Każdy z nas ma inny próg zniesienia bólu, gdy go przekroczymy, ciężko z powrotem się pozbierać. Każde najmniejsze potknięcie tworzy kolejne i kolejne, aż upadamy. Niektórzy potrafią wstać i zacząć iść od nowa, inni upadają i nie potrafią się podnieść, a ja schylam się by pomóc tym, którzy nie mają już sił. Niekiedy mam wrażenie, że dzięki takiej pomocy samemu jest mi łatwiej się podnieść.
Poznałem pewną dziewczynę, która nie potrafi się już podnieść, nie ma siły i chęci na to by myśleć, że może być lepiej. Nie ma siły zawołać o pomoc, boi się, że ktoś ją skrzywdzi albo nie będzie w stanie jej pomóc. Poznawszy tę dziewczynę postanowiłem sobie, że jej pomogę, że dzięki mnie odzyska nadzieję i siłę, że dzięki mnie będzie w stanie z powrotem żyć. Stała się ona dla mnie bardzo ważną osobą i nie potrafię bez niej żyć teraz. Znamy się już pół roku, ale od niedawna wiem tak szczerze czemu upadała tak często. W tym całym smutku jaki mnie ogarnął, gdy jej pomagałem, w moim sercu pojawiło się miejsce na miłość. Sam do końca nie wiem jak to się stało, ale pochłonęła mnie. Jestem zakochany w kobiecie, której pragnę pomóc.
Niekiedy przychodzi moment zwątpienia. Staram się go nie okazywać, ale takie emocje ciężko ukryć. Staję się smutny a w mojej głowie rodzi się pytanie, czy dam radę ją podnieść. Źle mi z tym, że czasem uciekam myślami do tych słów i tracę nadzieję. Na szczęście odnalazłem lekarstwo na to. W momencie, gdy z nią rozmawiam, zapominam o złych rzeczach, które nas nachodzą. Staję się szczęśliwy i nabieram energii na działanie. Jest to w pewnym sensie zastrzyk chęci działania prosto w moje serce. Jej uśmiech, który podczas naszych rozmów spływa na jej usta motywuje mnie i ukaja moje pogrążone w żalu serce. Gdy widzę ją choć trochę szczęśliwą, zauważam to ja bardzo jestem w stanie jej pomóc. Wiem, że nie mogę jej teraz zawieść, że jestem dla niej ważny i polega na mnie jak na mało komu.
Zakochuję się w niej z każdą chwilą. Staram się to tłumić, i trzymać w sobie. Jest mi bardzo ciężko, ale wiem, że to może zepsuć naszą pracę nad tym, żeby było jej lepiej. Gdy ciekną mi łzy, zastanawiam się jakie one są. Stawiam sobie pytanie, czy łzy szczęścia mnie tak bardzo bolą, czy też łzy smutku dają mi ukojenie.
Słucham muzyki klasycznej. Pozwala mi ona wyrzucić swoje myśli, uspokoić się, wsłuchać w samego siebie i przemyśleć parę spraw. Są one tak bardzo uzależnione o tempa utworu, dynamiki. Siedząc z pustką w głowie, ciężko mi się skupić na czymkolwiek. Puszczam utwór a wszystko powoli się zaczyna układać. Jakby nuty na pięciolinii były wskazówką na moje problemy.