Na początku - dowcip.
Mama zwierza się znajomej z odwiedzin u swoich dzieci.
- Mówię ci, kochana, czysty obłęd - ona leżała, nic nie robiła, a syn biegał przy niej...to kawka, to ciasteczko, książkę nawet jej podał. A jaki czuły, dobry...
- Co ty powiesz, okropność! Ale go wykorzystuje! A jak było u córki?
- Brak mi słów! Serce mi pękało z rozpaczy jak na to patrzyłam! On leżał rozwalony jak byk na kanapie, nic nie robił, a ona biegała koło niego - to kawkę mu podała, to gazetkę...
Młode, szczęśliwe małżeństwo rozpoczyna wspólne życie. Skończył się beztroski raj, kiedy każdy wracał po spotkaniu do rodzinnego domu, gdzie czekała kolacja, rodzice pomagali finansowo i życie było pełne marzeń. Teraz trzeba samemu o to wszystko zadbać. O piękną kolację, o finanse i o życie pełne wspólnych planów.
Rozpoczął się czas walki o przetrwanie, bo jak inaczej określić małżeństwo, jeśli nie szkołą życia? Nie zawsze wieczór po przepracowanym dniu jest czasem odpoczynku, chwilą, gdy kładziemy się na kanapie z lampą wina, rozmawiamy. Najczęściej to pośpiech, by jak najszybciej ogarnąć rzeczywistość - posprzątać, uprać, ugotować... A upragniony maluszek, chociaż cudowny, dokłada nam jeszcze full pracy i zabiera resztki wolnego kiedyś czasu.
Miłość, zrodzona podczas romantycznych spacerów, otulana blaskiem kawiarnianych świeczek, przechodzi teraz bardzo ciężką próbę. Czy tak naprawdę zdążyliśmy wcześniej poznać nasze charaktery, nasz pedantyzm lub bałaganiarstwo, zainteresowania, sposób bycia? Wszystkie nasze niedociągnięcia kryły się przecież dyskretnie za męskim wyglądem i śliczną sukienką. Pewnie też za doskonałym seksem.
A teraz przyszedł czas na prawdę, bo proza życie odsłania wszystko.
Jest jeszcze jeden problem - rodzice. Ideałem jest, kiedy młodzi ludzie żyją z dala od rodziny, na tzw. swoim. Bo dziś jest sprzeczka, a jutro zgoda. Może jest ciężej, ale nauka tolerancji i dopasowania do siebie przychodzą szybciej.
A z bliskością rodziców bywa różnie. Mama wpadnie, teściowa zajrzy "przy okazji", popatrzą, poobserwują i...słodziutki, rzekomo wspierający własne, dorosłe dziecko komentarz gotowy - gdzie on się chował, czego oni ją nauczyli? Jak w dowcipie (?) z początku tekstu.
Kiedy ich ukochane dziecko to łyknie, mamusia powoli zacznie się rozkręcać...a dorosła córka (lub syn) zadawać sobie ważne pytanie - co ja sobie, na litość boską, zafundowałam!!!
I często może to być początek końca. Bo - pomimo dorosłości - nasze mamuśki nadal mogą wiele zdziałać. Mogą zabić naszą miłość!