślać. Z kolei różowemu plakatowi nie można było zarzucić jednego, rzucał się w oczy. Aczkolwiek dodając do tego znajome twarze aktorów, jakie na nim widniały: Spacey, Foxx, Elgort - to potrafiło zaintrygować. Taki też był zamysł reżysera. I gdy pewnego razu miałem przyjemność zobaczyć film, dość przypadkowo, przekonałem się, że pozory po raz kolejny mogą mylić.

Baby (Ansel Elgort), jak się okazuje, to imię młodego chłopaka, a raczej jego pseudonim, który jest niezwykle małomównym, jednakże utalentowanym kierowcą. Myślałem, że Vin Diesel oraz Paul Walker z "Szybkich i wściekłych" są mistrzami kierownicy, ale Baby nie odstaje od nich ani na krok. Tytułowy bohater pracuje jako "szofer" gangsterów. Spokojnie czekając aż ci skończą brudną robotę obrabiając banki, w międzyczasie słucha muzyki w swoim samochodzie. I to jest najważniejszy element tego filmu. Jako dziecko miał wypadek, który przyczynił się do uszkodzenia jego słuchu. Owszem, słyszy, lecz szum w uszach będący pozostałością nieszczęśliwego zdarzenia nie pozwala mu normalnie funkcjonować. Tylko poprzez założenie słuchawek podłączonych do iPoda oraz lecącą w nich muzykę może ukoić swoje dolegliwości. Taka forma terapii. Wkrótce nadchodzi dzień, gdy chce zerwać z przestępczym światem i zacząć żyć jak typowy nastolatek. Jednakże nie jest mu to pisane, bowiem staje przed jeszcze jednym, ostatnim zadaniem. Choć tutaj sprawa wydaje się nieco skomplikowana. W tym momencie akcja filmu wrzucona jest na piąty, a nawet szósty bieg.

Obsada aktorska podnosi poziom tej produkcji. Ansel Elgort, grający głównego bohatera, choć w pierwszych minutach nie pasował mi do tej roli, z każdą następną chwilą sprawiał, że powoli przekonywałem się do młodego aktora. Znany przede wszystkim z serii "Niezgodna" oraz wzruszającej historii "Gwiazd naszych wina" może zaliczyć "Baby Drivera" do iście udanych ekranizacji. Również Kevin Spacey, którego mogliśmy oglądać w "American Beauty", "Podejrzanych" , czy w kasowym serialu "House of Cards" spisał się rewelacyjnie. Postać Doca, bossa mafii, w jaką się wcielił była stworzona wręcz dla niego. Kiedy trzeba było stawał się twardym gangsterem, a gdy pozwalała na to sytuacja zmieniał się w opiekuńczego i wyrozumiałego człowieka wzbudzającego zawodową troskę o swojego podopiecznego. Nie można zapomnieć o Batsie, czyli postaci Jamiego Foxxa. Bezwględny, ordynarny i bezkompromisowy bandzior. Jedyną rzeczą doprowadzającą go do szału były... słuchawki Baby'ego. Idealnie zarysowana wrogość i skontrastowane charaktery obojga bohaterów. Z kolei piękna Debora (Lily James), która siłą rzeczy zostaje wplątana w niebezpieczną intrygę mafijną oraz kreujący pozostałych członków gangu Griff (John Bernthal) i Buddy (Jon Hamm), choć drugoplanowi, zaznaczają w scenariuszu swoją obecność.

Akcja filmu zrealizowana jest z rozmachem. Liczne manewry wypasionymi furami dodają scenom żywiołowości. Imponujący montaż jest dowodem dopracowania najmniejszego szczegółu i co ciekawe, sceny pościgów zostały wykonane bez użycia technologii CGI. Nie w sposób także nie zwrócić uwagi na ubiór poszczególnych bohaterów, określający ich styl bycia. Oczywiście najbardziej z całej śmietanki wyróżnia się Bats, co sprawia, że gość od razu wszystkim rzuca się w oczy. Nie tylko temperamentem.

No i w końcu muzyka. Bez niej film straciłby naprawdę wiele. Dawno nie widziałem produkcji - nie licząc musicali, bo na tym polega ich istota - w której fabuła opiera się na licznych utworach. Towarzyszące na każdym kroku nie tylko aktorom, lecz również wielu scenom. Z drugiej strony nie można by powstydzić się stwierdzenia, bądź porównania, że jest to nadwyraz energetyzujący i rozrywkowy musical akcji. Dynamiczne pościgi akcentowane mocnym brzmieniem, każdy zakręt lub wdepnięcie hamulca, każdy ruch postaci współgra idealnie oraz rytmicznie z poszczególną nutą. Ścieżki dźwiękowe nadają tempo całemu scenariuszowi. Już pierwsze minuty fabuły stopniowo uświadamiają nas z czym będziemy mieli do czynienia w późniejszym czasie. A gdy po brawurowej ucieczce ulicami zatłoczonego miasta trzeba na chwilę zwolnić, również ton dźwięków staje się spokojniejszy. Co więcej reżyser wspiął się na wyżyny swojego fachu świetnie balansując między różnymi gatunkami, efektem czego doczekaliśmy się niesamowitego show. Bez względu na to, czy pojawia się wątek miłosny, bądź wkrada się odrobina humoru, czy też chwila dramaturgii, wszystko staje się spójne i konsekwentnie tworzy jedność z obrazem.

Podsumowując, "Baby Driver" to jeden z najlepszych filmów 2017 roku. Nic więc dziwnego, że obdarowano go nominacjami do Oscarów. I tutaj nie będzie zaskoczenia, głównie pod względem akompaniamentu. I choć Oscara nie przyznano, to dzieło Wrighta zasługuje na uznanie, świadczy o tym nagroda BAFTA za najlepszy montaż. Oglądając film mamy wrażenie, że siedzimy na fotelu pasażera i wraz z wciśnięciem pedału gazu pędzimy niczym rollercoaster. Natomiast retro soundtracki powodują, iż nogi same podrygują do ich rytmu. To film dla tych, którzy chcą obejrzeć świetne kino akcji na czterech kółkach, a przy okazji posłuchać pozytywnie nakręcającej muzyki. Audiowizualnej symfonii serwującej widzowi jazdę bez trzymanki.

Licencja: Copyright - zastrzeżona
0 Ocena